wtorek, 15 września 2015

YOUTUBE

Hej misie :)

Niedawno założyłam kanał na YouTube i chciałam was zachęcić do jego odwiedzenia.
Byłabym bardzo wdzięczna za subskrypcje, łapki w górę oraz komentarze.
Mam nadzieję, że wam się spodoba pomimo tego iż jak na razie są na nim tylko dwa filmiki.

środa, 15 lipca 2015

PODZIĘKOWANIA + INFO

    Nie wieżę że to już koniec, a wy? Jeszcze nie tak dawno myślałam sobie że skończenie pisania Past Becomes Future to nic takiego, a teraz łzy cisną mi się do oczu i do dosłownie. Decyzja o zakończeniu była jak dla mnie najlepszą opcją, ale żebyście zrozumieli dlaczego to musimy się cofnąć do samego początku.
    Skoro prolog się już pojawił to mogę wam zdradzić cały tok mojego myślenia i wszystkie pomysły, które kiedykolwiek pojawiły się w mojej głowie i były związane z fabułą. Sam pomysł na opowiadanie powstał po przeczytaniu pierwszej części Cienia, czego zapewne sami się domyśliliście. Czytając tamte opowiadanie wkurzała mnie główna bohaterka, ta jej niewinność, ale sam pomysł był świetny więc napisałam do Pepe z prośbą o stworzenie podobnego ff. Chciałam stworzyć historię dziewczyny która będąc w gangu miałam wypadek, który spowodował jej wróg chcąc ją zabić, a ona utwierdzając go w tym że jest nieżywa wyjechała zmieniając imię i nazwisko, a 5SOS-y miały z powrotem wprowadzić ją w świat gangów. Ashton miał się w niej zakochać, ona w nim, wtedy miał przyjechać do Sydney Niall który by o nią walczył wciąż ją kochając, a na samym końcu ona miała uciec z Michael'em wiodąc życie, tak zwane, na krawędzi. Oczywiście Trzymałam się tego pomysłu do puki nie doszło do spotkania Alex z Ashton'em, w tedy moja wizja się zmieniła i postanowiłam iż będzie on handlarzem chcącym ją sprzedać, zaraz po tej wizji zaczęły pojawiać się coraz to nowsze. Ogólnie rzecz ujmując przewidywałam dużo więcej rozdziałów, akcji i tym podobnych. Jednak jakieś 2-3 rozdziały temu dotarło do mnie iż zbytnio się rozpędziłam i nie wykorzystałam paru dobrych pomysłów, na które było już za późno. Dotarło też do mnie iż za bardzo namąciłam, a moje pomysły dobiegły końca. Dlatego też postanowiłam to zakończyć. Jest to pierwsze opowiadanie które zakończyłam nie przerywając pisania w połowie więc jestem z siebie dumna i mam nadzieję że wy ze mnie też chociaż w małym stopniu. Skończmy o mnie czas na was!
    DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ!!!
    Mogłabym dziękować bez końca, jesteście niesamowici. Szczególne podziękowania należą się osobą komentującym i wy również im podziękujcie bo to dzięki ich komentarzom znajdowałam w sobie chęci do pisania.
    Podziękowania należą się również dwóm dziewczyną które poświęciły swój czas na stworzenie nagłówków. Niestety nie pamiętam ich imion, ani ników, ale ma nadzieję że przeczytają to i będą wiedzieć że to właśnie o nich mowa.
     Dziękuję również osobą z zagranicy. Mam tutaj na myśli Amerykanów, Anglików, Niemców, Włochów, Francuzów, Afrykanów i wielu innych, którzy męczyli się z Google Tłumaczem czytając Past Becomes Future.
     Serdeczne podziękowania również dla tych którzy trafili tu a krótką bądź długą chwilę i zmarnowali swój czas by przeczytać moje marne wypociny.
    Mam taką wielką ochotę wszystkich was wyściskać, jesteście najlepsi, a potwierdza to liczba wejść na bloga, po prostu wow!
    A teraz czas na małe info.
    Nie wiem czy kiedykolwiek pojawi się część 2, może kiedyś, ale jak na razie ja sama tego nie wiem. Wiem za to że już po wakacjach ruszam z pisaniem ciągu dalszego mojego ff jeszcze z czasów przed PBF, a dokładniej mowa tu o You & I do którego link macie poniżej.
 http://1dyouandi.blogspot.com/
    Jeśli ktoś jeszcze nie czytał może również natrafić na one-schota o Calum'ie moje autorstwa:
http://www.wattpad.com/story/24737246-wyzyskiwaczka-calum-hood-one-shot-%2B18
    Możecie się ze mną kontaktować przez:
    Twotter'a: @eeyorext
    Snapchat'a: eeyorett
    Nie gwarantuje że skontaktujecie się ze mną przez najbliższe 3 tygodnie gdyż wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała jakikolwiek ostęp do internetu.
    Jeszcze raz bardzo wam wszystkim za wszystko dziękuję!!!
    Love you all!!!

EPILOG

    PRZED WAMI TROCHĘ INNY, OSTATNI ROZDZIAŁ. ZE WZGLĘDU NA TO IŻ TO OSTATNI ROZDZIAŁ MAM NADZIEJĘ ŻE POJAWI SIĘ DUŻO KOMENTARZY I OSOBY WCZEŚNIEJ NIE KOMENTUJĄCE POSTANOWIĄ NAPISAĆ PARĘ SŁÓW CZY CHOCIAŻBY JAKĄŚ MINKĘ. 
    UWAGA!!! TO NIE JEST OSTATNI POST!!!



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Ashton*

    Patrzyłem jak bezwładne ciało brunetki upada na drewnianą podłogę. Uderzyło we mnie poczucie winy, ale nie mogłem się wycofać. Luke miał rację, kasy było coraz mniej, a suma zaproponowana przez jakiegoś faceta bardzo by nam pomogła, w końcu nikt nie odmówiłby okrągłego miliona. Kątem oka zobaczyłem jak Michael wstaje i bez słowa rusza ku wyjściu. Nie zamierzałem go zatrzymywać, wiedziałem że nie chce brać w tym udziału i nie miałem zamiaru go do tego zmuszać. Clifford był jedynym w 100% przeciwnym temu planu. Mogłem się spodziewać, że przywiąże się do Alex, ale nie sądziłem że aż tak. Z resztą, z Michael'em czy bez, musiałem z chłopakami dokończyć robotę. Skinąłem głową na dziewczynę. Luke bez słowa ją podniósł i ruszył do drzwi, spojrzałem jeszcze na Calum'a, który wciąż siedział ze spuszczoną głową. Położyłem mu dłoń na ramieniu, a następnie wyszedłem bez słowa. Czas oddać dziewczynę i zgarnąć swoją nagrodę.   

*Alex*

*4 lata temu*

    Przechodziłam z pokoju do pokoju poszukując swoich znajomych, ale jak na złość nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Muzyka była tak głośna, że aż czuło się trzęsącą podłogę pod stopami. Co chwilę mijałam całujące się pary, które powinny poszukać sobie wolnego pokoju. Dwójka moich przyjaciół namówiła mnie na domówkę u jednego z członków naszej szkolnej elity, a następnie zostawili mnie samej sobie wśród grona nieznany mi osób. Byłam typem mola książkowego, zawsze cicha i nie wchodząca nikomu w drogę. To nie tak że nie lubiłam towarzystwa ludzi, po prostu moja nieśmiałość nie pozwalała mi na bliższe znajomości. Jakiś pijany typek potknął się uwieszając się mi na ramieniu i obrzydliwie się uśmiechając. 
    - My się chyba jeszcze nie znamy. - wybełkotał, a mnie od razu zrobiło się niedobrze od smrodu z jego ust. Tak więc szybko się odsunęłam i ruszyłam przed siebie. Dom, a raczej willa, w której odbywała się impreza była na tyle wielka iż sama się w niej gubiłam. Byłam już chyba w trzech różnych salonach, ogromnej kuchni i na tyłach domu gdzie znajdował się basen, a i tak nie przeszłam nawet połowy posiadłości. W końcu weszłam do jednego z licznych salonów, gdzie było ciszej niż w pozostałych pomieszczeniach. Na środku pomieszczenia były umieszczone trzy kanapy ułożone w literę U, a pośrodku nich stał szklany stolik. Nareszcie mogłam odetchnąć z ulgą, gdyż na jednej z kanap zauważyłam dwójkę swoich znajomych prowadzących żywą dyskusję z całą resztą towarzystwa, która zajmowała wszystkie siedzenia, a niektórzy nawet zajmowali miejsca na podłodze. Zaczęłam do nich podchodzić i w tedy spojrzenie jednego z chłopaków skierowało się na mnie. Poczułam dziwny dreszcz przeszywający moje ciało. Nie znałam tego chłopaka, ani osobiście, ani też z widzenia w szkole, więc śmiało mogłam powiedzieć iż był od jedną z osób z zewnątrz. Siedział na kanapie z rękoma na oparciach i jedną nogą na drugiej. Ubrany był luźno, ale za razem elegancko, a jego blond włosy tworzyły artystyczny nieład. Nie spuszczał ze mnie spojrzenia zupełnie nie zwracając uwag na pozostałych siedzących w kółku. Dopiero gdy podeszłam bliżej zauważyłam, że na stoliku leżą narkotyki, to by wyjaśniało pobudzone zachowanie zgromadzonych. Gdy stanęłam obok jednej z kanap, mój przyjaciel Tyler odwrócił głowę w moją stronę szeroko się przy tym uśmiechając.
    - Mała nareszcie tu dotarłaś. Niech wszyscy mnie posłuchają! - krzyknął zwracając przy tym uwagę wszystkich. - To jest moja przyjaciółka Alex, prawda że ładna? - zapytał, a ja poczułam jak się rumienię. Mogłam się spodziewać, w końcu miałam imprezowych znajomych, którzy nie odmówiliby ani alkoholu, ani narkotyków, a co z tym idzie, ich głupia gadka.
    - Młoda znajdź sobie gdzieś miejsce, a ja już szykuję dla ciebie kreskę. - powiedział jakiś szatyn od razu sięgając po jednej z woreczków z białym proszkiem.
    - Ja nie biorę. - szybko powiedziałam przerażona tym że miałabym coś wciągnąć.
    - W takim razie co cię tu sprowadza? 
    - Czy to ważne? Siadaj. - odpowiedział za mnie blondyn, który od początku mi się przyglądał. Zrobił mi miejsce koło siebie na kanapie i gestem ręki wskazał żebym usiadła koło niego. Wolałabym zająć miejsce obok Tyler'a, ale zanim dokładnie o tym pomyślałam, moje nogo mechanicznie ruszyły w stronę blondyna.
    - Jestem Niall. - przedstawił się kładąc prawą rękę na oparciu za mną.
    - Alex. - przedstawiła się. Spojrzałam w jego oczy i w tedy odpłynęłam w ich nieziemskim odcieniu niebieskiego.
    - Rozluźnij się, nic ci nie zrobię. - posłał mi uśmiech. - Z resztą pozostali też są nie groźni. Akurat przechodzą przez fazę głupawki.
    Gdy się rozejrzałam faktycznie każdy śmiał się z byle czego. Co najciekawsze Niall jako jedyny nie miał zaczerwienionych oczu, ani rozszerzonych źrenic. Było w nim coś co mnie do niego przyciągało, uczucie którego nigdy dotąd nie miałam.  
*
    Wracałam do domu ciemnymi ulicami Los Angeles. Jak zawsze zasiedziałam się u Tyler'a więc teraz musiałam wracać sama w środku nocy do domu. Nie miałam kasy na taksówkę, brat nie odbierał moich telefonów, a autobus miałam dopiero za godzinę więc postanowiłam wracać pieszo. Było przed północą i jak na weekendową noc było bardzo pusto. Nikogo nie było na ulicy, nie jeździło żadne auto, właśnie ta nicość wzbudzała we mnie największy strach. Zdecydowanie zbyt wile horrorów obejrzałam żeby teraz móc wracać spokojnie. Mijałam właśnie jeden z ciemnych zaułków, gdy ktoś chwycił mnie za przed ramię wciągając w ciemność. Chciałam krzyczeć i wołać o pomoc, choć i tak wiedziałam że nikogo nie ma w pobliży, ale szmatka przyciśnięta do moich ust mi to uniemożliwiała. Napastnik stał za mną, więc nie mogłam go zobaczyć. Starałam się szarpać, ale z każdym wdechem słodki aromat, którym była nasączona szmatka, sprawiał iż czułam się coraz słabsza. Usłyszałam pisk opon i w jednej sekundzie napastnik zniknął, a ja znalazłam się w ramionach jakiegoś mężczyzny. Widziałam zamazane kontury i desperacko chciałam przyjrzeć się kto mnie niesie, ale niedawno wdychany aromat sprawił iż moje powieki były zbyt ciężkie bym wciąż mogła trzymać je ku górze.
    Obudziłam się w nieznanym mi, białym pokoju na czarnej kanapie. Spróbowałam podnieść się na rękach, ale moje próba wyszła na marne, gdyż zostałam przyciśnięta z powrotem do miękkiej tkaniny sofy.
    - Nie wstawaj, daj sobie chwilę na dojście do siebie. - powiedział lekko zachrypnięty głos, który już gdzieś słyszałam. Jego właściciel uklęknął przede mną tak że mogłam się mu idealnie przyjrzeć.
    - Gdzie ja jestem? Co się stało? I coś ty mi podał? - zadałam trzy pierwsze pytania jakie najbardziej mnie nurtowały, a Niall zaśmiał się z prędkości z jaką je wypowiedziałam.
    - Wracałem akurat od kumpla i zobaczyłem jak gdzieś idziesz, więc postanowiłem cię podwieźć. Nagle jakiś facet wciągnął cię do zaułka i przykładał kawałek materiału do twojej twarzy zapewne z jakimś narkotykiem. Pozbyłem się go, a następnie zabrałem cię do siebie. Odwiózłbym cię do domu, ale nie znam twojego adresu.
    - Strasznie mnie boli głowa. - powiedziałam chwytjąc się za wspomnianą część ciała i ponawiając swoją próbę wstania, tym razem z powodzeniem. Blondyn podał mi szklankę z wodą mówiąc że ból głowy powinien niedługo przejść i zaproponował żebym przenocowała u niego. Normalnie nie nocuję u niedawno poznanego chłopaka, ale substancja której się dość sporo nawdychała, nadal nie opuściła mojego organizmu osłabiając mnie, więc postanowiłam przyjąć propozycję noclegu.
*
    Minął jakiś miesiąc od imprezy w wili oraz nieprzyjemnego zdarzenia na ulicy, które dziwnym trafem połączyło mnie i Niall'a. Polubiłam spędzać z nim czas. Był moim przeciwieństwem, ja szara myszka, słuchająca się rodziców, spędzająca swój wolny czas zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju, i on, szalony buntownik, kochający korzystać z życia do granic możliwości. Już po pierwszym spotkaniu postanowił, że pokaże mi jak powinno się żyć. Wyciągał mnie na długie przejażdżki, biwaki i imprezy z ludźmi z mojej szkoły bądź jego przyjaciółmi. Przy byłam stu procentową sobą i nareszcie czułam że żyję. Jemu udało się dokonać to, czego moi znajomi próbowali na mnie od paru lat. Udało mu się mnie otworzyć. 
    - Nad czym tak myślisz?
    - Nad wszystkim i niczym za razem.
    - Jak zawsze nie umiesz się zrelaksować. - zaśmiał się Niall.
    - Nie prawda!
    Dzisiejszego ranka Niall przyjechał po mnie twierdząc iż ma świetny pomysł na wspólne spędzenie czasu. Wywiózł mnie do Hollywood, a następnie kazał wdrapywać się na górę, tylko po to by teraz móc siedzieć na jednej z liter o słynnego napisu tego miasta. 
    - Czuję się jak w filmie "To tylko seks". - wyznałam.
    - Zaraz przyleci po nas policja i będą musieli ciebie stąd ściągać.
    - Nie prawda, to ciebie będą stąd ściągać!
    - Przypomnij mi, kto miał problem z wejściem tu?
    - Oj zamknij się.
    Usłyszałam tak dobrze znany mi, dźwięczny śmiech wywołujący przyjemny dreszcz na moim ciele. Pomimo pięknej, upalnej pogody usłyszałam znienawidzony przeze mnie dźwięk, gdzieś w oddali.
    - Słyszysz?
    - Niby co?
    - Grzmi.
    - Wydaje ci się. - machnął ręką lekceważąco i z powrotem wlepił swój wzrok na panoramę miasta. Minęło zaledwie parę minut, gdy znikąd zaczął lać deszcz. I kto by się tego spodziewał, szczególnie że na niebie były, może z dwie chmurki. Niall szybko zeskoczył na ziemię następnie wyciągając ramiona w górę i dając mi tym samym znak, że mam skakać, a on mnie złapie. Niewiele myśląc skoczyłam, a następnie chwytając chłopaka za rękę ruszyłam biegiem w drogę powrotną. Ku mojemu zdziwieniu poczułam szarpnięcie, a następnie wylądowałam w ramionach blondyna, który od razu wpił się w moje usta. Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem, delikatnie go od siebie odsuwając, jednak zobaczyłam ten słodki uśmiech przez który moje nogi robiły się jak z waty i sama zapragnęłam go pocałować. Niall jakby czytając mi w głowie, pchnął mnie na jedną z liter, następnie przygważdżając mnie do niej i ponawiając swój zamach na moje wargi, który tym razem postanowiłam oddać.

 *3 lata temu*

    Leżałam na łóżku, przerzucając strony mojej ulubionej książki i zatrzymując się na wybranych fragmentach. Dziś mijał rok odkąd poznałam Niall'a na imprezie, ale w żaden sposób tego nie świętowaliśmy. Od naszej kłótni z przed kilku dni, żadne z nas nie postanowiło zrobić tego pierwszego kroku i odezwać się do drugiej osoby. Co prawda nie zerwaliśmy, a ja wciąż miałam cichą nadzieję, że telefon zaraz zadzwoni, bądź blondyn podjedzie pod mój dom z pomysłem na spędzenie wieczoru, a raczej nocy bo bo już przed północą. Przekręciłam się na łóżku i sięgnęłam po telefon, który leżąc na szafce zaczął wibrować. Zobaczyłam numer Niall'a więc czym prędzej nacisnęłam na zieloną słuchawkę, jednak szybko przekonałam się że to nie on dzwonił.
    - Witaj ślicznotko. - usłyszałam zachrypnięty głos mojego prześladowcy, a po plecach momentalnie przeszły mnie ciarki. Od miesięcy wokół mnie działy się dziwne rzeczy, a niedawno dowiedziałam się dlaczego. Jakiś facet chciał na mnie zarobić na czarnym rynku, a Niall chcąc mnie chronić nic mi o tym nie mówił, to właśnie o to się pokłóciliśmy. 
    - Gdzie jest Niall? - słyszałam jak drży mi głos, a mężczyzna po drugiej stronie wyczuwając moje zdenerwowanie zaczyna się śmiać.
    - Niebawem go zobaczysz, ale zanim to nastąpi, co powiesz na spotkanie?
    - Nie ma mowy. - od razu zaprzeczyłam natychmiast jednak tego żałując, gdyż usłyszałam przeciągły jęk.
    - Powinienem najpierw wspomnieć że twój chłoptaś jest tu ze mną?
    - Gdzie i kiedy?
    - Tak też myślałem, że zmienisz swoje zdanie. - zaśmiał się. - Green Street 24, masz 10 minut.
    Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdyż do moich uszu doszedł dźwięk zakończonego połączenia. Zerwałam się biegiem do drzwi wyjściowych. Nie dbałam o to czy obudzę robionym przeze mnie hałasem jednego z domowników czy nie. Po drodze chwyciłam kluczyki do samochodu rodziców. Nie miałam prawa jazdy, w końcu niedawno dopiero skończyłam 16 lat, ale Niall uczył mnie jak prowadzić samochód i właśnie teraz nadszedł czas żeby sprawdzić moje umiejętności. 
    Jechałam w miarę pustymi ulicami nie zwracając uwagi na przepisy drogowe, ani czerwone światła. Serce podchodziło mi do gardła jak tylko przejeżdżałam przez jakieś skrzyżowanie i widziałam nadjeżdżający pojazd, jednak cały czas wychodziłam z tego cało, a przynajmniej do czasu. Poczułam wibracje telefonu w przedniej kieszeni jeansów, więc wyciągnęłam go sprawdzając kto dzwoni. Moim oczom ukazał się numer Harry'ego. Już miałam odebrać, ale ten ułamek sekundy podczas którego wpatrywałam się w ekran komórki wystarczył by stało się to czego najbardziej się obawiałam. Zobaczyłam z lewej strony dwa reflektory i w tym samym czasie poczułam mocne uderzenie w bok. Jakieś auto wjechało dokładnie we mnie. Wiedziałam, iż było to zaplanowane, gdyż nie było możliwości skrętu w prawo. Okropny ból przeszył całe moje ciało, mroczki pojawiły mi się przed oczami, a w głowie niebezpiecznie mi się zakręciło. Widziałam dym wydobywający się z maski samochodu, ale nie byłam w stanie się ruszyć, nie byłam w stanie zrobić czegokolwiek, oprócz omdlenia.

*Now*

    Zajęczałam czując okropny ból głowy od razu się za nią chwytając. Poczułam pod palcami wilgoć więc spojrzałam na swoją dłoń. Zobaczyłam krew, no tak w końcu Hemmings przywalił mi butelką. Leżałam na brudnej podłodze, w jakimś obskurnym pomieszczeniu w którym nie było nic oprócz migającej żarówki zwisającej z sufitu. Podniosłam się z podłogi uważnie przyglądając się czterem ścianom. Zero okien, tylko masywne metalowe drzwi zza których było słychać brzdęk kluczy. Cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi że nie jestem już w willi Ashton'a, a myśl o osobie którą zaraz mogę ujrzeć wywoływała u mnie strach. Zobaczyłam jak klamka kieruje się ku dołowi. Serce zaczęło bić mi nienaturalnie szybko, dłoni mi się trzęsły i jedyne co chciałam teraz zrobić to uciec. Drzwi w końcu się otwarły, a ja zamarłam. Teraz wszystko do mnie doszło. Osoba od której wszystko się zaczęło, która sprowadzała na mnie kłopoty, która mną manipulowała i sprawiła iż jej ufałam, osoba którą myślałam że kocham stała teraz przede mną. Jak widać musiałam przeżyć 4 lata by w końcu zrozumieć że uciekam przed kimś do kogo sama brnę. To nie Stank chciał mnie dorwać, to nie Ashton z kumplami chcieli dla mnie źle, chciała tego osoba która była mi tak niezmiernie bliska. Powróciło do mnie wspomnienie naszego ostatniego spotkania, w tedy puściłam mimo uszu jego ostatnie słowa, ale teraz ona do mnie wróciły. Do zobaczenie niebawem.
    - Tęskniłaś? - zapytał rozciągając swoje usta w złowieszczym uśmiechu. Teraz wiem że nigdy go nie znałam i tak naprawdę, nigdy nie chciałam poznać.
    - Niall. 

wtorek, 30 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 30

    Przemierzałam ulice Sydney nie zwracając na nic uwagi przez co, co chwilę na kogoś wpadałam. Już po pierwszych krokach dotarło do mnie, iż nie mam zielonego pojęcia o tym gdzie znajduje się posiadłość Ashton'a, więc swoje kroki kierowała do miejsca gdzie na pewno go spotkam, a mianowicie do swojego mieszkania. W głowie miałam multum myśli przez co nie wiedziałam na czym dokładnie mam się skupić. Jak tylko stawiałam sobie jedno pytanie za chwile pojawiało się kolejne i kolejne i kolejne, i tak w kółko. Wiele pytań i na żadne odpowiedzi. Wiedziałam tylko jedno, że to co przed chwilą usłyszałam było prawdą. Blondyn nie mógł mnie okłamać, w końcu nigdy tego nie zrobił. W tym momencie był jedyną osobą w to zamieszaną, której mogłam zaufać. Nagle w mojej głowie pojawił się obraz z przed trzech lat, jak siedzieliśmy na kanapie oglądając żałosny film w którym kobieta została przez wszystkich oszukana. W tedy po raz pierwszy usłyszałam z jego ust obietnicę, że nigdy mnie nie okłamie. Miała tylko nadzieję, że jego słowa wciąż są aktualne.
    Droga do domu zajęła mi więcej czasu niż mogłam przypuszczać, ale z pewnością było to spowodowane tym, że wcale mi się nie śpieszyło do konfrontacji z Ashton'em i resztą. Im bliżej byłam swojego celu tym wolniej stawiałam kroki na przód. Po części chciałam mieć już to za sobą, ale z drugiej strony chciałam, żeby nigdy nie doszło na naszej rozmowy. Pragnęłam jednak wyjaśnień, które z resztą mi się należały.
    W końcu nadszedł moment w którym musiałam otworzyć drewnianą powłokę oddzielającą mnie od chłopaków. Wzięłam głęboki wdech po czym z impetem weszłam do mieszkania od razu kierując się do salonu w którym, tak jak myślałam, znajdowali się wszyscy. Ashton wraz z Calum'em siedzieli na kanapie zażarcie kłócąc się o to gdzie mogę się podziewać, Michael zajmował jeden z foteli trzymając na kolanach laptop i ze skupieniem przeglądał różne foldery znajdujące się w nim, a Luke szperał barku niczym nie przejęty. Jak tylko znalazłam się w pokoju wszyscy przerwali swoje czynności zwracając całą uwagę na mnie. Widziałam, że Ash chce coś powiedzieć, ale szybko go uciszyłam. Stanęłam przed nimi i rzuciłam na stół plik dokumentów, który zawierał wszystkie informacje na mój temat włącznie z dużym czerwonym napisem SPRZEDANA. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam prosto w oczy Irwin'owi, który siedział spięty nie wiedząc co powiedzieć, zresztą tak jak i reszta.
    - Nagle nie macie nic do powiedzenia? - zakpiłam. - Może łaskawie mi powiecie co to ma być? - wskazałam na dokumenty.
    - Nic co powinno cię obchodzić. - nagle odezwał się Ashton posyłając mi wrogie spojrzenie i przysięgam, że jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty żeby mu przywalić. Zacisnęłam dłonie w pięści powstrzymując się od uderzenia chłopaka.
    - Wręcz przeciwnie Irwin.
    - Może usiądziesz, zaparzę ci herbatkę na uspokojenie i w tedy na spokojnie porozmawiamy.
    - Zamknij się Michael! Od początku zgrywasz niewiniątko, a jesteś tak samo winny jak i reszta! - wrzasnęłam tak głośno, że sam Mike skulił się na fotelu, a Calum i Luke popatrzeli na mnie z mieszanką strachu i zdziwienia. Zapewne nikt się nie spodziewał, że będę w stanie zaatakować Clifford'a zważywszy na to, iż to właśnie z nim dogadywałam się najlepiej. Właśnie to najbardziej mnie bolało. W jakimś stopniu widziałam w nim przyjaciela, myślałam że mogę na niego liczyć. Jak widać pozory mylą, a on był takim samym dupkiem jak i reszta, po protu byłam za głupia żeby to wcześniej dostrzec.
    - Dlaczego ja? - odezwałam się po chwili ze spokojem.
    - A dlaczego nie. - wzruszył ramionami Ashton wygodniej rozsiadając się na kanapie i posyłając mi kpiący uśmiech.
    - Nie wkurwiaj mnie bardziej.
    - Doszły nas słuchy, że jakiś facet chce cię dorwać i zrobi wszystko żebyś wpadła w jego ręce, a że byliśmy bez kasy to postanowiliśmy to wykorzystać. - Luke po raz pierwszy postanowił się odezwać. - Napadanie na jakieś marne sklepy nam się znudziło, tak samo okradanie miliarderów, a kasy było coraz mniej. Nie uraź się, ale spadłaś nam z nieba. A teraz, napije się ktoś? - zapytał pokazując kryształową butlę w której znajdowało się brandy.
    - Jeśli brakowało wam kasy to czemu sprzedaliście mnie za marne 500 dolarów?
    - Jak już znalazłaś się w naszym domu,  Victor Stank, który chciał cię dorwać, zaproponował taką cenę, ale nie martw się dostaliśmy dożo ciekawszą ofertę. - Ashton znów postanowił się wtrącić grając mi na nerwach.
    - O ile dobrze zrozumiałam to nie należę ani do was, ani do Stank'a.
    - Yep.
    - Więc do kogo?
    Niestety poznanie odpowiedzi nie było mi pisane. Stojąc przodem do Ashton'a, Calum'a i Michael'a, stałam tyłem do Luke'a, co chłopak wykorzystał. Zobaczyłam jak Ashton delikatnie skinął głową i w tym samym momencie poczułam mocne uderzenie w tył głowy. Zapewne oberwałam od Luke'a kryształową butelką i to na tyle mocno, że brandy znajdujące się w środku rozlało się na moje plecy i ramiona obwieszczając stłuczone szkło. Mroczki pojawiły się przed moimi oczami, a ciało odmawiając posłuszeństwa opadło na podłogę. Ostatnie co pamiętam to przepraszający wzrok Mike, a później już tylko ciemność.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Czytacie = Komentujecie
    Skoro ja byłam w stanie poświęcić ok 2 godziny na napisanie tego rozdziału, to wy poświęćcie swoje 2 minuty na napisanie komentarza.
    Love you all!

piątek, 5 czerwca 2015

ROZDZIAŁ 29

    Wpatrywałam się w niegdyś tak dobrze znaną mi osobę, która teraz wydawała się całkowicie obca. Miliony wspomnień przewijały się w mojej głowie. Podświadomość krzyczała żebym uciekała jednak nie potrafiłam ruszyć się z miejsca. Byłam przerażona, a zarazem zdziwiona, gdyż nie spodziewałam się że go tu spotkam. Ostatni raz widziałam go trzy lata temu w szpitalu po wypadku. Nigdy mu nie powiedziałam dokąd wyjeżdżam, ani nawet że to robię, po prostu uciekłam. Zresztą nie tylko przed nim, a przed wszystkim. Odcięłam się od wszystkich dawnych znajomych mając nadzieję że nic co było związane z moją przeszłością nie wróci, a jednak moje małe marzenie nie zostało spełnione.
    - Nie sądzisz że jesteś mi winna parę wyjaśnień? - zapytał, a ja jeszcze bardziej się spięłam na jego słowa. Minęło mnóstwo czasu i nie miałam zamiaru mu niczego wyjaśniać.
    - Chodź, po drodze mijałem jakąś kafejkę. - machnął ręką i ruszył w wybranym przez siebie kierunku nie odwracając się za siebie. Niepewnym krokiem ruszyłam za nim, bojąc się konsekwencji które mogą nadejść.
*
    Siedzieliśmy przy jednym ze słomianych stolików, ustawionym przed wejściem nieznanej mi kawiarni. Mój towarzysz czuł się niezwykle komfortowo, gdy ja siedziałam jak na szpilkach przyglądając się temu jak miesza swoją kawę. Byłam wdzięczna za każdą sekundę odwlekającą naszą rozmowę.
    - Nie krępuj się, możesz zaczynać. - powiedział rozsiadając się wygodnie na krześle. Pomimo jego ciemnych okularów i tak czułam jego wzrok na swojej osobie.
    - Co ty tu robisz?
    - Nie sądzisz że powinienem zapytać cię o to samo? - zakpił. - Ostatni raz gdy cię widziałem byłaś w szpitalu i wręcz błagałaś mnie żebym pojechał do domu odpocząć, zrobiłem tak jak chciałaś, a gdy wróciłem następnego dnia ciebie nie było. Przepytałem wszystkich, znajomych, lekarzy, twoją rodzinę, ale nikt nie wiedział gdzie jesteś. Przeszukałem całą Kalifornię mając nadzieję że cię znajdę. - ton jakim mówił stawał się coraz bardziej gniewny przez co skuliłam się na siedzeniu. - Nikt nie widział, nikt nic nie słyszał. Nawet nie raczyłaś poinformować swojego brata o twoim zniknięciu. Jednak osiągnęłaś to na czym najbardziej ci zależało, uwolniłaś się od Victor'a. 
    - Dobrze wiesz, że gdybym została, on zrobiłby wszystko żeby mnie dorwać i ani ty, ani Max nie powstrzymalibyście go, a...
    - Więc postanowiłaś utwierdzić go w przekonaniu że zginęłaś w wypadku. To był świetny plan. Wypadek samochodowy, wybuchające auto z którego nic nie zostało, zero zapisków w dokumentach szpitala, brak danych w bazie pasażerów wylatujących z kraju kilka dni po twoim zniknięciu, znajomi myślący że nie żyjesz, oraz chłopak o którym wszyscy myślą że zwariował bo szuka swojej "zmarłej" dziewczyny. Wszystko idealnie przemyślałaś.
    - Niczego nie przemyślałam, kiedy nadarzyła się okazja postanowiłam ją wykorzystać. Dobrze wiesz, że chciałam normalnego życia. Chciałam ukończyć szkołę, iść do koledżu, mieć znajomych którzy nie znają mojej przeszłość. Chciałam korzystać z życia nie myśląc o tym że pieprzony handlarz chce mnie dla swojego zysku. 
    - Chciałaś uciec od przeszłości, pakując się w nią od nowa.
    - Co?
    - Przeszłość staje się przyszłością, kochanie. Stank ma znajomości na całym świecie i dzięki temu dowiedział się że wciąż żyjesz.
    - Żartujesz?
    - Jego ludzie niejednokrotnie próbowali cię dorwać, ale jeden z miejscowych handlarzy również upatrzył sobie ciebie za cel, skutecznie utrudniając tamtym robotę. W końcu zaproponował Victor'owi, podobno, wysoką stawkę za ciebie dzięki czemu tamten zostawił cię w spokoju. - zrobił przerwę oczekując ode mnie jakiejkolwiek reakcji, a gdy jej nie dostał postanowił kontynuować. - Zostałaś sprzedana.
    Odtworzyłam w głowie jeszcze raz wszystkie informacje których dowiedziałam się od blondyna. Miałam ochotę się rozpłakać, jednak za wszelką cenę nie pozwalałam łzą wypłynąć. Wiedziałam jaka będzie odpowiedź na moje pytanie, ale i tak chciałam usłyszeć to z usta towarzysza.
    - Kto?
    - Niejaki Ashton Irwin. - uśmiechnął się złośliwie. - Podobno to twój dobry znajomy.
    Zamknęłam oczy powstrzymując się od płaczu. Nie umiałam uwierzyć w prawdę. Tak szybko jak łzy pojawiły się na moich policzkach, tak szybko je starłam nadgarstkiem. Odsunęłam swoje krzesło od stołu następnie wstając i kierując się tam, gdzie jeszcze chwilę temu myślałam że nigdy nie wrócę. Blondyn jeszcze coś powiedział, ale nie słuchałam go i nie miałam zamiaru zatrzymywać się i pytać o to co powiedział, teraz najważniejsze dla mnie było dostanie się do  posiadłości Irwin'a.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Czytasz = Komentujesz!
    Jeśli możecie polecajcie tego bloga znajomym.
    Snapchat: eeyorett
    Love you all!!! 

czwartek, 14 maja 2015

ROZDZIAŁ 28 + WAŻNE!

    ZAŁOŻYŁAM SNAPCHAT Z KTÓREGO BĘDĘ WAS INFORMOWAĆ O NOWYCH ROZDZIAŁACH (oczywiście snapy z mojego codziennego życia również będą się pojawiać) TAK WIĘC JEŚLI CHCECIE TO MNIE DODAWAJCIE: eeyorett   

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

LOVE YOU ALL!!!

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    Nie tracąc czasu pobiegłam na górę. Bez namysłu skierowałam się do pokoju, który przed moim ostatnim zwiedzaniu domu był zamknięty i na moje nieszczęście i tym razem nie mogłam się do niego dostać. Do głowy przyszedł mi pomysł gdzie mogę znaleźć klucz do tajemniczego pomieszczenia. Podbiegłam do drzwi od pokoju Ash'a i weszłam do środka. Jak na chłopaka miał idealny porządek. Rozejrzałam się dookoła i przez chwilę zastanowiłam się gdzie bym na jego miejscu schowała klucz. Jako pierwszy cel obrałam łóżko. Zajrzałam pod poduszki oraz do poszewek, ale nic nie znalazłam. Następnie podeszłam do biurka i nie zawracając sobie głowy tym że chłopak może się dowiedzieć że tu byłam, zaczęłam wyrzucać całą zawartość szuflad. Nadal nic. Moje spojrzenie przeniosło się na sporą szafę w której już chwilę później prowadziłam swoje poszukiwania. Po szafie nadszedł czas na łazienkę. Po poru minutach stanęłam na środku sypialni Irwin'a dokładnie się rozglądając. Idealnie pościelone łóżko teraz wyglądało jak po przejściu tornada, szuflady z biurka były pootwierane, a ich zawartość była porozrzucana po podłodze jak i zawartość szafy. Łazienka również nie była w lepszym stanie niż pokój. Zrobiłam niezły bałagan, ale nie miałam zamiaru go sprzątać. Nagle mój wzrok zatrzymał się na jeszcze jednym meblu umieszczonym w tym pokoju. Szafka nocna. Jak mogłam jej wcześniej nie zauważyć. Przyklękłam przed nią i zaczęłam przeszukiwać jej zawartość tylko po to by po chwili się rozczarować. Wybiegłam z pokoju na nowo kierując się w stronę zamkniętych drzwi i z całej siły uderzyłam w nie barkiem czego od razu pożałowałam. Bolało mnie całe ramię, a drzwi i tak nie drgnęły z resztą o czym ja sobie myślałam, przecież nie jestem jednym z tych napakowanych kolesi z filmów którzy wyważają drzwi. Postanowiłam więc wykorzystać mój stary sposób na otwieranie drzwi. Wypięłam z włosów dwie wsuwki i zaczęłam nimi grzebać w zamku. Usłyszałam szczęk i drzwi się otworzyły, a ja w końcu odetchnęłam z ulgą. Jednak zapominanie kluczy gdy byłam nastolatką, a nikogo nie było w domu się przydało. Pchnęłam drzwi i przeszłam przez próg. Nie wiem czego się spodziewałam po tym pokoju, ale z pewnością nie tego. Po prawej ścianie stał regał z książkami, po lewej metalowa szafka z wieloma szufladami, a na środku masywne biurko na którym stał komputer oraz masa różnych papierów i teczek, natomiast przed nim stały dwa krzesła, a za nim skórzany obrotowy fotel. Czułam się jak w biurze jakiegoś prezesa ważnej firmy. Podeszłam do biurka i zerknęłam na leżące na nim rzeczy. Moją uwagę przykuła żółta teczka z moim imieniem i nazwiskiem. usiadłam na jednym z krzeseł i wzięłam ją do ręki. Było w niej masę dokumentów, ale już przy pierwszej kartce odjęło mi mowę. Było na niej moje zdjęcie, najważniejsze dane oraz coś co wywołało mój szok. Obok imienia i nazwiska była napisana cena 500$, a przez całą kartkę przebiegał czerwony napis SPRZEDANA. Do oczu napłynęły mi łzy, nie dałam im jednak wypłynąć. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam działać szybko. W końcu nie wiedziałam kiedy dokładnie wrócą domownicy. Biegiem udałam się do przydzielonego mi pokoju. Zabrałam z niego portfel, dokumenty, telefon i wrzuciłam wszystko do torebki. Włożyłam do niej również teczkę z moimi danymi, którą zabrałam z gabinetu. Nie zwalniając tempa, pobiegłam do garażu. W rzędzie stało kilka samochodów. Zważając na to że nie wiedziałam jak otworzyć bramę, wsiadłam do czarnego, masywnego, terenowego jeepa, który moim zdaniem był w stanie wyważyć bramę i się przy tym nie popsuć. Na szczęście tym razem nie musiałam szukać kluczyków gdyż były one w stacyjce. Torebkę położyłam na siedzeniu obok. Uruchomiłam pojazd, wcisnęłam pedał gazu tak mocno, aż dotknął podłogi i z pełną prędkością ruszyłam w stronę bramy. Zamknęłam oczy bojąc się tego co może nastąpić. Brama jednak wyglądała tylko na masywną, ale wcale taka nie była. Poczułam szarpnięcie i głośny brzdęk. Gdy otworzyłam oczy z wielką ulgą spostrzegłam że mi się udało i teraz jechałam już poza posesją. Lewą ręką uruchomiłam gps przyczepiony do szyby i wyznaczyłam trasę do centrum Sydney przy okazji o mało nie rozbijając się o drzewo w momencie w którym za bardzo skupiłam się na urządzeniu niż na drodze.
*
    Samochód porzuciłam na przedmieściach Sydney, a ja sama, od paru godzin, krążyłam po mieście bez celu. Telefonu również się pozbyłam. W najbliższym sklepie kupiłam nowy wraz z kartą i do kontaktów wpisałam najważniejszy jak dla mnie numer. Wciąż wahałam się czy nie zadzwonić do brata. Zupełnie nie wiedziałam co robić. Nie mogłam wrócić do domu gdyż z pewnością Ashton i jego kumple by mnie tam szukali, do hotelu zbytnio też nie mogłam się udać bo co jeśli podając swoje dane przy rejestracji dam im szansę mnie odnaleźć. Skoro mnie śledzili to znali moich znajomych tak więc zatrzymanie się u nich nie wchodziło w rachubę. Spacerowałam więc po ulicach Sydney z mętnikiem w głowie. Tak szybko jak przychodziła mi do głowy jakaś myśl, równie szybko przychodził mi argument który ją odrzucał. Skręciłam w prawo nie bardzo wiedząc gdzie idę, a tym bardziej gdzie jestem. Podniosłam głowę spoglądając przed siebie i w tedy go ujrzałam. Stanęłam na środku chodnika nie wierząc w to co widzę. Nie sądziłam że jeszcze kiedykolwiek go zobaczę, a jednak. Stał parę metrów przede mną, skierowany do mnie bokiem tak że widziałam tylko jego lewy profil, ale to wystarczyło żebym go rozpoznała. Podniszczone czarne vansy, ciemne dżinsy luźno zwisające z jego bioder, czarna koszulka opinająca jego tors. Znacznie się zmienił od ostatniego razu. Niegdyś jego chude ramiona, dziś były umięśnione i pokryte dużą ilością tatuaży, w brwi, jak i wardze, widniały kolczyki. Jedyne co pozostało niezmienione to jego czarne ray bany które zawsze nosił oraz farbowane blond włosy, które były postawione do góry ukazując delikatne brązowe odrosty. Szybko odwróciłam się w drugą stronę i ile sił w nogach zaczęłam biec przed siebie. Skręcałam w przypadkowe uliczki chcąc jak najbardziej oddalić się od tamtego miejsca. Postanowiłam zerknąć za siebie, jednocześnie skręcając w bok i to był mój błąd bo na kogoś wpadłam. Dzięki ramionom osoby z którą się zderzyłam nie upadłam na chodnik. Podniosłam wzrok na nieznajomego i w tedy moje oczy spotkały się z jego błękitnymi tęczówkami.
    - Tęskniłaś?

wtorek, 21 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ 27

    Nie minęło parę sekund gdy poczułam ciepłe wargi chłopaka na swoich. Ze zdziwienia otwarłam usta dając mu większy dostęp co szybko wykorzystał. Bardziej niż jego, zdziwiłam samą siebie oddając pocałunek. Muszę przyznać że Ash sztukę całowania miał opanowaną do perfekcji. Chwyciłam go za tył głowy pogłębiając pieszczotę. Poczułam duże dłonie blondyna na brzuchu pod koszulkom. W głowie usłyszałam cichy głosik mówiący żebym przestała, ale byłam za bardzo pijana oraz za bardzo mi się to podobało żeby przestać. Nagle dłonie chłopaka znikły jak i jego usta. Stał nade mną cwaniacko się uśmiechając i podając mi dłoń. Nie myśląc długo chwyciłam go za rękę i dałam się poprowadzić na górę do mojego tymczasowego pokoju. Ledwo przekroczyłam próg pokoju, gdy Ashton zamknął drzwi na klucz, a następnie rzucił mnie na łóżko kładąc się na mnie i tym samym przygważdżając do materaca uniemożliwiając mi jakikolwiek manewr. Jedna z jego dłoni przytrzymała mi nadgarstki nad głową, podczas gdy druga znajdowała się pod koszulką. Znów mnie pocałował, ale tym razem brutalniej. Jego język, nie czekając na pozwolenie, wdarł się do moich ust. Bez zastanowienia oddałam tą jakże brutalną pieszczotę. Czułam jak jego dłoń wędruje coraz wyżej podwijając przy tym materiał koszulki, aż w końcu zadarł ją na wysokość obojczyków. Postanowił uwolnić moje nadgarstki, ale tylko po to żeby pozbyć się mojej górnej części ubioru. Wraz z bluzką na podłodze wylądował również stanik. Chwyciłam za dolną krawędź koszulki Ashton'a z zamiarem ściągnięcia go, ale chłopak na powrót uwięził moje nadgarstki. Jego usta powędrowały na moją szyję, ssąc, przygryzając i całując skórę, podczas gdy jedna z jego dłoni podrażniała sutek jednej z piersi. Ustami zaczął schodzić coraz niżej, aż dotarł do wyznaczonego przez siebie celu. Przygryzł sutek lewej piesi. Wygięłam się w łuk pragnąc poczuć go bliżej. Dłoń przytrzymująca moje nadgarstki zniknęła, ale i tak nimi nie poruszyłam nadal utrzymując je nad głową. Poczułam szarpnięcie w dole i dopiero teraz do mnie doszło że chłopak próbuje zdjąć ze mnie spodnie. Uniosłam więc biodra tym samym mu pomagając. Chłodne powietrze otuliło moje nagie ciało przeszywając je dreszczem.
    - Nie ruszaj się. - Ash wyszeptał mi do ucha władczym tonem. Leżałam nie poruszając się  jednocześnie z zamkniętymi oczami. W głowie przewijały mi się najróżniejsze sceny dotyczące tego co mogłabym robić na tym łóżku z Ashton'em. Czułam jak chłopak mi się przygląda, a rumieniec oblewa moje policzki, co było dziwne gdyż rzadko się rumieniłam. Po paru minutach, które jak dla mnie równie dobrze mogły być godzinami, blondyn wrócił na łóżko. Otworzyłam oczy tylko po to by napotkać jego pociemniałe spojrzenie. Przebiegł prawą dłonią po moim ciele, śledząc wzrokiem jej tor. Mój towarzysz klęczał nago pomiędzy moimi kolanami. Zjechałam wzrokiem z jego twarzy kierując się ku dołowi. Musiał dużo ćwiczyć, a dowodem tego była umięśniona klatka piersiowa na której widok przygryzłam wargę. Wyciągnęłam dłoń żeby dotknąć jego umięśnionego torsu, ale przeszkodził mi w tym jej właściciel. Dłońmi przytrzymał moje nadgarstki po obu stronach mojej głowy jednocześnie wchodząc we mnie brutalnie. Jęknęłam jednocześnie zaciskając swoje ścianki w okół niego na co usłyszałam jego gardłowe jęknięcie tuż przy moim uchu. Ashton nie dając mi możliwości na przyzwyczajenie się do niego we mnie, zaczął się szybko i brutalnie poruszać. Przygryzłam wargę starając się stłumić jęki, żeby pozostali domownicy mnie nie usłyszeli. Czując narastające we mnie uczycie przyjemności przywarłam bliżej do ciała chłopaka. Z każdym kolejnym pchnięciem jego ruchy były coraz bardziej niezdarne, co było dowodem na to że on również jest blisko. W końcu wygięłam się w łuk dochodząc. Fale rozkoszy przepływały przez moje ciało nie mając końca. Ashton doszedł chwilę po mnie opadając na moje ciało i miażdżąc je swoim ciężarem. Po pokoju roznosiły się nasze ciężki oddechy. Z zamkniętymi oczami starałam się unormować oddech. W głowie odtwarzałam całe to zajście od nowa. Ashton po chwili podniósł się wychodząc ze mnie, a następnie opadł na drugą połowę łóżka. Nie zwracając na niego uwagi, przykryłam się kołdrą, położyłam tyłem do niego i wtuliwszy się w poduszę próbowałam zasnąć. Liczyłam na to że Ash wyjdzie z pokoju nie zawracając sobie mną głowy jednak on zrobił coś zupełnie innego. Materac za mną się poruszył, a ja poczułam silne ramię blondyna owijające się w okół mnie i przyciągające do jego klatki piersiowej. Czułam jego oddech na karku który z każdą chwilą stawał się spokojniejszy. Poczułam się jak podczas tych nocy w które Ashton do mnie przychodził i pozwalał zasypiać w swoich ramionach. To było dziwne bo czułam się właściwie, a nie powinnam.
*
    Zamrugałam oczami wybudzając się. Głowa mnie bolała i miałam sucho w ustach. Leżałam w swoim łóżku nie pamiętając nawet jak do niego trafiłam. Ostatnią rzeczą którą pamiętałam z wczorajszego wieczoru był Calum śpiący na stole w salonie. Materac za mną się poruszył więc odwróciłam głowę w tamtą stronę. Obok spał Ashton. Wyglądał tak spokojnie we śnie, z lekko uchylonymi ustami i lokami opadającymi mu na czoło. Przez chwilę zastanawiałam się czemu spaliśmy razem, ale już po chwili w mojej głowie zaczęły się pojawiać fragmenty wczorajszych wydarzeń. Gwałtowanie zrzuciłam blondyna z łóżka i przeciągnęłam kołdrę bliżej klatki piersiowej tak żeby mieć pewność, że chłopak nic nie zobaczy. Usłyszałam jęknięcie Ash'a, a następnie zobaczyłam jak unosi się na łokciach.
    - Jeśli tak właśnie budziłaś swoich facetów, to ja się nie dziwię że jesteś sama.
    - Jak mogłeś?!
    - Nie wiem o czym ty mówisz.
    - Wykorzystałeś to że byłam pijana, żeby zaciągnąć mnie do łóżka.
    - Z grzeczności nie zaprzeczę. - uśmiechnąć się zadziornie, za co uderzyłam go poduszką. Byłam na niego tak wściekła, że miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
    - Z resztą, chyba mi nie powiesz, że ci się nie podobało. - dodał najwidoczniej będąc z siebie dumnym.
    - Oj gdybym to tylko pamiętała. - posłałam mu mordercze spojrzenie.
    - W takim razie będziemy musieli to powtórzyć.
    - Chyba śnisz.
    - Jeszcze sama będziesz mnie o to błagać. 
    - Wynoś się. - wysyczałam przez zęby.
    - No, no, no, nie ładnie tak wyganiać właściciela domu z jednego z jego pokoi. Z resztą chyba nie myślałaś że jesteś tu bez powodu. - mrugnął do mnie i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć już go nie było w pokoju. 
*
    - Dzień dobry. - Mike stał w kuchni robiąc kanapki i jak zawsze uśmiechając się i zarażając swoim dobrym humorem.
    - Hej. - odpowiedziałam zajmując miejsce na stołku barowym, na wprost czerwonowłosego.
    - Jak się spało?
    - Nie denerwuj mnie. - powiedziałam opryskliwie jednocześnie posyłając mu zabójcze spojrzenie.
    - Nie wiem o co ci chodzi. Ostatnią rzecz jaką pamiętam to Calum'a tańczącego makarenę.
    - Za to ja tego nie pamiętam. - zmarszczyłam czoło próbując sobie to przypomnieć, ale na marne. 
    - Chyba w tedy byłaś w toalecie.
    - I wszystko jasne.
    - Michael, zbieraj się, jest robota. - Luke wszedł do kuchni z rękoma w kieszeniach. Tupał nogą w nieznany nikomu rytm, patrząc jednocześnie na przyjaciela wyczekująco. 
    - Jaka robota? - zapytałam.
    - Nie ważne. - odpowiedział głosem wyprutym z jakichkolwiek emocji. - Pobędziesz trochę sama. Tylko nie zdemoluj nam domu. - pogroził mi palcem i wszedł z pomieszczenia.
    - To ja też będę się zbierał. - Mike postawił przede mną talerz z kanapkami, zmierzwił moje włosy i również wyszedł z kuchni, a następnie z domu. Podbiegłam do drzwi i wyjrzałam przez wizjer. Cała czwórka właśnie wsiadała do dużego czarnego auta by po chwili odjechać. Tak więc zostałam sama, tak jak powiedział Luke. Takiej okazji nie mogłam przegapić. Postanowiłam dowiedzieć się czemu tu jestem. Od żadnego z chłopców się tego nie dowiem, a już na pewno nie od Ashton'a, tak więc muszę dowiedzieć się tego sama.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    Cześć słoneczka. Przepraszam za tak długą przerwę, ale niestety mam teraz remont, dużo nauki w szkole, a żeby tego było mało, ładowarka do komputera odmówiła posłuszeństwa. Tak więc mój komputer leży sobie teraz całkiem rozładowany, a ładowarka czeka na naprawę. Na szczęście rodzice zgodzili się mi udostępnić swój komputer, więc na szybko pisałam ten rozdział. Mam nadzieję że nie jest tragiczny. 
    Pod ostatnim rozdziałem pojawiły się dwa komentarze mówiące że tęsknicie za tym opowiadaniem i żebym się nie poddawała z pisaniem. Tak więc dla wyjaśnienia, zamierzam napisać ten ff do końca i nie ma takiej opcji żebym się poddała z pisaniem. 
    Oczywiście jak zawsze komentarze mile widziane.
    Love you all!
    

wtorek, 24 marca 2015

ROZDZIAŁ 26

    PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!!


    Do końca wczorajszego dnia nie wychodziłam z pokoju. Nawet żaden z chłopaków nie pofatygował się żeby sprawdzić co ze mną. Obecnie leżałam w łóżku po nieprzespanej nocy. Przemyślałam każdy możliwy sposób ucieczki stąd, jednak każdy groził niepowodzeniem. Chwyciłam telefon z szafki nocnej żeby sprawdzić godzinę. Za pięć dziewiąta. Oczywiście moi porywacze oddali mi telefon bez karty żebym nie mogła się z nikim skontaktować. Z westchnieniem wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania i w raz z nimi pokierowałam się do łazienki. Poranny prysznic zajął mi dłużej niżeli zająłby mi normalnie, ale po nieprzespanej nocy byłam strasznie powolna i w prost zasypiałam stojąc pod ciepłą wodą. Zaraz po wyjściu z kabiny, wytarciu się i ubraniu, zabrałam się za robienie makijażu, który był nie lada wyzwaniem. Byłam blada jak kartka papieru, w dodatku miałam ciemne wory pod przekrwionymi, małymi oczami, co mówiło samo za siebie jak bardzo jestem zmęczona. Gdy w końcu udało mi się doprowadzić siebie w miarę do porządku postanowiłam opuścić już dobrze mi znane cztery ściany. W domu panowała kompletna cisza z czego w duchu się cieszyłam, bo nie miałam najmniejszej ochoty żeby wpaść na jednego z domowników. Jak tylko zeszłam na dół do moich nozdrzy doszedł pyszny zapach przez który dostałam ślinotoku i zaburczało mi w brzuchu. Weszłam do kuchni w której Mike smażył coś na patelni pogwizdując przy tym wesoło. Po chwili czerwono włosy odwrócił się i na mój widok wyszczerzył się jak to miał w zwyczaju.
    - Patrzcie, kto postanowił w końcu się pojawić.
    - Dzień dobry. - delikatnie podniosłam swoje kąciki ust. Pomimo całej tej sytuacji z porwaniem nie potrafiłam gniewać się na Michael'a. Przez ten cały czas, który razem spędziliśmy u mnie w mieszkaniu polubiłam go na tyle że nawet ta sytuacja nie mogła zmienić moich uczuć do niego.
    - Siadaj. - wskazał patelnią na jedno z krzeseł przy wyspie kuchennej. - Mam dziś dobry humor, więc oddam ci moje śniadanie.
    - O mój Boże, Michael Clifford oddaje mi swoje jedzenie to musi być cud. - zaśmialiśmy się, po czym zajęłam wskazane mi miejsce i zaczęłam pałaszować śniadanie, albo raczej pochłaniać je, gdyż dzień wcześniej nic nie jadałam i teraz byłam tak głodno, że zjadłam jajecznicę i tosty które zrobił Mike, oraz dwie kanapki, które sobie zrobiłam gdyż wciąż byłam głodna. Jak tylko skończyłam jeść i posprzątałam po sobie, usiadłam na kanapie w salonie wraz z Michael'em jak zawsze naśmiewając się z naszych wpadek życiowych. Oczywiście dobry humor nie mógł trwać wiecznie.
    - Ktoś tu dzisiaj ma lepszy humorek. - usłyszałam za sobą i odwróciłam się w stronę wejścia do salonu. W progu stał Ashton w samych bokserkach, opierając się o framugę i cwaniacko się uśmiechając.
    - Lepiej byś się ubrał, bo nie masz się czym chwalić. - powiedziałam mierząc go przy tym wzrokiem. Usłyszałam chichot Mike'a, ale Ash posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, na co ten przestał się śmiać. 
    - Uważasz tak tylko dlatego, że nie zdjąłem bokserek.
    - Oj, lepiej ich nie zdejmuj o ile nie chcesz się jeszcze bardziej zbłaźnić.
    - Co masz na myśli? - do rozmowy wtrącił się chłopak siedzący obok. Spojrzałam na niego, a następnie powróciłam wzrokiem do mojego pół nagiego rozmówcy.
    - Faceci, którzy mają wygórowane ego zazwyczaj mają małego i zgaduję, ze ty nie stanowisz wyjątku. - odpowiedziałam z kpiną.
    - Wow, stary, zjechała cię dziewczyna. - z za Ashton'a wyłonił się Luke, który podszedł do kanapy, żeby przybić mi żółwika. Blond chłopak, poczerwieniał ze złości i zniknął z naszego pola widzenia. Tak właśnie przyszedł mi do głowy pomysł jak się stąd wydostać. Skoro pokazałam im moją dobrą stronę, to teraz pokażę im moją złą stronę. Będę tak nieznośna, że sam Ashton Irwin zapragnie bym się wynosiła z tego domu.
*
    Jak na razie mój plan legł w gruzach. Chłopcy zadecydowali że spędzamy razem wieczór. Pomimo tego że byłam przeciwna, Luke na siłę zaciągnął mnie do salonu. Próbowałam się wyrywać, ale ostatecznie chłopak wygrał przerzucając mnie sobie przez ramię i niosąc do pokoju w którym pozostali już na nas czekali. Zostałam posadzona pomiędzy dwoma blondynami na sofie, za to Mike i Cal zajęli boczne fotele. Oglądaliśmy "Szklana pułapka 2", ale w połowie filmu Clifford rzucił we mnie popcornem, bo jak sam twierdził, nudziło mu się, więc zaczęliśmy wojnę na jedzenia, która skończyła się wielkim bałaganem. Następnie, po skończeniu filmu jak i piw, które jak to moi towarzysze twierdzili miało służyć za rozgrzewkę, zrobiliśmy zawody, kto da radę wypić więcej łyków wódki, a następnie ich nie popije. Oczywiście cała ta gra miała służyć upiciu nas, co poskutkowało dość dobrze. Calum był pierwszym który opuścił nasze towarzystwo, a po przez opuścił mam na myśli zasnął na stole, następnie Michael chciał się bawić w nekrofila więc Luke, z którym nie było jeszcze tak źle, postanowił się nim zająć i obaj ruszyli do góry, do swoich popoi. Przez chwilę panowała niezręczna cisz pomiędzy mną i Ashton'em. Chwyciłam za butelkę z alkoholem stojącą na podłodze, gdyż mulat zajął cały stół, przystawiłam usta do szyjki butelki i napiłam się z niej palącego przeźroczystego płynu. Skrzywiłam się na smak wypełniający moje gardło i podałam butelkę Ashton'owi, który przyjął ją bez namysłu i wykonał tą samą czynność. 
    - Muszę przyznać że masz całkiem niezłą głowę, jak na dziewczynę. - odezwał się po odstawieniu butelki.
    - Lata praktyk. 
    - Tobie też wszystko wiruje? - zaśmiał się, a ja nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu.
    - Jesteś pijany. - odparłam zanosząc się niekontrolowanym śmiechem.
    - Ty też.
    - Masz dziwny śmiech.
    Blondyn już nic nie odpowiedział, bo nawet nie był w stanie. Zaczął się tarzać ze śmiechu na podłodze, dając mi tym samym całą wolną kanapę na której, tak jak i on, zwijałam się ze śmiechu. Co prawda żadne z nas nie powiedziało nic śmiesznego i pewnie byśmy się nie śmiali, gdyby nie spora zawartość alkoholu w naszych organizmach. Blondyn uspokoił się jako pierwszy kładąc się przy kanapie z rękoma na brzuchu.
    - Na co masz ochotę? - zapytał spoglądając na mnie.
    - Dawno już nie uprawiałam seksu. - powiedziałam bez namysłu, ale było już za późno na zmianę decyzji...


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    Tam, tam, tam jestem wredna i ucinam w tak nie odpowiednim momencie. A to pech. Ale nie z przypadku przerywam właśnie teraz. Następny rozdział będzie inny niż te które pisałam do tej pory. Za długo rozkręcam akcję, nie sądzicie? Dlatego też postanowiłam przyśpieszyć bieg wydarzeń, ale nic więcej już wam nie powiem. Przepraszam z liczne błędy, które z pewnością pojawiły się w rozdziale. Teraz jak zawszę, proszę was o KOMENTARZE oraz polecanie tego bloga.
    Love you all!!!

    SKORO WIELE BLOGÓW MA SWOJE ZWIASTUNY TO DLACZEGO TEN NIE MA MIEĆ? POSTANOWIŁAM ZROBIĆ ZWIASTUN, JEDNAKŻE NIE ZNAM SIĘ NA PROGRAMACH DO ROBIENIA FILMÓW DLATEGO TEŻ JEŚLI ZNACIE JAKIEŚ DOBRE PROGRAMY NA KOMPUTER, NAJLEPIEJ PO POLSKU, TO PISZCIE W KOMENTARZACH ORAZ JEŚLI DYSPONUJECIE JAKIMIŚ GIFAMI Z 5SOS, LILY COLLINS BĄDŹ TAKIMI KTÓRE NADAWAŁYBY SIĘ DO SENSACJI, RÓWNIEŻ WYSYŁAJCIE JE W KOMENTARZACH.
    Z GÓRY DZIĘKUJĘ.

wtorek, 10 marca 2015

ROZDZIAŁ 25

    - Możesz mi powiedzieć, co ty do cholery wyprawiasz?
    - Uciekam. Więc odwróć wzrok i udawaj że mnie nie widzisz.
    - Jesteś najgłupszą osobą jaką znam.
    - Dzięki.

~*~
Chwile wcześniej

    Drabina stała oparta o jedną ze ścian aż błagając mnie żebym ją wzięła, więc tak też zrobiłam, jednak gdy tylko ją chwyciłam jakaś półka z narzędziami spadła na komodę, a ta zaś przewróciła się robiąc nie mały hałas. Chwyciłam za drabinę i wybiegłam na zewnątrz zahaczając po drodze o różne rzeczy powodując jeszcze większy bałagan, jak i hałas. Gdy w końcu znalazłam się na podwórku, ruszyłam w stronę muru. Znajdując się przed ścianą oddzielającą mnie od wolności, oparłam swoje znalezisko o nią i zaczęłam wchodzić na górę.
~*~
Teraz

    - Wywalisz się, a ja nie zamierzam ciebie łapać.
    - Możesz się zamknąć? Jeszcze chwila a mnie tu nie będzie i wszyscy będą szczęśliwi. - zrobiłam pauzę. - No przynajmniej ja będę.
    - Luke, co to był za hałas?! - usłyszałam Mike'a, a zaraz potem zobaczyłam jego sylwetkę wychodzącą z za roku domu.
    - To tylko Alex się wydurnia.
    - Jeśli sprawdzasz stabilność tej drabiny, to nie radzę. Od lat nikt jej nie używał. - powiedział czerwono włosy stając obok Luke'a.
    - Oj tam. - przewróciłam oczami i zaczęłam wspinać się wyżej.
    - Zaraz spadniesz.
    - Zamknij się. - ostrzegłam spoglądając do tyłu na blondyna.
    - Tylko tak mówię.
    - A tak w ogóle to co ty robisz?
    - Postanowiła uciec. - Luke odpowiedział Michael'owi za mnie. 
    Już byłam prawie na górze i zaczynałam się cieszyć, gdy nagle zobaczyłam najgorszą rzecz z wszystkich możliwych. 
    - Pająk! - krzyknęłam jednocześnie się wzdrygając przez co drabina niebezpiecznie się zachwiała. Mur był coraz dalej, co oznaczało tylko jedno. Spadałam razem z drabiną. Zamknęłam oczy przygotowując się na bolesne spotkanie z ziemią, jednak zamiast niej spotkałam się z czyimiś ramionami. Otworzyłam powoli oczy będąc pewną że to jeden z chłopaków mnie złapał, jednak i jeden, i drugi stali obok.
    - A nie mówiłem. - prychnął blondyn odwracając się z rękoma w kieszeni i ruszając w stronę domu wraz z Mike'iem.
    - Uważałabyś trochę. - usłyszałam zniżony głos z charakterystyczną chrypką.
    - Cholera. - szepnęłam sama do siebie. Wolałabym już mieś bliskie i bolesne spotkanie z ziemią, niżeli być teraz w jego ramionach. Szybko stanęłam na nogi, a następnie spojrzałam na dumnie stojącego Ashton'a.
    - Dzięki. - burknęłam i nie patrząc już na niego, wróciłam do budynku. Tyle było z mojej wolności. Mogę tylko o niej pomarzyć. 
  *
    Resztę dnia przesiedziałam w pokoju. Leżąc na plecach, od paru godzin mój wzrok był utkwiony w nieskazitelnie białym suficie. Nie umiałam dojść do jednego. Dlaczego tutaj jestem? Wcześniej Ash nie chciał mi się pokazać, a raczej to ja byłam zbyt głupia żeby go nie rozpoznać, a dziś od tak stanął przede mną jakby nigdy nic. To wszystko nie miało sensu. 
    Nie tracąc więcej czasu wstałam rozglądając się po "moim" pokoju. Wszystko wyglądało na nienaruszone, oprócz łóżka na którym pościel wciąż była w nieładzie po dzisiejszym poranku. Wstałam kierując się do szafy, a następnie nie wahając się, otworzyłam drzwiczki. Przyznam, że nie spodziewałam się tego co tam zobaczyłam. Szybko przeszłam do komody otwierając jej szuflady. Szafa, jak i komoda były wypełnione moimi rzeczami. Każda bluzka, para skarpetek, trampek i wszystko inne było idealnie poukładane. Sprawdziłam jeszcze szafkę nocną i łazienkę. Wszystkie moje rzeczy były w tym domu, a przynajmniej tak mi się zdawało bo nie zauważyłam żadnych braków. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie wrócę do domu tak szybko jakbym chciała. O ile w ogóle kiedykolwiek do niego wrócę.
        
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Cześć misie :)
    Wow, już ponad 16 000 wyświetleń, a ja nawet nie wiem kiedy było półtora tysiąca. Dziękuję wszystkim za to. To na prawdę dużo dla mnie znaczy. 
    Przy okazji, jak zawsze z resztą, KOMENTUJCIE miśki i polecajcie innym tego bloga.
    Love you all!!! 

sobota, 21 lutego 2015

ROZDZIAŁ 24

    Dwupiętrowy dom był w całości pokryty białym tynkiem, który w niektórych miejscach odpadał. Weranda, jak i balkon, znajdujący się nad nią, były wręcz szare z brudu. Przed domem rozciągał się duży podjazd z brukowanej kostki z pomiędzy której wyrastała trawa. Podjazd ciągnął się aż do dużej mosiężnej bramy prowadzącej w głąb lasu otaczającego dom. Las, a posesję odgradzał wysoki na około dwa metry mur. Trawa po bokach domu była pożółkła, zupełnie jakby nie miała styczności z wodą od tygodni. Tak jak od środka dom był piękny, tak od zewnątrz odstraszał wyglądem. Był duży, brudny i zniszczony, jednak z pewnością kiedyś musiał być piękny i należeć do zamożnej rodziny. Z lewej strony znajdował się garaż z miejscem na cztery pojazdy. Jeszcze raz przeskanowałam wzrokiem teren na którym się znajdowałam i z westchnieniem stwierdziłam iż poniosłam porażkę chcąc się stąd wydostać. Już wiedziałam czemu chłopcy mnie nie zatrzymywali. Wróciłam do środka głośno trzaskając drzwiami i zwracając tym samym na siebie uwagę.
    - Szybko wróciłaś. - Ashton posłał mi triumfalny uśmiech. - Rozgość się bo trochę tu z nami pobędziesz.
    - Chyba sobie kpisz. Chcę wrócić do domu.
    - Gówno mnie obchodzi czego chcesz, księżniczko. Pokój w którym dziś byłaś jest teraz twój.
    - Nie mam tu żadnych swoich rzeczy.
    - Owszem masz. Luke przywiózł wszystkie twoje rzeczy gdy spałaś.
    - Co?
    - Teraz to jest twój dom. - powiedział po czym odszedł kierując się na górę schodami.
    - To są chyba jakieś żarty. - powiedziałam pod nosem nie wierząc w to co się dzieje.
    Miałabym zamieszkać w domu z czterema obcymi mi facetami, a na domiar wszystkiego nawet nie wiedziałam gdzie znajduje się ten dom. Nie przypominam sobie żeby w pobliży Sydney był jakiś las. Zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno poznałam już wszystkich domowników czy też ktoś jeszcze czai się w którymś z pokoi na górze. Nie zaprzątając sobie głowy pozostałymi postanowiłam trochę pozwiedzać. Zerknęłam z za rogu do salonu w którym obecnie znajdowali się Mike, Luke i Calum. Siedzieli do mnie tyłem na brązowej, skórzanej kanapie. Przed sobą mieli stolik do kawy wykonany z ciemnego drewna, a po bokach dwa fotele wykonane z tego samego materiału co sofa. Na ścianie przed nimi wisiał duży plazmowy telewizor, a zaraz pod nim był wbudowany w ścianę elektryczny kominek. Na półce po lewej znajdowały się liczne płyty, gry oraz książki, co było trochę dziwne bo wątpię żeby którykolwiek z nich kiedykolwiek czytał jakąkolwiek książkę. Po lewej za to znajdowały się instrumenty. Czarny zestaw perkusyjny zajmował dużą część miejsca, przed nim po prawej stał biało-czarny bas, a na środku i z lewej jasno brązowe gitary akustyczne. Za to coś co najbardziej mi się spodobało to ściana za perkusją która była w całości pokryta elektrycznymi gitarami. Swój wzrok skierowałam do kuchni. Biała, duża, i sterylna. Z niewiadomych powodów skojarzyła mi się z salą w szpitalu. Wszystko w niej wydawało się nienaganne. Po lewej znajdowały się liczne szafki, wiszące jak i stojące, kuchenka, piekarnik, zmywarka. Obok przeciwległą ścianę zajmowały dwie ogromne lodówki, czyli raj dla Michael'a. Za to na środku pomieszczenia znajdowała się wyspa kuchenna, przy której po jednej ze stron stały wysokie krzesła barowe. Ruszyłam schodami do góry by dowiedzieć się dokąd prowadzą wszystkie drzwi znajdujące się w tym domu. Jak się okazało każdy z chłopców miał oddzielną sypialnie, co nie było wcale takie dziwne. Wszystkie były praktycznie do siebie podobne. Duże, dwuosobowe łóżka, brązowe ściany obklejone plakatami, szafy i biurka z ciemnego drewna. Jedynym co wywołało u mnie śmiech była lodówka znajdująca się w jednej z sypialni dzięki czemu szybko domyśliłam się że pokój musi należeć do Mike'a. Piąte drzwi prowadziły do łazienki, która tak samo jak i wszystkie pomieszczenia w tym domu, była ogromna. Po prawej były w rzędzie trzy umywalki, a nad nimi duże lustro, na lewo znajdował się klozet, a na wprost ogromna wanna do której prowadziły trzy stopnie. Siódme i za razem ostatnie drzwi znajdujące się na piętrze, których jeszcze nie otworzyłam, jak na złość okazały się być zamknięte przez co moja ciekawość co do tego, co się znajduje w środku, tylko wzrosła. Nie mając już co robić na górze postanowiłam zejść na dół i rozejrzeć się na tyłach posiadłości. Wyszłam przez drzwi tarasowe, znajdujące się za kuchnią. O dziwo dom od tyłu wyglądał nieco lepiej. Trawa miała normalny zielony kolor, tynk zdawał się trzymać lepiej niż od przodu, a z pomiędzy płyt chodnikowych nie wyrastały chwasty. Chodnik prowadził w stronę basenu i leżaków, ale rozgałęział się w połowie drogi i prowadził również do niewielkiej szopy na narzędzia. Gdy tylko ją zobaczyłam, od razu popędziłam w jej stronę, ciesząc się na jej widok, tak jak cieszy się mała dziewczynka na widok nowej lalki. Jak tylko podbiegłam do drzwi, szarpnęłam za nie i z wielką ulgą stwierdziłam że są otwarte, a w środku znajduje się dokładnie to czego oczekiwałam.  

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Przepraszam za tak długą przerwę. Mogłabym spróbować poszukać jakąś wymówkę, ale po co. Będę szczera. Przez ferie miałam okropnego lenia, a gdy już się brałam za pisanie to miałam totalną pustkę w głowie. Jednak postaram się następny rozdział napisać szybciej.
    Jak zawsze komentarze mile widziane ;*
    Love you xxx

poniedziałek, 2 lutego 2015

ROZDZIAŁ 23

    Czarne dżinsy ciasno opinały jego nogi, tego samego luźna koszulka bez rękawów zwisała z jego ramion, a czerwona bandana oplatała tego niesforne loki. Mężczyzna nie musiał się odwracać, bo i tak dobrze wiedziałam z kim mam do czynienia. Za każdym razem tak samo tajemniczy. Zawsze wytwarzał w okół siebie tą dziwną aurę. Coś mnie do niego ciągnęło, ale też coś kazało mi się trzymać od niego z daleka. Dziwna niewyjaśniona siła, z którą miałam już do czynienia wcześniej. Jednak to był ktoś inny. Ktoś kogo powinnam omijać szerokim łukiem. Nie znałam go, nie wiedziałam kim dokładnie jest. Spotkałam go tylko kilka razy. I o te kilka razy za dużo.
    Pomimo bólu, który odczuwałam, chciałam zeskoczyć z łóżka i uciec jak najdalej stąd. Miałam cichą nadzieję że on nic nie usłyszy, że nie zwróci na mnie uwagi, ale to były tylko marzenia, bo w rzeczywistości znajdowaliśmy się sami w tak cichym pokoju, że mogłam doskonale usłyszeć swój przyśpieszony oddech. Najciszej jak umiałam odrzuciłam kołdrę na bok. Ku mojemu zdziwieniu miałam na sobie te same ubrania co wczoraj. Jedyne czego brakowało to moich vansy'ów. Podniosłam się do pozycji siedzącej, a następnie dotknęłam bosymi stopami podłogi. Rozejrzałam się po niej w poszukiwaniu butów jednak nigdzie ich nie dostrzegłam. Nie przejmując się tym za bardzo wstałam i na palcach ruszyłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę jednocześnie ją naciskając i otwierając drzwi. Ostatni raz odwróciłam się w stronę chłopaka z kawiarni. Nie poruszył się ani o milimetr więc uchyliłam szerzej drzwi i wyszłam z pokoju następnie je przymykając. Znajdowałam się w długim korytarzy. Panele, tak jak i w pokoju były ciemno brązowe, a w tym samym kolorze również siedem drzwi, w tym sześć prowadzących do nieznanych mi pomieszczeń. Ściany za to były śnieżno białe. Na prawie samym końcu po prawej dostrzegłam schody prowadzące w dół do których niezwłocznie się udałam. Byłam już w połowie schodzenia na dół gdy usłyszałam męskie głosy. Od razu zwolniłam tępo nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu. Będąc już na ostatnim stopniu rozejrzałam żeby się upewnić czy żadna nieproszona osoba nie pojawi się niespodziewanie. Mężczyźni byli w pomieszczeniu po lewej, na wprost był salon, a kawałek dalej po prawej dostrzegłam drzwi frontowe a przy nich moje vansy. Nie zważając już na ostrożność, ruszyłam w stronę upragnionych drzwi wolności jednak w połowie drogi zatrzymałam się w pół kroku gdy usłyszałam tak dobrze znany mi głos.
    - Hej. - odwróciłam się i ujrzałam osoby których w tym momencie najmniej bym się spodziewała. Z kuchni w której siedzieli chłopacy idealnie dało się zobaczyć cały przedpokój. Luke siedział przy wyspie kuchennej trzymając w dłoni kubek i uśmiechając się przez co jego prawy dołeczek był idealnie widoczny, Calum siedział obok niego z delikatnym uśmiechem, a z jego oczu mogłam wyczytać że jest mu przykro, jednak nie wiedziała dlaczego. Michael za to stał oparty o blat kawałek dalej od pozostałych, z rękoma w kieszeniach i jak zawsze, uśmiechając się od ucha do ucha. Postanowiłam zmienić moją pozycję bo z pewnością wyglądałam jak kretyn stojąc na środku przedpokoju z otwartą buzią.
    - Co wy tutaj robicie? - zapytałam podchodząc do nich bliżej.
    - Mieszkamy. -wzruszył ramionami Luke, a następnie spojrzał gdzieś za mnie. Jego uśmiech momentalnie zniknął, a ja poczułam czyjś oddech przy swoim uchu.
    - Tęskniłaś? - usłyszałam tak dobrze znany mi głos. Odwróciłam się gwałtownie jednocześnie robiąc krok w tył i wstrzymując oddech. Czułam się jakbym zobaczyła ducha. To nie mogła być prawda. Na pewno to jest sen z którego zaraz się obudzę. Tak długo czekałam na ten moment. Pragnęłam go w końcu zobaczyć, dowiedzieć się jak wygląda. Teraz chciałam wymazać go z mojej pamięci. Gdzieś głęboko w podświadomości miałam jednak nadzieję że to nie on. To z pewnością tylko kumpel chłopaków, a oni mnie wkręcają. Błagałam w myślach żeby to wszystko było tylko głupim żartem. Jednak Calum zrujnował moje małe marzenie trzema na pozór nic nieznaczącymi słowami.
    - Alex, poznaj Ashton'a.
    To nie mogła być prawda. Przecież niejednokrotnie go prosiłam żeby mi się pokazał, a on tego nie chciał, a teraz od tak stał przede mną mierząc mnie pogardliwym spojrzeniem. Przegapiłam moment w którym zrobiłam coś nie tak? Przecież, do cholery, to on mnie porwał.
    - Zeszłej nocy jeden z ludzi Stank'a chciał cię porwać. Miałaś szczęście bo Ashton cały czas miał na ciebie oko i był w pobliżu. Oberwałaś tylko w głowę, nic więcej ci nie zrobił. - wyjaśnił Luke jakby czytając mi w myślach.
    - Przepraszam. - ledwo usłyszałam cichy szept Calum'a i już wiedziałam za co mnie przepraszał. Obiecał że ta impreza będzie bez nianiek, jednak jak widać nie dotrzymał obietnicy, a przynajmniej nie całej.
    - Kto to Stank?
    - Nie musisz tego wiedzieć. - Ashton odezwał się szorstkim głosem wciąż ciskając we mnie nienawistnym spojrzeniem.
    - W co ty ze mną grasz? - odezwałam się najbardziej chamskim głosem na jaki się zdobyłam. - Najpierw nie chcesz się pokazać, a teraz stoisz przede mną od tak? - dodałam na co prychnął.
    - Oh błagam. Gdybyś była choć odrobinę mądra od początku wiedziałabyś z kim masz do czynienia. - zrobił krok w moją stronę, tak że nasze klatki piersiowe się stykały, oraz zniżył głowę by ostatnią część swojej wypowiedzi wyszeptać mi do ucha. - Przypomnij sobie noc w której wszystko się zaczęło.

  - Nie podziękujesz mi? - usłyszałam po swojej lewej stronie dźwięczny głos chłopaka, który przed chwilą zwrócił moją uwagę.
    - A powinnam?
    - Podobno wypada.
    - Gówno mnie obchodzi co wypada, a co nie. - odpowiedziałam dość oschle na co chłopak się zaśmiał.
    - Widzę że mamy coś wspólnego.
    Jak to usłyszałam odwróciłam się w jego stronę i zmierzyłam od góry do dołu i z powrotem. Vansy, podarte dżinsy i bluza.
    - Wątpię. - odpowiedziałam i sięgnęłam po szklankę z moim napojem.
    - Po raz pierwszy widzę dziwkę, która wybrzydza. - zastygłam w miejscu trzymając naczynie tuż przy ustach.
    - Słucham?
    - Wam przecież tylko zależy na kasie - spojrzałam na niego piorunującym wzrokiem, na co się zaśmiał. - Chyba nie powiesz mi że się mylę. - odrzekł następnie upijając łyk ze swojej szklanki.
    - Do twojej wiadomości nie jestem dziwką. - powiedziałam wstając i kierując się do tylnego wyjścia.
    - Ja bym teraz stąd nie szedł. - usłyszałam za sobą na co zadarłam wysoko głowę i przyśpieszyłam kroku.  
~*~
  - Zawróć. - usłyszałam w słuchawce ostry i zdecydowany męski głos.
    - Słucham?
    - Zawróć, w tej chwili. Nie idź dalej.
    - Posłuchaj gówniarzu. Jeśli to miał być jakiś głupi żart to ci się nie udał. - powiedziałam wkurzona i się rozłączyłam.
    Telefon znowu zadzwonił, a ja pełna frustracji odrzuciłam połączenie jednak nieznajomy nie zamierzał się poddać. Za którymś już razem wkurzona do granic możliwości postanowiłam odebrać.
    - Czego?! - wrzasnęłam przystając na środku chodnika i powstrzymując się od rzucenia telefonem o ścianę pobliskiego budynku.
    - Uciekaj. - usłyszałam ten sam męski głos, a następnie sygnał zakończonej rozmowy.

    - Chłopak przy barze. To byłeś ty. - powiedziałam zaskoczona cofając się o krok. Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć. 
    - Od samego początku wiedziałaś kim jestem. Zresztą nie raz wpadłaś na mnie na ulicy, czy też w kawiarni. 
    - Mam dość. - powiedziałam wymijając go i kierują się w stronę drzwi wyjściowych. Ubrałam na nogi buty, a następnie chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Zdziwiło mnie, że nie chcieli mnie powstrzymać. Od tak pozwolili mi iść. Po wyjściu na zewnątrz jednak szybko się przekonałam dlaczego.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Tam tara ram, oto Ashton! Wiem że długo na niego czekaliście, ale oto i jest. Wiem że rozdział zjebany (przepraszam za wyrażenie), ale mam nadzieję że nie tak bardzo jak ostatni. 
    Misie, nie wiem co się dzieje, czy zrobiłam coś nie tak, czy co, ale błagam nie rezygnujcie z komentowania. Komentarze dają mi takiego mega kopa do pisania, dlatego nie zapominajcie o nich. Przecież napisanie paru miłych bądź chamskich słów nie zajmuje dużo, a ostatnim razem pojawiło się ich bardzo malutko. Żeby nie przedłużać i się nie powatżać: BŁAGAM KOMENTUJCIE!
    Kocham was misie i do następnego ;*
  

piątek, 16 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 22

    - Hej, hej, hej! - usłyszałam głos Calum'a, który właśnie wszedł do mieszkania.
    - Zaczynam mieć wrażenie, że to nie jest już tylko moje mieszkanie. - napiłam się łyka kawy z kubka, który trzymałam w ręce, usiadłam na kuchennym blacie po czym kontynuowałam. - Powinniście składać się na czynsz skoro tak dużo tutaj przesiadujecie.
    - Słyszałem że czynsz na tym osiedlu jest wyjątkowo tani, więc sama sobie dasz radę z rachunkami.
    - Dzięki Calum. - fuknęłam.
    - Nie ma za co. Przy okazji fajna piżama. - wskazał palcem na mój strój. Przed chwilą dopiero wstałam i jedyne co zdołałam zrobić przed jego przyjściem to kawę. Miałam na sobie błękitną bokserkę z trzema guziczkami na górze, które aktualnie były odpięte, a że dekolt i tak był niski to chłopak mógł zobaczyć mój mostek. Poza bokserkę miałam jeszcze na sobie wyjątkowo krótkie spodenki w różową kratkę. Nie dziwię się że szatynowi spodobał się mój ubiór.
    - Kawy? - zapytałam i nie czekając na odpowiedź zeszłam z blatu i zaczęłam przygotowywać napój. Po chwili siedzieliśmy na kanapie w salonie z kubkami w dłoniach.
    - Nie powinnaś teraz być w pracy?
    - Rzuciłam to. - Calum na te słowa wypluł kawę którą akurat miał w buzi i zaczął kaszleć.
    - C-co? - wykrztusił.
    - Znudziła mi się praca w kawiarni. - wzruszyłam ramionami jakby to nie było nic takiego.
    - Skąd weźmiesz pieniądze na mieszkanie?
    - Nie należę do biednych ludzi, Cal. Pracowałam w kawiarni, żeby nie siedzieć całymi dniami w domu.
    - W takim razie co teraz zamierzasz robić?
    - Nie wiem. - zrobiłam przerwę patrząc przed siebie i zastanawiając się nad pytaniem - Zawsze chciałam pojechać na Karaiby.
    - Zwariowałaś.
    - Powiedzmy że jestem typem podróżnika, a teraz nadszedł czas na małe zmiany.
    - Małe zmiany?! To nie jest dobry argument na to żeby teraz wszystko rzucić i wyjechać!
    - Gdy sprawy za bardzo się komplikują czasem to jest najlepsze wyjście.
    - O czym ty do cholery mówisz?! Zwariowałaś?! - chłopak gwałtowanie wstał zamaszyście przy tym gestykulując. - Nigdzie nie jedziesz! Ubieraj się zawiozę cię do pracy.
    - Wczoraj jak wyszliście, wysłałam wypowiedzenie i zostało rozpatrzone pozytywnie, tak więc oficjalnie jestem bezrobotna.
    Naszą jakże cudowną rozmowę przerwał nam mój telefon. Dobrze znana mi rock'owa piosenka rozniosła się po domu. Wstałam i nie spieszą cię ruszyłam do sypialnie gdzie zostawiłam komórkę. Chwyciłam ją w dłoń i spojrzałam na wyświetlacz. Odebrałam z wielkim uśmiechem i przystawiła urządzenie do ucha.
    - Hej.
    - OMG Alex! Mam niusa! - krzyknęła uradowana dziewczyna.
    - Monick, weź głęboki oddech i się opanuj.
    - Pamiętasz naszą ekipę ze szkoły?
    - Jak mogłabym zapomnieć skoro szkołę skończyliśmy niecały miesiąc temu.
    - Obowiązkowo masz być dziś na plaży w naszym stałym miejscu. Meg ma urodziny i z tej okazji organizujemy ognisko.
    - Ok. Przyjedziesz po mnie?
    - Pewnie! Będę o 7.40 p.m.
    - Do zobaczenia. - pożegnałam się i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
    - Dokąd się wybierasz? - usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam się. Calum stał w progu opierając się o futrynę.
    - Na imprezę.
    - Pójdę z tobą.
    - Staruszką wstęp wzbroniony. - pokazałam mu język.
    - Jestem od ciebie o rok młodszy!
    - Poważnie? - wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia, bo cały czas byłam święci przekonana że szatyn jest ode mnie starszy.
    - Mam 18 lat.
    - Cóż, w takim razie małolaci również niemile widziani.
    - Ej! To nie fer!
    - Odkąd was znam nie byłam na żadnej imprezie bez obstawy. To będą urodziny znajomej i mam zamiar dobrze się bawić bez niańki, więc nawet nie próbujcie się tam pojawić.
    - Dobra, ale tylko ten jeden raz.
    - Obiecujesz?
    - Obiecuję. I dopilnuję żeby chłopacy też się tam nie pojawili.
    - Dziękuję! - krzyknęłam i rzuciłam się Cal'owi na szyje bo nie sądziłam że puści mnie bez obstawy.
 *
     Ze względu na to że ognisko było na plaży ubrałam krótkie dżinsowe spodenki, luźną bluzkę na grubych ramiączkach w czarno-białe paski i trzema guziczkami na górze, oraz klasyczne czarno-białe vans'y. Włosy pozostawiłam naturalnie pofalowane, jedynie co, to spięłam je w wysokiego kuzyka. Nie trudziłam się z makijażem, pomalowałam tylko rzęsy maskarą. Znałam swoich znajomych i wiedziałam, że nikt nie zwraca uwagi na wygląd podczas naszych plażowych ognisk. W tedy liczy się tylko piwo i pianki. Na lewą rękę założyłam parę bransoletek, a na szyję srebrny łańcuszek z literka A, który dostałam od Max'a na 18 urodziny. Włożyłam telefon do kieszeni, zabrałam rozpinaną, szarą bluzę gdyby zrobiło się chłodno i ruszyłam do drzwi.
    Po chwili czekania przed blokiem, Monick podjechała swoim czerwonym mini cooper'em countryman. Dziewczyna jako prezent dzisiejszej solenizantce kupiła zawieszkę do bransoletki, a że ja nie miałam nic co mogłabym dać, umówiłyśmy się że zapłacę połowę kwoty za zawieszę i prezent będzie od nas obydwu. 
    Na plaże dojechałyśmy w niecałe 20 minut. Oczywiście jak na szatynkę przystało, całą drogę gadała o tym jak cudownie znów będzie się spotkać całą paczką oraz o tym jaki Taylor jest dobry w łóżku.
    Taylor był w naszej paczce uważany za boga seksu. Wysoki brunet z ciemnymi oczami, parodniowym zarostem i kaloryferem o którym inni chłopacy mogli tylko pomarzyć. Odkąd pamiętam dziewczyny uganiały się za nim tabunami. Co najdziwniejsze byłam jedyną dziewczyna, przynajmniej w naszej szkole, która nie śliniła się na jego widok. Nie zaprzyjaźnilibyśmy się gdyby nie to że na jednym z wf-ów który mieliśmy na basenie, jakiś koleś popchnął mnie do basenu, a je że nie umiem pływać zaczęłam tonąć. Taylor mnie w tedy uratował, a ja zamiast mu podziękować, nakrzyczałam na niego przy całej klasie, że nie chciałam pomocy od takiego zapatrzonego w siebie dupka. Myślę że to zrobiło na nim wrażenie. Dziewczyna która zamiast mdleć na jego widok, wrzeszczy i ma ochotę go zabić. Z pewnością to było coś nowego. Od tamtej pory zaczął się za mną uganiać, aż w końcu zgodziłam się z nim spotkać. Nie było to jednak randka, raczej zwykłe spotkanie dwojga ludzi, którzy akurat nie mieli planów na piątek. Nigdy nie zapomnę, gdy Monick po raz pierwszy się z nim przespała na jednej z imprez i aż skakała z radości. Powiedziałam mu o tym na co wyznał że jest gejem, ale czasem lubi sypiać z dziewczynami. Nikomu nie wyjawiłam tego sekretu, ale za każdym razem gdy widzę uganiające się za nim dziewczyny mam ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem. 
    Od imprezy na której moi przyjaciele się przespali byliśmy jak trzej muszkieterowi. Wszędzie chodziliśmy razem. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Po paru miesiącach dołączyła do nas kuzynka bruneta, Meg, która od razu wpasowała się w naszą grupę. Przedstawiała nam swojego chłopaka, Henry'ego który z początku zadawał się z nami pod przymusem swojej dziewczyny. Dopiero po dłuższym czasie udało nam się złapać wspólny język. Jako kolejny w naszej grupie znalazł się Adam. Klasowy kujon który był zauroczony w Monick i był na każde jej skinięcie. To ona nam go przedstawiła. Nauczyliśmy go jak się dobrze bawić i pokazaliśmy jak wygląda świat poza domem, szkołą i książkami. Ostatnią osobą, która do nas dołączyła był Phil. Został wyrzucony ze swojej poprzedniej szkoły i przeniósł się do Sydney, żeby zacząć wszystko od nowa. Nigdy nam nie powiedział o swojej przeszłości, ale i tak był spoko. Już pierwszego dnia jak wszedł do szkoły, wiedziałam że chcę się z nim zaprzyjaźnić. Wytwarzał w okół siebie aurę, która mówiła nie podchodź bo za siebie nie ręczę, i choć wszyscy się na niego patrzeli jak na dziwaka to ja chciałam go jak najszybciej poznać. Niby przez przypadek na niego wpadłam upuszczając przy tym książki na co powiedział z drwiną "I może mam to teraz pozbierać?" bez zastanowienia odpowiedziałam, że wiem, że to było żałosne ale to było pierwszą rzeczą która mi przyszła do głowy żeby go poznać. Spojrzał na mnie jak na wariatkę na co się uśmiechnęłam, przedstawiłam i powiedziałam że ma fajne spodnie, ale założę się że lepiej wygląda bez nich. Ta uwaga podziałała i chłopak od razu zaczął się śmiać dodając że również wolałby mnie bez koszulki. Tak wiec to była nasza paczka. Bez wątpienia byliśmy paczką wyrzutków. Nikt z nas tak na prawdę nigdy nie miał kogoś bliskiego, a przez przypadki całkiem różni od siebie, zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. 
    Na naszym stałym miejscy już wszyscy byli. Meg z Henry'm siedziała na kocu, Taylor na przenośnej lodówce, Adam na składanym krzesełku, a Phil jak zawsze na piasku grzebiąc w nim patykiem. Oczywiście wszyscy siedzieli w okół ogniska, które już było rozpalone pomimo tego że było jeszcze jasno. Cała nasza grupa prowadziła ożywioną dyskusję na nieznany mi temat co chwilę wybuchając śmiechem. Gdy tylko podeszłyśmy wszyscy zwrócili na nas uwagę, jeszcze szerzej się uśmiechając o ile można było się jeszcze szerzej uśmiechnąć. Przywitałyśmy się ze wszystkimi, złożyłyśmy Meg życzenia i dałyśmy prezent, a następnie zajęłyśmy standardowe miejsca. Monick usiadła na kolanach Taylor'a, a ja obok Phil'a. Zaczęliśmy rozmawiać o jakiś pierdołach, następnie wymieniliśmy się plotkami na temat niektórych osób z naszej starej szkoły. Nie obyło się również o temacie przyszłości. Wszyscy skończyliśmy szkołę, oprócz Phil'a który musiał powtarzać ostatnią klasę. Jak się okazało Adam złożył podanie na Harvard, Taylor chciał studiować w New York University, Meg i Henry złożyli podania do University College London, Monick wybierała się do University Of Western Sydney, a ja jako jedyna z tegorocznych absolwentów nie miałam jeszcze żadnych planów. Gdy tylko pozostali się o tym dowiedzieli zaczęli mnie namawiać, żebym wyjechała z nimi. Nie raz myślałam o studiach, ale nigdy nie wiedziałam co tak na prawdę chcę robić w życiu, a tym bardziej co chciałabym studiować. 
    Tematów było nieskończenie wiele, były też momenty w których wszyscy mówiliśmy jednocześnie o czymś innym, ale nikt na to nie zwracał większej uwagi. Siedzieliśmy tak już parę godzin. Nikt nie wiedział która jest dokładnie godzina, ale za to bardzo dobrze wiedzieliśmy, że jesteśmy sami na plaży, całkiem piani oraz na haju, bo jak zawsze Phil przyniósł zioło. Wszyscy stopniowa zaczęliśmy się rozchodzić. Jako pierwszy imprezę opuścił Adam twierdząc że jeśli znajdzie się w domu to będzie cud, następnie Taylor postanowił jechać taksówką z Monick która cały czas się do niego kleiła i nie umiała samodzielnie ustać na nogach. Henry przez to że nie pił wziął na siebie odpowiedzialność za Meg, a że był motorem to nie mógł mnie odwieźć. Phil zmył się niezauważony, tak więc zostałam sama. 
    Stałam na chodniku opatulając się szczelniej bluzą i trzęsąc się z zimna. Nie przypuszczałam że będzie aż tak zimno, w dodatku taksówka którą zamówiłam nie śpieszyła się żeby przyjechać. Spojrzałam w prawo z nadzieją że ujrzę nadjeżdżający pojazd. Owszem zobaczyłam go, ale to nie był pojazd na który bym czekała. Czarny wan gwałtownie zatrzymał się przede mną. Wyszedł z niego mężczyzna w kominiarce i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, on uderzył mnie w głowę. Poczułam jak upadam na ziemię. Potem już nic nie pamiętam.
*
    Obudziłam się z potwornym bólem. Jednak nie był to kac. Kac w porównaniu do tego był niczym. Wszystko mnie bolało. Miałam wrażenie, że poprzedniej nocy ktoś potraktował mnie jak worek treningowy. Otworzyłam oczy. Leżałam na wysokim łóżku z niebiesko- białą pościelą. Ściany były ciemno czerwone, ale nie aż tak żeby nazwać ten kolor bordowym. Jęknęłam gdy przyszło mi odwrócić się na drugi bok, ale w połowie ruchu zamarłam. Tyłem do mnie, przy oknie stała postać. Bardzo dobrze znana mi postać.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Hej misie! Mam nadzieję że ten rozdział wynagrodził wam moją długą nieobecność. Ze względy na to że w tym rozdziale pojawiły się postacie, których nie ma w bohaterach to wstawiam wam tutaj ich zdjęcia. 
Taylor




Phil



Meg



Henry



Adam

     Czytasz = komentujesz
    Love you all!