niedziela, 28 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 21

    Powoli otworzyłam oczy nieświadoma tego gdzie się znajduję. Do pokoju wpadały poranne promienie słońca skutecznie go oświetlając. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i rozpoznałam w nim moją sypialnię. Przynajmniej trafiłam do domu. Z wczorajszej nocy ostatnie zdarzenie jakie pamiętam, to gdy tańczyłam z Calum'em, potem mam kompletną pustkę. Mam nadzieję że nikt z nas nie prowadził bo wszyscy piliśmy i to dość sporo co teraz skutkowało u mnie okropnym kacem. Ból rozrywał mi głowę. Czułam się jak kompletny wrak człowieka, nie miałam nawet siły żeby wstać i pójść po wodę. Zamknęłam oczy z zamiarem powrotu do krainy snów i wyrwania się z tej bolesnej rzeczywistości. Nagle poczułam jak łóżko się porusza i ktoś przytula mnie od tyłu i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę że moja głowa znajduje się na czymś ruchomym. Rzeczywistość uderzyła we mnie natychmiast. Zajrzałam pod kołdrę i jak się okazało byłam naga. Zerwałam się do pozycji siedzącej z piskiem, a następnie rozejrzałam się na boki. Jak się okazało leżałam na Luke'u, a od tyłu przytulał mnie Mike.
    - Chłopacy, pobudka! - wrzasnęłam nie tyle wścieka na nich, co na siebie. Błagam żeby tylko się nie okazało że ze sobą spaliśmy.
    - Zamilcz zła kobieto. - jęknął brunet przewracając się na drugi bok.
    - Nie żartuję, wstawajcie. Musimy pogadać.
    - Później.
    - Która godzina? - usłyszałam z drugiej strony zachrypnięty głos Luke'a. Spojrzałam na szafkę nocną na której znajdował się nowy budzik.
    - 6.30.
    - Nienawidzę cię. - burknął i zakrył głowę poduszką. Jedną ręką nadal przytrzymywałam kołdrę przy klatce piersiowej, a drugą chwyciłam poduszkę którą zakrywał się blondyn i mu ją wyrwałam.
    - Do cholery, wstawajcie! - wrzasnęłam, aż zabolało mnie gardło. Michael ociężale wstał, a Luke tylko otworzył oczy i na mnie spojrzał.
    - Po cholerę budzisz nas tak wcześnie. - burknął.
    - Chyba ze sobą spaliśmy. - szepnęłam, bo z nie wiadomych powodów bałam się powiedzieć to na głos.
    - Że co! - obydwoje nagle poderwali się na równe nogi, a ja zakryłam oczy nie chcąc oglądać ich nago.
    - Ubierzcie się.
                                                                                   *
    Po tym jak chłopacy się ubrali i wyszli z mojego pokoju tak abym i ja mogła się ubrać, przeszukaliśmy całą sypialnie, poszukując jakiś dowodów na to że mieliśmy trójkącik. Jak się okazało oni również nie pamiętali wszystkiego z wczorajszej nocy co działało tylko na naszą niekorzyść. Niestety nasze przypuszczenia stały się trafne po tym jak znaleźliśmy dwa wykorzystane kondomy, jeden pod łóżkiem, a drugi na lampce nocnej. Od razu pozbyliśmy się dowodów i zgodnie stwierdziliśmy że skoro i tak nic nie pamiętamy to równie dobrze możemy uważać że nic się nie wydarzyło.
    Na kanapie w salonie znaleźliśmy śpiącą Kate, a następnie Luke przyprowadził Calum'a tłumacząc że znalazł go śpiącego pod prysznicem. Będąc już razem, zjedliśmy śniadanie po którym usiedliśmy w salonie. Zajęłam miejsce na podłodze i położyłam na stoliku do kawy kartkę na której postanowiliśmy zapisać wszystko co pamiętamy z wczoraj. Jak się okazało po wypiciu drinków przy barze ja poszłam tańczyć z jakimś kolesiem, Luke zaliczył nieznaną laskę w toalecie, Kate poszła szukać Ashton'a, którego jak się później okazało w ogóle nie było, a Mike i Cal zostali przy barze zagadując jakieś bliźniaczki. Następnie Tańczyłam ze wszystkimi po kolei. Kate tańczyła na barze. Urządziliśmy konkurs tańca twerk. Ostatnim co udało nam się ustalić, a raczej ostatnią rzeczą jaką zapamiętał Calum był nasz powrót taksówką do mojego domu, potem już nikt nic nie pamięta.
    - Mike, tak w ogóle co ci się stało z włosami? - nagle zapytał szatyn, po tym jak ówcześnie cały czas przyglądał się przyjacielowi. Po jego pytaniu także zwróciłam uwagę na włosy Mike'a.
    - Nic, a co ma z nimi być? - odpowiedział zdziwiony.
    - O cholera. - szepnęła Kate również przyglądając się brunetowi, a raczej już byłemu brunetowi. Luke próbował się nie śmiać, ale coś mu nie wychodziło. Michael tylko spojrzał na każdego z nas po kolei po czym ruszył w stronę lustra.
    - Czekaj!
    - Nie idź!
    Cal rzuciła się na przyjaciela i próbował go powstrzymać, a ja uczepiłam się jego nogi, ale na marne bo Mike i tak bez problemu poruszał się ciągnąc mnie za sobą.
    - Kurwa! - krzyknął jak tylko zobaczył się w lustrze. Wrócił do salonu, a ja za nim.
    - Przyznać się kto mi to zrobił! - wskazał na swoją nową fryzurę.
    - Stary, nie przesadzaj. Nie jest tak źle. - próbował pocieszyć go Luke i o dziwo przestał się już śmiać.
    - Pasują ci. - dodałam, ale chłopak tylko zgromił mnie wzrokiem.
    - Mam czerwone włosy!
    - Na pewno da się z tym coś zrobić.
    - Piszą że nie da się jej zmyć. - nagle odezwał się szatyn trzymając w dłoni pudełko po farbie i stając koło mnie. - Znalazłam to w łazience. - wyciągnął rękę z pudełkiem w stronę przyjaciela.
    - Ognista czerwień. - przeczytał Luke, zaglądając przez ramię Michaela. - Czym ty się przejmujesz, kiedyś też się farbowałeś.
    - Ale ostatnio nie miałam tego w planach.
    - Podobno ludzie po pijaku robią rzeczy na które nie mają odwagi na co dzień. - wtrąciłam na co Mike posłał mi mordercze spojrzenie.
    - Czuję się, jak w jakimś pieprzonym Kac Vegas. - odezwała się Kate.
    - Ta, szkoda tylko że nikt nie zaginął, nie ożenił się i nie musimy niańczyć ryczącego bachora. - odpowiedziałam z kpiną.
    - Mike, jeśli cię to pocieszy to przynajmniej nie jesteś łysy. - Cal klepną przyjaciela uśmiechając się.
    - Niezmiernie mi przykro, ale muszę was opuścić. - Kate z powrotem zwróciła na siebie naszą uwagę kierując się do wyjścia.
    - A to niby dlaczego? - zapytał lekko zdziwiony Luke.
    - Nic tu po mnie, z resztą zrobiła się jakoś nudno. - odpowiedziała nawet na nas nie patrząc, a następnie wyszła trzaskając drzwiami.
    - Masakra. - szepnęłam.
    - Nie przejmuj się nią, ona już taka jest. - spojrzałam na Luke'a który posłał mi słaby uśmiech.
    - Wiecie co, im dłużej się im przyglądam, tym bardziej się do nich przekonuję. - krzykną z łazienki Mike. - W sumie to one wyglądają ekstra.
    - Przynajmniej jeden z nas jest zadowolony.
    - Ja tam nie narzekam. Nie mam kaca, wczoraj z tego co pamiętam to nie miałem żadnych wpadek, więc jest okej. - powiedział z uśmiechem Cal. - Ale teraz czas na mnie. Muszę załatwić parę spraw na mieście. Nawiasem mówiąc, Alex, nie powinnaś być teraz w pracy?
    - Cholera!
    Rzuciłam się biegiem do sypialni po swój telefon, a następnie do przedpokoju w którym założyłam w pośpiechu buty i chwyciłam do ręki kluczę z samochodu i domu.
    - Wychodzę! - krzyknęłam po czym wybiegłam z domu.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Proszę was, KOMENTUJCIE!
    Love you all!

sobota, 20 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 20

    Usłyszeliśmy śmiech i szybko spojrzeliśmy w tamtą stronę.
    - Wyglądacie przekomicznie. - śmiał się Calum robiąc nam jednocześnie zdjęcie. Jak zawsze ubrany cały na czarno szatyn podszedł do lady i zajął miejsce koło mnie. Nic dziwnego że się śmiał. Ja siedziałam na lodzie, a mój cudowny towarzysz uczył się obsługiwać jakże trudne urządzenie zwane ekspresem do kawy. Kawa którą miał wsypać do ekspresu była rozsypana na około niego, jak i na nim, a on sam stał z jakimiś metalowymi częściami w ręce.
    - Okej mam trzy pytania. Pierwsze. Alex co ci się stało?
    - Jakiś idiota mnie popchnął i miałam bliskie spotkanie z ziemią.
    - Ej! - odezwał się Michael. - Ja przez ciebie też się wywaliłem.
    - Nie moja wina że nie umiesz przechodzić przez krawężnik.
    - Patrz co sobie zrobiłam. - powiedział smutny brunet podtykając pod nos Cal'a swoją rękę na której miał plasterek, no co ten jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
    - Dobra, czas na drugie pytanie. - nagle spoważniał i znów zwrócił się do mnie. - Co ci odbiło żeby to właśnie z nim wychodzić?! Przecież ci mówiłem że on nie sprawdza się w terenie, o czym jak widzę się już przekonałaś.
    - Lepszy Mike i Luke.
    - Jest! - wykrzyknął uradowany Michael wyrzucając ręce w górę. - W końcu ktoś woli mnie niż jego!
    - Z resztą z Luke'iem nie byłoby tak wesoło, prawda Mike'i?
    - Stu procentowa. - uśmiechnął się i przybił mi piątkę.
    - Nie mam do was siły więc zadam ostatnie pytanie. Mike, co ty odpierdalasz?
    - Postanowiłem zastąpić Alex w pracy.
    - Świetnie ci to idzie.
    - No wiem. - wyszczerzył się, na co szatyn wywrócił oczami.
    - Wyluzuj trochę. - szturchnęłam go w ramię, następnie wstając i pomagając Michael'owi posprzątać.
    Sprzątanie zajęło nam trochę więcej czasu niż podejrzewaliśmy. Gdy już mi się wydawało że skończyliśmy, Michael na nowo zaczynał się wydurniać i robić jeszcze większy syf. Na szczęście Calum wkroczył do akcji sadzając swojego przyjaciela na krześle oddalonym od wszystkiego co mogło wywołać jeszcze większy bałagan, a następnie sam pomógł mi sprzątać. We dwójkę poszło nam całkiem sprawnie.
    Dziś Josh miał wolne więc na jego miejsce mianowałam szatyna, który świetnie sobie radził w swojej nowej pracy. Ku mojemu zdziwieniu dziś kafejkę nawiedziły tłumy, przez co nie mieliśmy ani chwili wytchnienia. Marzyłam tylko o tym, żeby móc wrócić do domu i się wyluzować na kanapie. Jednak to było tylko moje marzenie, gdyż jak tylko weszłam do mieszkania, Luke kazał mi się przyszykować obwieszczając że zabiera mnie na imprezę. Nie miałam najmniejszej chęci na ubieranie sukienki bądź spódniczki więc w swoim ubiorze postawiłam na skurzane spodnie, krótką, czarną bluzkę, skurzaną kurtkę i wysokie szpilki. Włosy wyprostowałam i jak zawsze, gdy wybierałam się do klubu, na twarz nałożyłam mocny makijaż. Będąc już gotowa wyszłam z blondynem z mieszkania, następnie dołączając co Cal'a i Mike'a, którzy czekali na nas pod blokiem. Cała trójka wspólnie stwierdziła że po ostatnim zdarzeniu musimy odreagować. Nie zaprzeczając wsiadłam do auta i udałam się z nimi do nieznanego mi klubu.
    Kolejka do wejścia wydawała się nie mieć końca, ale chłopacy zaprowadzili mnie do tylnego wejścia i po znajomości, ochroniarz wpuścił nas do środka. W klubie było pełno ludzi, ale pomimo tego pozostawało wiele wolnego miejsca, gdyż był on ogromny. Całe pomieszczenia było wypełnione sztucznym dymem, a muzyka zdawała się grać tak głośno, że miałam wrażenie iż podłogo drży pod moimi nogami. Poczułam szarpnięcie w łokciu, a gdy się odwróciłam, Luke pokazał mi gestem ręki żebym poszła za nim. Skierowaliśmy się, jak się po chwili okazało, do baru przy którym już byli nasi towarzysze, a wraz z nimi jakaś blondynka.
    - Luke! - pisnęła jak tylko zobaczyła blondyna i od razu rzuciła mu się na szyję. Zbyt krótka, moim zdanie, sukienka ledwo zakrywała jej tyłek, a szpilki wydłużały jej i tak już długie nogi. Włosy falami opadały jej na ramiona i ku mojemu zdziwieniu, jak na taki ubiór miała delikatny, dziewczęcy makijaż. Gdy tylko mój wzrok spotkał się z jej wiedziałam że się nie polubimy. Patrzyła na mnie z wyższością. Pogarda i wrogość aż biły od jej osoby. Odsunęła się od blondyna i stanęła przede mną patrząc z góry z czym nie miała najmniejszego problemu, gdyż górowała nade mną o niecałą głowę.
    - Kate poznaj Alex, Alex to jest Kate. - przedstawił nas sobie Calum uśmiechając się przy tym i zupełnie nie zwracając uwagi na wrogie spojrzenia które posyłałam sobie razem z blondynką.
    - Jest Ash? - zapytał po chwili Luke.
    - Ashton? - przeniosłam zdziwione spojrzenie z blondynki na chłopaka, który akurat stał oparty o blat baru.
    - Nie, sądziłam że przyjdzie z wami. - odpowiedziała przesłodzonym głosem Kate zwracając się do Luke'a.
    - Przyszły nasze drinki! - klasnął w dłonie Mike przerywając panujące napięcie i tym samym przypominając nam o swojej osobie, a następnie podając każdemu szklankę z kolorowym napojem. Czas zaszaleć - pomyślałam następnie przechylając szklankę i wypijając całą jej zawartość. To miała być udana noc i żadna Kate mi jej nie zniszczy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Misie, pozostawcie po sobie komentarze.
    Love you x

sobota, 6 grudnia 2014

ROZDZIAŁ 19

    Nie spałam całą noc zastanawiając się czego chcieli włamywacze. Przecież nic im nie zrobiłam. Przez trzy lata nikomu się nie naraziłam, nie wplątywałam się w brudne sprawy, unikałam kłopotów. Oni zjawili się znikąd, zupełnie jak Ash i jego kumple. Jednak to nie był jedyny problem mojej bezsenności. Brakowało mi osoby która by mnie pocieszyła. Osoby która powiedziałaby że to nic takiego, że wszystko będzie dobrze, że mnie obroni.Osoby która by mnie przytuliła i pozwoliła zasnąć na swojej klatce piersiowej gładząc moje włosy. Oczywiście mogłam iść bądź zaprosić do sypialni jednego z chłopaków, którzy spali za ścianą, ale oni nie byli nim. Oni nie byli Ashton'em. Tak samo jak bardzo chciałam żeby zniknął, tak teraz chciałam żeby wrócił. W nocy mówiłam, błagałam żeby zadzwonił, jednak zawsze odpowiadała mi cisza. Nicość która z każdą chwilą była coraz gorsza. Prawda była taka, że choć nie znałam tego człowieka to go potrzebowałam. On miał w sobie coś co mnie przyciągało. Jaszcze nie wiem co to jest, ale zamierzam się dowiedzieć.
*
    Gdyby nie to że w salonie znalazłam chłopaków, myślałabym że miałam porąbany sen. Był poranek. Jak zawsze szykowałam się do pracy. Wstałam wcześniej niż normalnie żeby wyrobić się ze wszystkim bez gonitwy. Jedząc śniadanie zastanawiałam się jak teraz będą wyglądały moje dni. Czy przyjaciele Ash'a będą teraz moim cieniem? Czy będą za mną podążali krok w krok, czy też może będą zachowywać się jak do tej pory? Może to był tylko jednorazowy wypadek, jednak sama nie wierzyłam w tą myśl. Miałam dziwne przeczucie że coś się dziś wydarzy. Nie chciałam jechać sama do pracy. Calum'a nie było, a pozostali chłopacy nadal spali na kanapie. Postanowiłam obudzić Mike'a i zapytać się czy pojedzie ze mną, bo wiedziałam że jeśli zamiast niego obudzę Luke'a to spotkam się z odmową. Na szczęście mój wybór okazał się trafny. Brązowo włosy chłopak zgodził się bez przeszkód więc jak tylko się ubrał wyszliśmy z mieszkania pozostawiając Luke'ow wiadomość gdzie jesteśmy.
    - Co z Cal'em? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
    - Jeszcze do niego nie dzwoniłem, ale pewnie ustala z Ashton'em różne sprawy.
    - Jakie sprawy?
    - Trzeba ustalić zmiany kto i kiedy ciebie będzie miał na oku i takie tam.
    - Świetnie.
    - Hej, uśmiechnij się to nie koniec świata.
    - Wiem, ale do tej pory nie traktowałam tego wszystkiego poważnie. - westchnęłam i wlepiłam wzrok w kafejkę przed którą Mike zaparkował samochód.
    - Nie wiem jeszcze jak, ale sprawię że o tym zapomnisz i będziesz miała ogromny uśmiech na twarzy. Zobaczysz.
    - Powodzenia. - wytknęłam mu język. Chwyciłam za klamkę, ale drzwi były zablokowane.
    - Ja ci otworzę, będę dżentelmenem.
    Skierowałam wzrok na chłopaka, który pośpieszni wyszedł z auta i truchtem skierował się na drugą stronę samochodu. Gdy był przed maską pojazdu potknął się o krawężnik i runął na ziemie. Od razu wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Ten chłopak jest jak dziecko, nawet chodzić nie umie. Obserwowałam jak nieporadnie wstaje i otrzepuje się z brudu, próbując jednocześnie pohamować swój śmiech. Brunet podszedł w końcu do moich drzwi i je otworzył.
    - Zrobiłem sobie bubu. - powiedział ze smutną miną pokazując mi swoją rękę na której była mała ranka. W oczach miał łzy. Dolna warga zaczęła mu drgać, a ja nie wytrzymałam i znów wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Już wiem co miał na myśli Calum mówiąc że Michael nie sprawdza się w terenie. Gdy już się uspokoiłam, wygramoliłam się z auta i przytuliłam Mike'a. Pomimo tego że był ode mnie wyższy o ponad głowę i z tego co mi powiedział to był starszy o rok, ja i tak miałam wrażenie że przytulam pięcioletnie dziecko.
    - Nie płacz, mama kupi cukierka.
    - Przestań się ze mnie nabijać! - odepchnął mnie od siebie i tupnął nogą, powodując nie tylko mój śmiech, ale też wszystkich ludzi do o koła.
    - Ok, ok. Choć do środka, na zapleczu mam apteczkę. Chociaż sama nie wiem co mam opatrywać.
    - Jak to co?! Czy ty nie tego nie widzisz! Ja krwawię!
    - Przestań histeryzować, to tylko zadrapanie.
    - Ty nic nie rozumiesz. - fuknął.
    - Przepraszam, ale nie co dzień chłopak chcący otworzyć mi drzwi wykłada się na chodniku.
    Znów zaczęłam się śmiać na co oburzony Mike szturchnął mnie w ramię. Zaplątałam się o własne nogi i tracąc równowagę upadłam. Michael zaczął pokładać się ze śmiechu tak jak ja wcześniej z niego z tym że zamiast płakać że upadłam ja śmiałam się razem z nim. Część przechodzących ludzi śmiała się z nas, a druga część patrzała jak na idiotów, jednak zbytnio się tym nie przejęliśmy.
    - Przez ciebie, dupa mnie boli. - powiedziałam przez śmiech.
    - Wstawaj księżniczko. - podał mi rękę i pomógł wstać. Weszliśmy razem do kafejki i od razu udaliśmy się na zaplecze. Zdezynfekowałam zadrapanie Mike'a i pod jego naleganiem przykleiłam mu plaster z Kubusiem Puchatkiem, a następnie wyciągnęłam worek z lodem i przyłożyłam sobie do tyłka. Cały czas się z siebie nabijaliśmy i wspominaliśmy dzisiejszy ranek. Co jak co, ale dobrana z nas para.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Hej misie. Dzisiejszy rozdział przeznaczony Malex. Wybaczcie, ale jestem kiepska w łączeniu imion dlatego jeśli ktoś jest w tym lepszy to nich napisze swoją propozycję połączenia imion Alex i Michael/Mike.
    Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam Mike'a w roli idioty. Dlatego będzie jeszcze dużo jego niepowodzeń. W końcu każde opowiadanie ma swoją ofiarę, a oto i moja.

    Tak w ogóle to dziś mamy przez wielu upragnionego Mikołaja. Więc życzę wam dużo prezentów i żebyście szczęśliwie spędzili ten dzień, a raczej jego resztkę. Przepraszam że rozdział krótki, ale to taki mikołajkowy prezent dla was.
    Pozostawcie swoje opinie w komentarzach, oraz inne rzeczy którymi chcecie się ze mną podzielić.
    Love you!   

piątek, 21 listopada 2014

ROZDZIAŁ 18

    - Okej, czas przejść do rzeczy. - powiedziałam podając woreczek z lodem Mike'owi - Co wam odwaliło?!
    Chłopcy siedzieli w salonie. Mike przykładając lud do podbitego oka, Cal z woreczkiem lodu przy nosie, a Luke z mrożonymi brokułami przy swoim kroczu.
    - Jak to co? - odezwał się oburzony Cal. - Gdyby nie my nie wiadomo co by się teraz z tobą działo.
    - Nie o to mi chodziło. Nawiasem mówiąc dziękuję za pomoc...
    - Nareszcie, a już myślałem że będę musiał się upomnieć o podziękowania. - przerwał szatyn.
    - Po cholerę skradaliście się do szafy i wyciągaliście mnie mając na sobie kaptury, tak że nie mogłam zobaczyć kim jesteście. Myślałam że to włamywacze.
    - Oj tam zaraz włamywacze.
    - Prawie dostałam zawału!
    - Jak na kogoś kto prawie dostał zawału dość agresywnie zareagowałaś. - parsknął Luke.
    - Następnym razem wskoczę do szafy z wielkim uśmiechem i cię przytulę, ale zanim to zrobię krzyknę że to ja. - dodał Michael.
    - Dziękuję. A i jeszcze taka sprawa. Co to był za wystrzał?
    - Jaki znowu wystrzał?
    - Michael, ty to jesteś idiotą. - Luke uderzył przyjaciela w tył głowy. - Przecież zabiliśmy jednego z nich.
    - Że co zrobiliście?!
    - Spokojnie nie zostało żadnych śladów. - Calum zaczął wszystko wyjaśniać. - Mike z Luke'iem wynieśli ciało z domu, a ja umyłem na szybko podłogę mopem żebyś nie spanikowała na widok krwi. Gdy poszedłem odnieść go do łazienki chłopacy wrócili żeby wyciągnąć cię z szafy, a ja jak wracałem do pokoju oberwałem od ciebie.
    - Przepraszam, ale przynajmniej na przyszłość wiecie żeby tego nie powtarzać.
    - Nigdy więcej. - jęknął blondyn.
    - Stary nie narzekaj, może teraz nie będziesz musiał się martwić o zabezpieczenia.
    - Calum zamknij się!
    - Gdzie teraz jest ciało włamywacza? - przerwałam.
    - Nie wiem. - odpowiedział brunet z lekkim uśmiechem.
    - Jak to nie wiesz skoro je stąd wyniosłeś? Musiałeś je gdzieś zostawić.
    - Zostawiliśmy je na klatce, a jego usunięciem miał się zająć Ash.
    - Ashton tu był? - zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
    - Ta, co w tym dziwnego? - odpowiedział pytaniem na pytanie Luke.
    - Bo nie przychodzi tutaj za dnia.
    - Pewnie że przychodzi. - parsknął. - To on umieścił kamery w twoim mieszkaniu, wykradł twoje klucze i dorobił je dla nas po czym je odniósł, no i bywa tutaj całkiem często gdy cię nie ma.
    - Super.
    - Przy okazji, kazał ci przekazać, że nie usunęłaś wszystkich kamer.
    - Dupek. - mruknęłam pod nosem, ale Mike, który siedział najbliżej mnie to usłyszał bo od razu się roześmiał.
    - Szczere. - powiedział przez śmiech, szturchając mnie łokciem.
    - Co teraz?
    - Nic - Luke wzruszył ramionami w odpowiedzi.
    - Ashton coś wymyśli. - dodał po Cal. - Jak na razie pewnie będziemy ciebie częściej odwiedzać.
    - Taaa... Pewnie będziesz nas mieć 24/7.
    - Dzięki za pocieszenie Luke.
    - Nie ma za co, ale to ty mnie powinnaś pocieszać. - odparł wskazując na swoje krocze. Wszyscy zaczęliśmy się z tego śmieć.
    Chłopcy zostali na noc, tylko Calum wyszedł mówiąc że pogada z Ashton'em co dalej. Mając przy boku Luke'a i Michael'a czułam się bezpiecznie, pomimo tego że Mike nie grzeszył inteligencją i zajął się moją lodówką, a Luke nie odrywał oczu od telewizora. Gdzieś tam na zewnątrz ktoś chciał mnie dopaść, a ci dwaj idioci zachowywali się jakby nigdy nic. Siedząc z nimi na kanapie w salonie czułam się jakby to był kolejny zwykły dzień, jakby nic się nie stało. Jednak ta błogość nie mogła trwać wiecznie. Gdy zegarek wybił godzinę jedenastą wieczorem, a telefon nie zadzwonił, przypomniałam sobie że to wcale nie był zwykły dzień. Ashton dotrzymał słowa, ale tylko po części. Jego kumple wrócili, ale on nie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Pozostaw po sobie komentarz ;*

piątek, 24 października 2014

ROZDZIAŁ 17

    Chodziłam z kąta do kąta nie wiedząc co ze sobą zrobić. W tej chwili żałowałam kłótni z Ashton'em. Bez niego, Michael'a, Calum'a i Luke'a nie miałam co robić. Nie mogłam zadzwonić do Monick gdyż dziewczyna właśnie teraz miała swoją zmianę w kawiarni, a Josh pomagał swojemu bratu w przeprowadzce. Próba zadzwonienia do znajomych z LA także skoczyłaby się porażką zważając na strefę czasową. Pozostawałam wiec sama sobie. Z początku próbowałam oglądać telewizor, ale bez komentarzy Luke'a czynność ta okazała się strasznie nudna, gra w fifę również nie przynosiła już żadnej zabawy nie mając obok strzelającego fochy Calum'a, a lodówka cały czas pozostawała pełna, do czego nie mogłam się przyzwyczaić. Przez głowę przeszła mi myśl żeby iść pobiegać, ale przebranie się w dres i tak wydawało się być wyczerpującym zadaniem. Przez chwilę wpatrywałam się w zegarek. Sekundy mijały zdecydowanie za wolno nie wspominając już o minutach. Już miałam złapać zegarek w dłonie i wyrzucić go przez okno, jednak się powstrzymałam. Podeszłam za to do kanapy i podniosłam z niej telefon. Żadnych nowych wiadomości, połączeń lub jakichkolwiek powiadomień. Zaczęłam podrzucać komórkę w dłoni przechadzając się po pokoju i czekając na cud. W tej chwili na niczym mi tak bardzo nie zależało, jak na tym, żeby Ashton złamał dane mi słowo i zadzwonił lub przysłał tu swoich kumpli. Minuty jednak mijały. Nic się nie zmieniło. Ta sama dołująca cisza doprowadzająca mnie już powoli do szału nie chciała się skończyć. W końcu jednym sensownym zajęciem, które przyszło mi do głowy, było zrobienie porządku z płytami na półce. Od zawsze uwielbiałam kupować płyty moich ulubionych artystów bądź zespołów i patrzeć jak moja kolekcja się powiększa. Wyciągnęłam cały mój zbiór z szafki i zaczęłam je układać zespołami oraz typami muzyki. Z każdą płytą wiązała się jakaś historia. Dokładnie pamiętam jak na moje dziewiąte urodziny dostałam od taty płytę The Who, bo chciał żebym zaznajomiła się z jego ukochanym zespołem. Na dziesiąte urodziny dostałam od niego album The Beatles, który przesłucham tylko raz, gdyż ten zespół nie przypadł mi do gustu. Pamiętam jak kupowałam płytę The Rolling Stones z przyjaciółką, która cały czas odradzała mi ten zakup, oraz jak kolega wcisnął mi do ręki albumy Green Day i Blink 182 mówiąc że koniecznie musze je kupić. Na siedemnaste urodziny dostałam od Monick płytę Ed'a Sheeran'a, jeszcze w tedy Monick nie wiedziała że nie słucham tego typu muzyki, ale o dziwo album "+" pokochałam. Płyt było mnóstwo, od metalu, rock'a i panku, przez pop i folk, aż do rapu i hip hopu. Jednak zdecydowanie moim najcenniejszym krążkiem była płyta Nirvany "Nevermind". Kochałam ten zespól odkąd usłyszałam na jednej z domówek "Heart-Shaped Box". Miałam w tedy piętnaście lat. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak przyszłam do domu w zniszczonych conversach za kostkę, potarganych czarnych jeansach, za dużej koszulce Nirvany mając włosy do ramion nierównomiernie rozjaśnione, gdyż za mojego fryzjera robiła koleżanka. W dłoni trzymałam płytę ukochanego zespołu, którą cudem udało mi się znaleźć w jednym z sklepów muzycznych. Tata w tedy myślał, że to przejściowa faza i nie miał nic przeciwko mojej nagłej zmianie, jednak już tydzień później odbierał mnie naćpaną ze szkoły. Po tym zdarzeniu powróciłam do bycia jego idealną córeczką, jednak moja miłość do zespołu nigdy nie wygasła.
    Akurat odkładałam ostatnią płytę na wyznaczone jej miejsce, gdy ciszę przerwał dzwoniący telefon. W ekspresowym tempie wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i nie patrząc na to kto dzwoni odebrałam.
    - Halo.
    - Nie otwieraj drzwi. - Ash. Odetchnęłam z ulgą że dzwoni, mając nadzieję że on bądź któryś z jego przyjaciół pojawi się w najbliższym czasie.
    - Ale nikt nie puka. - powiedziałam zdezorientowana i jak za zawołanie ktoś zapukał w drzwi. Podniosłam się z podłogi na której siedziałam i powoli ruszyłam w stronę korytarza.
    - Alex, błagam się otwieraj drzwi. - usłyszałam zdesperowany, prawie błagalny, głos Ashton'a.
    - Czemu?
    - Bądź cicho, nie podchodź do drzwi, a już tym bardziej ich nie otwieraj. Za nimi stoją ludzie którzy chcą cię dorwać. - gdy usłyszałam ostatnie zdanie momentalnie znieruchomiałam. Ktoś zaczął walić pięścią w drzwi.
    - Schowaj się i nie kończ połączenia.
    Posłusznie udałam się po cichu do sypialni w duchu dziękując za to że mam głęboką szafę. Otworzyłam ją i weszłam do środka zamykając za sobą drzwiczki. Stanęłam na samym końcu zasłaniając się ubraniami. Miałam nadzieję, że nawet jeśli ktoś otworzy szafę to mnie nie zauważy.
    - Teraz bądź cicho. Choćby nie wiem co nie wolno ci się odezwać.
    Chciałam mu odpowiedzieć, przytaknąć, ale nie mogłam. Usłyszałam huk otwieranych drzwi wejściowych i szybko zakryłam ręką usta, z których prawie wydobył się pisk. Słyszałam odgłos ciężkich kroków w mieszkaniu. Musiało być dwóch włamywaczy, bądź więcej o ile ktoś stał na czatach. Mimowolnie łzy naszły mi do oczu. Walczyłam sama ze sobą, żeby nie wyskoczyć z szafy i nie rzucić się do wyjścia. Kroki były coraz głośniejsze, aż w końcu usłyszałam jak ich właściciel wchodzi do sypialni. Nie potrafiłam zatrzymać łez spływających mi po policzkach. Prawą dłonią wciąż trzymałam telefon i słuchałam spokojnego oddechu Ashton'a, a lewą coraz mocniej przyciskałam do ust powstrzymując się żeby nie zacząć krzyczeć. Nagle usłyszałam jak dodatkowe osoby wbiegają do mieszkania. Ktoś zawył z bólu, a zaraz po tym nastąpił strzał. Osoba, która akurat przebywała w mojej sypialni, ciężko upadła na ziemie. Z moich ust wydobył się cichy pisk którego nawet dłoń nie była w stanie zatrzymać. Bałam się coraz bardziej. Ktoś zaczął ciągnąć ciało po podłodze, potem nastała cisza, która była jeszcze bardziej przerażająca. Czułam jak się trzęsę. Nawet jakbym chciała to i tak nie potrafiłam się ruszyć. Ashton nadal się nie odzywał, ale nie przerwał też połączenia. Stałam w ciemnej szafie, zasłonięta ubraniami, z zamkniętymi oczami, dłonią przyciśniętą do ust, modląc się żeby to był tylko głupi sen. Oddychałam ciężko, z trudem łapiąc każdy kolejny oddech. Nagle drzwi szafy się otworzyły i czyjaś ręka chwyciła mnie za koszulkę szarpiąc za nią i wyciągając mnie z ukrycia. Telefon wypadł mi z dłoni lądując gdzieś na podłodze. Nie patrząc na tajemniczą osobę, chwyciłam za dłoń, która wciąż ściskała mój T-shirt, wykręcając ją i kopiąc w krocze. Zakapturzona postać uwolniła materiał koszulki i mimowolnie się skuliła. Moja wolność nie trwała jednak długo, gdyż poczułam czyjeś dłonie na mojej tali. Na oślep uderzyłam w tył łokciem i kopnęłam nogą w tył. Kolejny napastnik zawył z bólu uwalniając mnie z uścisku. Biegiem ruszyłam do drzwi pokoju, które ku mojemu zdziwieniu były zamknięte. Szarpnęłam za klamkę pociągając ją do siebie, a moim oczom ukazała się jeszcze jedna zakapturzona postać. Przestraszona krzyknęłam i instynktownie uderzyłam z całej siły pięścią w twarz nieznajomego.
    - Kurka! - krzyknął odsuwając się i robiąc mi miejsce, już miałam pobiec do wyjścia gdy czyjaś dłoń chwyciła mnie za kostkę przez co runęłam na ziemię. Zaczęłam krzyczeć, piszczeć i kopać na oślep, jednocześnie błagając żeby dłoń mnie puściła.
    - Alex, uspokój się! - wszędzie rozpoznam ten głos. Gwałtownie usiadłam kierując wzrok na osobę trzymającą moją nogę.
    - Michael?! - krzyknęłam z niedowierzenia. Dopiero teraz dostrzegłam z kim miałam do czynienia. Luke kulił się na podłodze trzymając się za krocze, Mike puścił moją nogę i chwycił się za okolice oka, które właśnie zaczynało przyjmować odcień fioletu, a Calum tamował krew z nosa wciąż stojąc w drzwiach.
    - Rozwaliłaś mi nos! - wydarł się, dzięki czemu moi sąsiedzi z pewnością usłyszeli go bez problemu.
    - A mi jaja. - wyszeptał pełnym bólu głosem Luke.
    - Jak ja będę wyglądał z podbitym okiem! - dołączył się Mike. Nie wiedziałam już czy mam im dziękować za ratunek, czy też śmiać się z zaistniałej sytuacji. Mój brak powagi w nieodpowiednich chwilach jednak wygrał i już po chwili zwijałam się ze śmiechu na podłodze. Chłopacy patrzyli na mnie jak na wariatkę, jednocześnie gromiąc mnie spojrzeniami.
    - Pobiła was dziewczyna. - powiedziałam, gdy w końcu się trochę uspokoiłam. Te słowa skutecznie podziałały na blondyna i bruneta, którzy dołączyli do mnie i również zaczęli się śmiać. Cal za to oburzony poszedł do łazienki, mówiąc coś pod nosem tak że nie mogliśmy go dokładnie usłyszeć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Rozdział krótki, ale jest. To taka rekompensata za moją długą nieobecność, gdyż mój komputer był w naprawie i nie miałam jak pisać i dodawać nowych rozdziałów.
    Mam nadzieję, że wam się podoba, bo mi bardzo. Przepraszam, ale polubiłam nabijać się z chłopaków.
    Jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować to niech pisze na tt: @alex98turner, jednak żebym zaczęła was obserwować to musicie mi to napisać bo obserwuje mnie dużo kąt BIO itp. Nie bójcie się, nie gryzę, wręcz przeciwnie jestem otwarta na nowe znajomości.
    Osobą, które komentują bardzo dziękuję. Jesteście wspaniali. Każdy komentarz to moja motywacja i poprawa humoru, także nie przestawajcie komentować, a ci którzy tego nie robią to niech zaczną bo to na prawdę nie zajmuje nie wiadomo jak dozo czasu, a przynosi wiele radości.
    Love you all!

czwartek, 23 października 2014

ROZDZIAŁ 16

    Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, to na dole jest możliwość dodania komentarza. Gdybyście z niej skorzystali byłabym ogromnie wdzięczna.    
    Część dalsza notki znajduje się jak zawsze pod rozdziałem.

    -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    - Jak ci minął dzień?
    - Widzę, że wracamy do początków.
    - Możesz już mówić, więc nie widzę potrzeby żeby przychodzić.
    Punktualnie o 11 wieczorem zadzwonił telefon. Z początku zdziwiło mnie to, bo Ashton cały tydzień przychodził, a teraz chciał znów wrócić do nocnych telefonów. Owszem lubiłam z nim prowadzić rozmowy, nawet jeśli zupełnie nie miały sensu, ale polubiłam też zasypianie w jego ramionach. Tak na prawdę nie znałam tego człowieka, ale dawał mi poczucie bezpieczeństwa przytulając mnie do swojej klatki piersiowej silnymi ramionami. Perspektywa rozmów przez komórkę i nie moc przytulenia się do niego, albo chociażby poczucia jego obecności, oddechu na karku gdy zaczynał się chichotać, przygnębiała mnie. Zdążyłam się do niego przywiązać. I to był mój problem. Za szybko przywiązuję się do osób. Muszę się w końcu tego oduczyć, bo kiedyś to mnie zabije.
    - Ale ja widzę taką potrzebę!
    - Czyżbyś się zakochała? - zachichotał, co było trochę dziwne, bo chłopacy na ogół tego nie robią.
    - Oczywiście że nie! - od razu zaprzeczyłam, ale pomimo tego poczułam ciepło na moich policzkach.
    - Nie kłam. Jak mogłabyś się nie zakochać w takim bogu seksu.
    - Bogu seksu, jak miałam się w tobie zakochać nie wiedząc jak wyglądasz? Skąd mam wiedzieć że na przykład nie masz jedynki bo to twoja przerwa na szluga?
    - Co? - zaśmiał się.
    - Jeśli myślałeś że nie wyczuję od ciebie zapachu fajek to się myliłeś.
    - Nawet nie staram się go ukryć. W końcu na coś trzeba umrzeć.
    - Taa... A jak trafisz do szpitala to będziesz błagał żeby cię ratowali.
    - Nie przewracaj oczami. - spoważniał. Znieruchomiałam zaskoczona, bo niby skąd miałby wiedzieć że to zrobiłam. Zaczęłam się rozglądać po pokoju przypominając sobie że umieścił w moim domu kamery. Muszę zapamiętać żeby przejrzeć wszystkie zakamarki i usunąć to ustrojstwo z mojego domu. W końcu należy mi się trochę prywatności.
    - Wróćmy do początku naszej rozmowy. Jak minął ci dzień?
    - Zawsze musisz zadawać to daremne pytanie?
    - Tak.
    - Wspaniale Ashton. - powiedziałam sarkastycznie, przysiadając na skraju łóżka. - Nie licząc tego że w kawiarni gapił się na mnie jakiś dziwny typ, na zakupach ciągle za mną chodziła zakapturzona postać i prawie ktoś wjechał w mój samochód na skrzyżowaniu. To był wspaniały dzień, a jak minął ci twój? - dokończyłam przesłodzonym głosem, pełnym sarkazmu.
    - Zraz, co?! - krzyknął. - Opowiedz mi wszystko dokładniej. - zażądał, a ja bez żadnego sprzeciwy zaczęłam opowiadać wszystko ze szczegółami. Zaczęłam od nieznajomego z kawiarni, który wypalał we mnie dziurę swoim intensywnym spojrzeniem, następnie przeszłam do zdarzenia z super marketu. Jakiś mężczyzna w czarnej bluzie, z kapturem na głowie, chodził za mną krok w krok pomiędzy regałami, a gdy spojrzałam w jego stronę udawał że spogląda na produkty, na pułkach. W drodze powrotnej za to, jadąc przez skrzyżowanie jakiś idiota perfidnie jechał rozpędzony w moją stronę, a mi w ostatniej chwili udało się uniknąć stłuczki.
    - Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
    - A kiedy niby miałam ci powiedzieć?! Nie mam numeru telefonu ani twojego, ani żadnego z twoich przyjaciół! - wykrzyknęłam zdenerwowana, jego wyrzutami. W słuchawce rozległo się głośne westchnienie. Przez chwilę panowała cisza, którą chłopak po chwili przerwał.
    - Zaraz będę u ciebie. - po tych słowach usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
    Ash kiedyś wspominał, że chce mnie chronić, ale nigdy nie mówił przed kim. Odkąd pojawił się w moim życiu był spokój, więc nie brałam jego słów na poważnie. Jego reakcja mnie zdziwiła i właśnie dzięki niej dotarło do mnie że to co mi mówił do tej pory jest prawdą, ale z drugiej strony może wszystko to była tylko seria przypadków. Może Josh miał rację, mówiąc że chłopak z kawiarni to mój kolejny adorator, może mężczyzna z super marketu wcale za mną nie chodził, w końcu nie odwracałam się cały czas za siebie żeby sprawdzić czy jest w pobliżu, tylko parę razy zerknęłam za siebie, a kierowca ze skrzyżowania mógł być zmęczony jakąś długą podróżą i mógł przysnąć za kierownicą. Wszystko można było logicznie wytłumaczyć. Wszystko, tylko nie gwałtowną reakcję Ashton'a.
                                                                              *
    - To były zwykłe przypadki!
    - Jesteś taka głupia czy tylko udajesz?! Obudź się, bo są osoby które chcą cię dorwać!
    - Skąd mam wiedzieć, że ty nie jesteś jednym z nich!
    - Bo cię kurwa chronię!
    - Wpierdalasz się w moje życie i zabierasz moją prywatność!
    Od jakiejś dobrej godziny prowadziłam zaciekłą kłótnię z Ashton'em. Każde z nas należało do osób upartych, więc nie zanosiło się na koniec. Powoli miałam go dość, ale podejrzewałam że nawet jeśli spróbuję go wyrzucić z domu i tak mi to nie wyjdzie.
    - Nie musiałbym tego robić, gdybyś się nie wpakowała w to bagno!
    - Jakbyś jeszcze nie zauważył, to jestem dużą dziewczynką i potrafię sobie sama poradzić! I przy okazji, nie prosiłam cię o pomoc!
    - Nie poradzisz sobie sama!
    - Skąd to niby wiesz!
    - Dobra! - krzyknął dużo głośniej niż wcześniej i zmierzył mnie od góry do dołu wściekłym spojrzeniem. - Od teraz radź sobie sam, zobaczymy jak długo ci się to uda. - dodał przez zaciśnięte zęby po czym wyszedł trzaskając drzwiami. W domu zapadła grobowa cisza pośród której mogłam usłyszeć bicie własnego serca. Stałam na środku sypialni starając się unormować oddech. Zaciskałam pięści ze złości na tyle mocno, że aż czułam wbijające się paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. W tym momencie nie wiedziałam czy bardziej nienawidzę Ashton'a za to że skomplikował mi życie, czy siebie za to że powiedziałam mu o dzisiejszym dniu. Gdybym tego nie zrobiła, sytuacja sprzed chwili nie miała by miejsca, ale za to z drugiej strony możliwe, że w końcu moje życie wróci do szarej rzeczywistości. Lubiłam gdy coś się działo, ale nie po to przeprowadziłam się do Sydney i zaczęłam pracować w daremnej kawiarni, żeby teraz wszystko znów zaczęło się komplikować.
                                                                             *
    Przerzuciłam kolejną stronę gazet siedząc za ladą na stołku barowym podczas swojej zmiany, gdy w kawiarni rozbrzmiał dzwonek zwiastujący nowego klienta. Podniosłam wzrok z nad lektury i spojrzałam na nowo przybyłą osobę. Mężczyzna miał na sobie czarne rurki, conversy i szaro-czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę. Był skierowany do mnie plecami idąc w stronę jednego ze stolików pod ścianą. Odsunął jedno z krzeseł i zamaszystym ruchem zdjął kaptur z głowy jednocześnie kierując swój wzrok na mnie. Momentalnie zaschło mi w ustach. Ten sam chłopak co wczoraj. Jego ciemno blond logi były przepasane czerwoną bandaną, przez co grzywka wchodziła mu do oczu, które wpatrywały się we mnie z tą samą intensywnością co wczoraj. W tym właśnie momencie powinnam wstać i podejść do niego, żeby zebrać zamówienie, ale postanowiłam pozostawić to zadanie Josh'owi.
                                                                              *
    Przez całą zmianę ukradkiem wpatrywałam się w nieznajomego. Pomimo tego że nic nie zamówił ciągle siedział w tym samym miejscu wpatrując się we mnie, bądź pisząc coś na telefonie. Parę razy udało mi się zobaczyć jego uśmiech, gdy czytał prawdopodobnie otrzymanego od kogoś esemesa, i za każdym razem myślałam sobie jak ślicznie wygląda z dołeczkami w policzkach. Nie wiedziałam już czy bardziej mnie przeraża, czy też pociąga, ale mimo tego i tak ani razu nie zbliżyłam się w jego stronę.
    - Sprzątniesz kubki z tamtego stolika? - zapytał Josh wskazując na stolik pod ściną tym samym przerywając moje rozmyślenia.
    - Pewnie. - uśmiechnęłam się do niego wstając z krzesła i chwyciwszy jedną z białych ścierek i tackę, ruszyłam w stronę wskazanego mi miejsca. Ku mojemu zdziwieniu klient który tutaj siedział w ogóle nie tknął swojej kawy. Postawiłam więc kubek z czarną cieczą na tacce i wytarłam stolik ścierką. Będąc myślami już daleko stąd, odwróciłam się z tacką w ręce przy okazji pozbywając się z niej kubka, gdyż nie zauważyłam przechodzącej za mną osoby i zahaczyłam o nią tacką. Czarna ciecz wsiąkła w szary materiał. Spojrzałam w górę od razu zaczynąjąc przepraszać poszkodowaną osobę, jednak mój głos zawiesił się w połowie zdania. Przede mną stał blond chłopak uśmiechając się od ucha do ucha, przez co jego dołeczki były jeszcze bardziej wyraźne niż wcześniej. Nic nie mówiąc, schylił się i podniósł z podłogi kubek, który o dziwo pozostał w całości. Podał mi go i z uśmiechem na ustach wyszedł z kawiarni jakby nigdy nic. Spojrzałam jeszcze za okno śledząc wzrokiem oddalającą się postać do puki nie znikła w tłumie. Jeśli pierwsze wrażenie jest najważniejsze, to ja właśnie je spaprałam.
                                                                              *
    Od razu po powrocie do domu wzięłam się za poszukiwanie i usuwanie kamer z mieszkania. Ashton pochował je we wszystkich możliwych miejscach. W salonie znalazłam dwie, jedną w doniczce kwiatka, a drugą na regale z książkami. Były na tyle małe, że nie dziwię się iż nie zauważyłam ich wcześniej. Po przeszukaniu całego salonu, zabrałam się za szperanie w sypialni w której znalazłam aż cztery. Każda z nich była w jednym z czterech kątów, dzięki czemu chłopak miał idealny wgląd na cały pokój. W łazience na szczęście nie znalazłam żadnej, ale za to w przedpokoju odnalazłam jedną pośród kurtek na wieszaku, a w kuchni, w pojemniku na ciasteczka. Gdy już przeszukałam cały dom, zanim wyrzuciłam je do kosza, każdą rozwaliłam młotkiem w celu uniemożliwienia ponownego użycia. Na reszcie poczułam się swobodnie we własnym mieszkaniu. To był pierwszy dzień od dwóch tygodni podczas którego mogłam poczuć się swobodnie. Jednak trochę brakowało mi towarzystwa jednego z przyjaciół Ashton'a. Lodówka była pełna co oznaczało że nawet pod moją nieobecność nie było tutaj Mike'a. Konsole do gry pozostały nieruszone leżąc na stoliku, a program w telewizorze był taki sam jakim go pozostawiłam. Oznaczało to że Ash dotrzymuje słowa i daje mi wolne od jego, jak i jego kolegów.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Na prośbę pewnej osoby napisałam one-shot'a +18 o Calum'ie. Po raz pierwszy pisałam sceny erotyczne więc mam nadzieje, że będziecie wyrozumiali. Cały czas czegoś mi w nim brakuje, ale nie wiem czego, tak więc jeśli się dowiem zostanie on zaktualizowany. Dodałam go już jednak, żeby bardziej nie zwlekać bo pisałam go od ok połowy sierpnia. Jeśli ktoś chce to przeczytać to, to jest link do niego: http://www.wattpad.com/story/24737246-wyzyskiwaczka-calum-hood-one-shot-%2B18
   

sobota, 27 września 2014

ROZDZIAŁ 15

                                     PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM! 
   - Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. - powiedział lekarz, zapisując coś na kartce, a następnie podając mi ją. - Bież jeszcze przez tydzień tabletki na gardło, żeby twoja utrata głosu się nie powtórzyła.
    - Mogę już mówić? - zapytałam niepewnie, po raz pierwszy się odzywając odkąd jestem w gabinecie.
    - Tak.
    - Dzięki bogu. - westchnęłam, na co mężczyzna się zaśmiał.
    Pożegnałam lekarza i wychodząc z jego gabinetu, a następnie z budynku przychodni, ruszyłam w stronę apteki trzymając w ręce receptę. Szłam uśmiechając się od ucha do ucha. Strasznie się cieszyłam że mogę z powrotem się odzywać. Nie cierpiałam pisania na kartkach, które zajmowało mi dwa razy więcej czasu niżeli powiedzenie tego czego chciałam. Na szczęście wszystko wróciło do normy. Muszę przyznać że ten tydzień minął w mgnieniu oka. Pomimo tego że cały tan czas siedziałam w domu, to i tak się nie nudziłam. Nie mogłam się nudzić. Codziennie przychodzili do mnie chłopcy, a z nimi nie miałam się jak nudzić. Nawet z Like'iem udało mi się złapać dobry kontakt. Zaczęło się od tego że przyszedł sam, oglądaliśmy w ciszy telewizję do puki nie zauważyłam na podłodze pająka. Zaczęłam piszczeć i uciekać, a chłopak zwijał się ze śmiechu, już po chwili goniąc mnie po mieszkaniu trzymając w ręce owe paskudztwo. Z Calum'em kontynuowaliśmy rywalizację w różnych grach, zawsze z takim samym zakończeniem. To nie moja wina że on w nic nie potrafi grać. Chociaż parę razy dałam mu wygrać. Gdy przychodził Mike miałam pewność, że po jego wizycie będę miała pustą lodówkę. Na szczęście zawsze na drugi dzień któryś z chłopców robił mi zakupy. Podczas jednej z wizyt, brunet przyniósł ze sobą kota, pod pretekstem że żal mu było zostawiać go samego w domu. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie to że jego zwierzak mnie nie polubił. Cały czas patrzał się na mnie złowrogo, a gdy próbowałam go pogłaskać to na mnie syczał. Nic na to nie poradzę, że zwierzęta mnie nie lubią. Wieczorami, za to, miałam chyba mojego ulubionego gościa. Ash przychodził i odchodził zawsze niespodziewanie. Po prysznicu lub po obudzeniu się w środku nocy odkrywałam jego obecność w moim mieszkaniu i zaczynaliśmy nasze nocne rozmowy, następnie gdy już zaczynałam zasypiać, przytulał mnie i pozwalał mi zasnąć leżąc na sobie, za to rano już go nie było. Zupełnie ja ninja. Oczywiście ani razu jeszcze nie pozwolił mi spojrzeć sobie w twarz. Nadal nie chciał żebym wiedziała jak wygląda, zupełnie nie wiem czemu. Zdradził mi jednak, że nieraz spotykaliśmy się w klubach, kawiarni bądź mijaliśmy na ulicy. Próbowałam sobie przypomnieć kogoś z jego posturą, ale jedyne co miałam w głowie gdy o tym myślałam to, czarna dziura. Próbowałam wyciągnąć od Michaela informacje na temat wyglądy Ashtona, zważając na to, że Mike jako jedyny z chłopców nie grzeszył inteligencją. Szperanie w jego telefonie również przyniosło marne skutki, gdyż chłopak miał blokadę na zdjęcia i kontakty. Jako jedyna pozostawała mi już tylko nadzieją, że Ash prędzej, czy później sam się ujawni. Mówią że nadzieja jest matką głupich, no cóż w końcu byłam głupia i chyba każdy się ze mną zgodzi.  
    Po zakupieniu tabletek na gardło, udałam się do kawiarni. Myślałam czyby nie udać się do Starbuck'a, ale perspektywa spotkania się z Josh'em wydała mi się ciekawsza. Zanim dojechałam na miejsce, wystałam się w korkach gdyż ruch na ulicach był dość spory. Przynajmniej przed kawiarnią było miejsce parkingowe. Szybko je zajęłam, widząc jak inny kierowca również je sobie upatrzył. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych do kawiarni. Otwierając drzwi, rozległ się dźwięk dzwonka zawieszonego nad drzwiami, a do moich nozdrzy doszedł zapach parzonej kawy. Ruch był dziś spory, ale pomimo tego osoba dla której tu przyszłam siedziała za ladą znudzona. Skierowałam się w stronę przyjaciela, uśmiechając się przy tym szeroko.
    - Hej. - przywitałam się i nie czekając na odpowiedź, przytuliłam go.
    - Hej, młoda. - zaśmiał się, gniotąc mnie w niedźwiedzim uścisku. Po chwili oderwałam się do niego i usiadłam na stołku barowym, prosząc przyjaciela o zwykłą kawę z mlekiem. Czekając na swoje zamówienie, cały czas czułam na sobie czyjś wzrok. Starałam się to ignorować, ale poczucie dyskomfortu i ciekawość zwyciężyły. Spojrzałam dyskretnie przez ramię i w tedy mój wzrok spotkał się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka. Miał na sobie czarne dżinsy, conversy oraz koszulkę z logo Nirvany. Kręcone, brązowe włosy były przewiązane czerwoną bandaną, przez co grzywka wchodziła mu do oczu. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a po mimo tego że nasze spojrzenia się spotkały on nawet nie odwrócił wzroku, ani nie starał się ukryć tego że się mi przygląda. Wydawał się dziwnie znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć kogo mi przypomina.
    - Proszę bardzo. - podskoczyłam na dźwięk głosy przyjaciela.
    - Dziękuję.
    - To, teraz opowiadaj.
    - Ale, co?
    - Wszystko. Co się działo z tobą przez cały tydzień? Nie odbierałaś telefonu, nie było cię w pracy...
    - Byłam chora.
    - A tak na serio?
    - Mówię serio. Zapomniałam zamknąć okna na noc i się przeziębiłam. Lekarz zakazał mi mówić, więc cały czas musiałam wszystko pisać na kartkach, dlatego też nie odbierałam telefonu.
    - Powiedzmy że ci wieżę.
    - Zmieniając temat. - wyprostowałam się, obejmując rękoma kubek. - Kim jest ten chłopak pod ścianą?
    - Ten który się ciągle na ciebie patrzy? - przytaknęłam. - Nie mam zielonego pojęcia. Pierwszy raz go widzę.
    - Mógłby już przestać się gapić. - fuknęłam.
    - Nigdy ci nie przeszkadzali adoratorzy. - zaśmiał się.
    - Taaa... W jego spojrzeniu jest coś intrygującego. Mam wrażenie jakbym już gdzieś go spotkała.
    - Podejdź do niego i zagadaj.
    - Nie, dzięki. Po raz pierwszy posłużę się słowami Monick.
    - Żyjemy w XXI wieku. Chłopacy nie musza pierwsi zagadywać. - oburzył się krzyżując ręce na piersi.
    - W każdym bądź razie, niech on nie liczy na mój pierwszy krok. - wytknęłam mu język, następnie zeszłam ze stołka i chwyciłam w dłoń tekturowy kubek z kawą. - Ja będę się zbierać. Jak będziesz wolny to wpadnij do mnie. Dawno nie mieliśmy nocy filmowej.
    - Zobaczę co da się zrobić. Na razie.
    - Pa. - pomachałam mu będąc już w połowie drogi do wyjścia. Zanim wyszłam, ostatni raz spojrzałam w stronę nieznajomego, który nadal wypalał we mnie dziurę swym wzrokiem.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

   Za wszelkie błędy przepraszam, ale pisałam do przed 1 w nocy na wpół już śpiąc. Jednak naszła mnie wena i postanowiłam napisać nowy rozdział, korzystając przy okazji z wolnej chwili. Niestety ostatnio nie mam ich zbyt dużo. Liceum daje mi po dupie, więc jeśli jest tutaj ktoś z gimnazjum to niech wie że cholernie mu zazdroszczę.
   Mam do was taką małą sprawę. Nie należę do osób które piszą "spokojne" opowiadania, dlatego też już teraz chce wam napisać że będą występować tu sceny +18. Nie wiem w którym rozdziel pojawi się pierwsza taka scena, ale na pewno nie będzie jedyna. Pisze to już teraz gdyż potem nie będę ich jakoś szczególnie odznaczać pisząc np na początku rozdziału lub w jego trakcie że owe +18 się pojawi.
    Na zakończenie chce wam bardzo podziękować, że pomimo mojej długiej przerwy wy nie zrezygnowaliście i nadal wchodzicie na tego bloga. Jestem wam za to ogromnie wdzięczna. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale już chyba dawno was nie prosiłam o komentarze. Tak więc proszę KOMENTUJCIE, gdyż komentarzy w porównaniu do wejść jest bardzo mało.
    Love U all!   

poniedziałek, 8 września 2014

ROZDZIAŁ 14

    Obudził mnie grający telewizor. Oczywiście Ashton'a nie było. Pewnie znów przysłał swoich kumpli. Żeby sprawdzić kto dziś dotrzyma mi towarzystwa, wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę salonu. Na kanapie siedział Luke w dłoni trzymając pilot i przeglądając kanały. Nie zwrócił nawet na mnie uwagi, gdy tak stałam przez chwilę i mu się przyglądałam. Blond włosy jak zawsze miał postawione na żelu. Ubrany był na czarno co czyniło go jeszcze bladszym. Przygryzał swój kolczyk, delikatnie nim ruszając. Był wyluzowany, przez co wyglądał na młodszego ode mnie, ale było coś w jego wyglądzie i postawie pociągającego. Skłamałabym mówiąc że nie wygląda seksownie. Jednak wyglądając jak gówniarz miał u mnie małe szanse, w dodatku jego zachowanie doprowadzało mnie do szału, przez co prędzej bym mu przywaliła niżeli dała dupy.
     Postanowiłam nie odrywać go od jego zajęcia, więc poszłam zrobić śniadanie. Tradycyjnie, płatki z mlekiem były moim pierwszym posiłkiem. Zaraz po zjedzeniu ich wzięłam syrop i ruszyłam do łazienki. Uporałam się w miarę szybko z poranną toaletą i już po chwili, trzymając blok i jeden z flamastrów w dłoni, usiałam na kanapie obok blondyna.
    - Podobno masz problem z gardłem i nie możesz mówić. - powiedział, spoglądając na mnie.
    "Taaa"
    - To dobrze.
    "Czemu?"
    - Bo nie muszę cię słuchać. - uśmiechnął się, po czym z powrotem skierował swój wzrok na ekran telewizora. Uśmiech na jego twarzy zmienił się szybko w grymas bólu, bo uderzyłam go blokiem w głowę.
    - Za co to?! - krzyknął pocierając obolałe miejsce.
    "Za bycie chamem!"
    - Nie obrażaj się ślicznotko. Jeśli cię to pocieszy, to masz świetny tyłek. - odpowiedziałam mu wściekłym spojrzeniem, na co on się zasłonił rękoma i szybko dodał. - Tylko nie bij.
    Uśmiechnęłam się na jego reakcję. Czułam się jak zwycięzca, widząc blondyna w takiej sytuacji. Jeśli myślał że jestem jakąś pustą panienką, która strzeli focha i już, to się mylił. Uważałam że fochy są żałosne, dlatego też ich nie miewałam. Nie obrażałam się też o byle co, jednak łatwo było wytrącić mnie z równowagi. Moi znajomi zawsze mi mówili że mam trudny charakter, ale to nie prawda. Mój charakter był banalny, a to że nie miałam takiego samego charakteru jak inne dziewczyny to już nie był mój problem. Jakaś laska wolałaby iść na zakupy, a ja wolałam pomóc mojemu bratu w warsztacie samochodowym. Tak jestem dziewczyną i tak uwielbiam motoryzację. Taka już jestem.
    Siedząc na kanapie z Luke'iem i oglądając telewizor, czułam się troszeczkę nieswojo. Siedzieliśmy koło siebie, nie odzywając się. Panująca cisza jednak nie należała do tych najmilszych, raczej zaliczyłabym ją do kategorii niezręcznych. Myślałam o czym mogłabym z nim porozmawiać, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Blondyn był dla mnie skomplikowaną osobą. Raz mnie nie lubił, innym razem mnie całował, a jeszcze innym grał mi na nerwach. I o czym tu z takim człowiekiem rozmawiać. Rozmowa jaką toczyłam z innymi chłopakami wydawała się nie pasować do tej sytuacji. Tak więc siedzieliśmy w ogóle się nie odzywając, ani nawet nie zwracając na siebie uwagi.
                                                                                    *
    - A ty dokąd? - zapytałam blondyna, chwilę po tym jak wstał z kanapy i zaczął ubierać buty na przedpokoju.
    - Miałaś się nie odzywać. - uśmiechnął się, wstając i zakładając kurtkę. Zaczęłam kartkować blok, by chwilę później pokazać Loke'owi jeden z moich dawnych napisów.
    "Oj joj"
    Chłopak zaśmiał się, ukazując dołeczek w swoim prawych policzku, który, nawiasem mówiąc, był uroczy.
    - Na razie mała. - poczochrał mnie po głowie i wyszedł z mieszania.
    Chwila, czy on powiedział do mnie mała?! Like Pieprzony Hemmings?! Dobra to było dziwne. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
    Po chwili osłupienia, powróciłam na ziemię. Zakluczyłam dom i ruszyłam z powrotem do salonu w zamiarze wyłączenia telewizora.
                                                                                    *
    - Luke, cię polubił.
    "Bo się nie odzywałam?"
    Nie otrzymałam odpowiedzi, ale za miast tego po pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięczny głos Ash'a.
    Kolejny już wieczór, siedzieliśmy na moim łóżku i prowadziliśmy, przymuloną moim zdaniem, konwersację. Pomimo tego że nie widziałam chłopaka siedzącego obok, to mogłam poczuć każdy jego ruch, każdy oddech, ciepło bojące od jego ciała. Nie musiałam go widzieć żeby wiedzieć że siedzi bokiem do mnie. Przylegał do mnie całym ciałem, ale mi to szczególnie nie przeszkadzało, a już w ogóle nie przeszkadzały mi wyczuwalne pod jego koszulką mięśnie.
    - Z kim chcesz spędzić jutrzejszy dzień? - zapytał. Zastanowiłam się chwilę, po czym napisałam odpowiedź.
    "A co jeśli odpowiem że z tobą?"
    - W tedy będę musiał odpowiedzieć nie.
    "W takim razie przyślij Mike'a. I nie zapomnij mu powiedzieć żeby po drodze zrobił zakupy."
    - Czy ty traktujesz mojego przyjaciela, jak swojego służącego? - zachichotał, a ja po raz pierwszy usłyszałam chichoczącego chłopaka.
    "Czy ty chichoczesz?"
    - Taaa, a co?
    "Normalnie od chichotania są dziewczyny."
    - Oj, zamknij się, Turner.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Przepraszam i to bardzo, bardzo, bardzo. Pewnie macie ochotę teraz mnie ukatrupić za tak długą przerwę i ja wam na to pozwalam. Postaram się nie robić tak długich przerw, ale obecnie jestem w liceum i mam tyle nauki, zadań i w ogóle, że nie mogę wam nic obiecać. Przeprasza. Nie wiem tez kiedy będzie następny rozdział. Wiem jestem okropna, ale wy za to jesteście kochani, bo pomimo tej długiej przerwy wy nadal wchodzicie na tego bloga, za co bardzo wam dziękuję, a już szczególnie tym którzy komentują. Ci którzy tego nie robią, to bardzo was proszę zacznijcie komentować.
 U all!

 

wtorek, 26 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 13

    Wyobrażałeś sobie kiedyś jak to jest stracić głos? Być niemową. Ja nie muszę sobie tego wyobrażać. Ja to przeżywam. Minęło dopiero parę godzin odkąd ostatni raz się odezwałam. Tyle wystarczyło żebym zaczęła wariować. Nie mogłam z nikim normalnie porozmawiać, wszędzie nosiłam blok i flamastry od Mike'a , nawet jak się oparzyłam nie mogłam wykrzyczeć serii przekleństw, jak to miałam w zwyczaju. Powinnam się już przyzwyczaić do tego, że życie lubi dawać mi w kość.
    Gdy się obudziłam, Ashton'a już nie było. Leżałam sama w łóżku przytulona do poduszki. Mogłam się tego spodziewać, w końcu nie chciał żebym go widziała. Jednak tak jak obiecał, przysłał mi towarzystwo. Michael i Calum czuli się jak u siebie. Parę sekund po wejściu Cal już siedział na kanapie, oglądając telewizję i zajadając się chipsami, a Mike grzebał mi w lodówce. Nawet nie musiałam pisać żeby się rozgościli. Zamieniliśmy parę słów po czym każdy zajął się sobą. No prawie każdy. Mike co chwilę pytał się czy czegoś potrzebuję, albo jak się czuję. Nie rozumiem go. Przecież ja tylko nie mogę mówić, nie jestem kaleką, ani też nie jestem umierająca. Właściwie to było miłe z jego strony, ale także irytujące więc jak zadał mi po raz dziesiętny to samo pytanie w ciągu godziny rzuciłam w niego poduszką, powodując tym samym chichot Cal'a.
    Popołudnie minęło dość szybko. Nie mieliśmy nic ciekawego do robienia, więc przesiedzieliśmy cały ten czas na kanapie wlepiając się w telewizor. Byliśmy równie leniwi co do obiadu. Nikomu nie chciało się nic gotować, więc zamówiliśmy pizzę, bo długiej kłótni kto ma wstać i iść po telefon. Oczywiście głównie chłopacy się kłócili bo trudno było mi dorzucić swoje dwa grosze pisząc. Na moje i Mike'a szczęście wygraliśmy pretekstem że Calum dziś się jeszcze nie ruszył z kanapy. Szatyn z obrazą poszedł po telefon, a następnie wybuchła kolejna kłótnia na temat tego jaką pizzę zamawiamy. Tym razem nawet nie próbowałam się wtrącać, bo obydwie pizze jakie chcieli zamówić chłopcy były moimi ulubionymi. Po skończonej kłótni i zamówieniu obydwóch pizz, zabraliśmy się za grę w fifę. Michael próbował przekonać Calum'a żeby się ze mną nie zakładał o to kto wygra, ale szatyn się uparł i tym samym chwilę później przegrał. Zaraz po tym zaczęliśmy rywalizować w różnych grach.
                                                                         *
    - Nie kumam tego. - poskarżył się Cal.
    - Stary po prostu przesuń ta figurkę. - odpowiedział mu Mike, zajadając się pizzą.
    - Ale gdzie?
    - Byle gdzie.
    Szatyn przesunął swoją figurę szachową, dając mi wygrać. Uśmiechnęłam się strącając jego króla i chwilę później pokazując mu napis na kartce.
    "Wybrałam"
   
- Znowu?! To nie fair! Oszukujesz!
    - Stary, dała ci wygrać w karty, to ci nie wystarczy?
    - Dałaś mi wygrać? - spojrzał na mnie złowrogo.
    "Może"
   
- Czyli że cały czas przegrywam z babą?!
    - Przecież to żadna nowość. - zakpił brunet.
    Zaczęliśmy się nabijać z Calum'a, który już po chwili miała na nas focha. Od paru godzin grałam z nim w różne gry, cały czas wygrywając. Dobrze że nie graliśmy na pieniądze bo szatyn byłby już bez grosza.
    Dobrze że Cal, nie umie się gniewać i już po chwili śmiał się razem z nami. Niestety czas szybko mijał, szczególnie z tymi wariatami. Za oknem było już ciemno, a zegarek wskazywał godzinę przed jedenastą wieczorem. Chłopcy zaczęli się zbierać do wyjścia. Wiedziałam że sami po sobie zamkną więc poszłam do łazienki się umyć. Po szybkim prysznicu, wysuszeniu włosów i ubraniu na siebie za dużej koszulki, wyszłam z łazienki. Wszędzie były pogaszone światła, a na moim łóżku siedziała jakaś postać.
    - Witaj księżniczko. - usłyszałam radosny głos mojego prześladowcy. Wiedziałam że jest na tle ciemno żeby nie widział co mam na sobie, ale i tak pociągnęłam koszulkę za brzegi w dół, gdyż sięgała my tylko za tyłek.
    - Będziesz tam tak stać, czy podejdziesz? - zapytał, a ja jak marionetka podeszłam i zajęłam moje wczorajsze miejsce na łóżku. Chłopak położył coś na moich kolanach. Gdy rozbłysło światło jego komórki, zauważyłam że dał mi blok.
    "Po co przyszedłeś?"    - Skoro nie możesz mówić, to odpada rozmowa przez telefon.
    "To nadal nie wyjaśnia czemu tu jesteś."    - Po prostu lubię z tobą rozmawiać. Więc może odpowiesz mi na pytanie, jak minął ci dzień?
    No tak standardowe pytanie, na które i tak pewnie zna odpowiedź. Trzeba jednak jakoś zacząć tą rozmowę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Przepraszam że tak długo czekaliście na rozdział. Czuję się okropnie przez to. Mam nadzieję że nie uraziłam was poprzednią notką. Dziękuję że nadal jesteście i nie odpuściliście sobie tego opowiadania. Dziś notka będzie krótka i zwięzła. Po pierwsze: nie mogę w to uwierzyć, ale jest już ponad cztery tysiące wyświetleń, za co bardzo mocna wam dziękuję. Po drugie: dziękuję tym którzy komentują. Gdy nie mam weny lub nie chce mi się pisać, czytam wasze komentarze i to mi mega pomaga. Ciesze się jak dziecko widząc nowe komentarze i to jest na prawdę super dlatego nie przestawajcie komentować. Po trzecie: nie wiem kiedy kolejny rozdział. Postaram się dodać w piątek, ale nie mogę wam tego obiecać bo mam prawdziwe urwanie głowy przez nadchodzące urodziny i szkołę. To chyba wszystko co chciałam wam przekazać.U all!PS. Przepraszam za tak krótki rozdział.
   

środa, 20 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 12

                                                             PLEASE COMMENT

    Obudziwszy się, usiadłam, przeciągając się.
    - Dzień dobry. – usłyszałam pogodny głos Michaela. Spojrzałam w jego stronę z uśmiechem. Chłopak siedział przy moim biurku, uśmiechając się jak zawsze.
    - Dzień dobry. – odpowiedziałam, ale zaraz po wypowiedzeniu tych słów, spojrzeliśmy się na siebie z przerażeniem.
    - Alex, co jest z twoim głosem?
    - Nie wiem.
    Faktycznie mój głos nie brzmiałam tak samo. Jego tonacja uległa zupełnej zmianie. W dodatku brzmiałam strasznie cicho. Ból rozrywał mi gardło. Miałam wrażenie jakbym nie piła od tygodnia, a ktoś jeździł mi po gardle gwoździami.
    - Jedziemy do lekarza. – powiedział Mike, kierując się w stronę mojej szafy. Wyjął z niej jakieś ubrania podając mi i informując że przyrządzi jakiś specyfik na gardło, z przepisu jego babci.
    Ubrałam się i wykonałam poranną toaletę w ekspresowym tempie, jednak wypicie napoju sporządzonego przez Mike’a nie poszło mi już tak łatwo. Wypiłam to dopiero po tym jak brunet zaczął mnie szantażować i mówić że nie odzyskam głosu jeśli tego nie wypiję.
                                                                              *
    U lekarza wyszło na jaw że mam zapalenie dróg oddechowych i coś tam ze strunami głosowymi. Nie wiem dokładnie co bo nigdy nie przywiązuję wagi do tego co mówi lekarz. Usłyszałam za to bardzo dokładnie że nie mogę mówić przez tydzień, pić jakiś syrop i zgłosić się na kontrolę za siedem dni. Cudownie. Oczywiście Mike nie pozwolił mi wejść samej do gabinetu, więc wiedział wszystko, a nawet więcej niż ja. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do apteki i sklepu papierniczego. Dostałam od Michael’a blok rysunkowi i kolorowe flamastry. Stwierdził że z kolorowymi flamastrami będzie mi weselej. Obecnie siedziałam na kanapie, w salonie, z kubkiem gorącej herbaty w ręce.
    - W kuchni masz obiad, koło mikrofali jest syrop i w razie czego przepis na syrop mojej babci, łóżko jest pościelone, wziąłem w twoim imieniu urlop w kawiarni, pochowałem naczynia ze zmywarki, stuknąłem szklankę, posprzątałem szkło z przedpokoju. Jeśli byś czegoś potrzebowała to napisz. Ash pewnie zauważy.
    - Wisisz mi nową szklankę.
    - Miałaś się nie odzywać. – zganił mnie.
    - Oj joj.
    - Alex, jeśli nadal będziesz mówić to nie odzyskasz głosu.
    „A to pech.” Napisałam i pokazałam kartkę brunetowi.
    - Tak lepiej. – uśmiechnął się. – Ja będę się już zbierać. Zadzwonię.
    „Mike.”
    - No tak, nie możesz się odzywać. Zapomniałem. W takim razie jak będę mógł to wpadnę.
    „Dziękuję, za wszystko.”
    - Nie ma za co. – powiedział. Podszedł jeszcze do mnie, poczochrał mi włosy, a następnie wyszedł z mieszkania.
    Nie mając nic innego do robienia, włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach.
                                                                               *
    Poczułam jak ktoś podnosi mnie z kanapy i zaczyna iść ze mną na rękach. Wszędzie było ciemno. Zdałam sobie sprawę, że musiałam zasnąć przed telewizorem i przespać cały dzień. Zamiast spojrzeć na osobę, która mnie niosła, wbrew zakazowi postanowiłam się odezwać.
    - Kim jesteś?
    - Zdaje się że miałam się nie odzywać.
    No tak, kto inny, jak nie Ashton, miałby mnie odwiedzać w środku nocy.
    - Jutro przyślę ci towarzystwo, żebyś się nie nudziła, a teraz śpij. – powiedział kładąc mnie na łóżku w sypialni.
    - Przespałam cały dzień, myślisz że chce mi się teraz spać?
    - Okej. W takim razie idę po twój blok, to sobie pogadamy.
    Wyszedł z pokoju, po chwili wracając z blokiem w ręce i flamastrami. Podał mi to, zajął miejsce obok i podświetlił kartki komórką tak by mógł przeczytać to co napiszę. Podciągnęłam się na rękach siadając i podkulając kolana, żeby było mi wygodniej. I tak zaczęła się nasza nocna rozmowa. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania. Oczywiście zaczęło się do niewinnych pytań, typu twój ulubiony kolor, a skończyło się na pytaniu o ulubiony typ muzyki. Okazało się, że lubiony te same zespoły więc rozwinęliśmy dyskusję na ten temat. Niestety po mimo moich późniejszych prób nakłonienia chłopka, żeby pokazał mi się w świetle, on tego nie zrobił. Cały czas odpowiadał, że lepiej będzie jak nie będę wiedzieć jak wygląda. Mogłam sobie tylko go wyobrazić, bo nawet gdy chciałam podnieść wzrok i spojrzeć na jego twarz, chłopak od razu kierował mój wzrok z powrotem na kartkę. W końcu pod dość długiej rozmowie zaczęłam ziewać. Ashton objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego torsie. Po mimo tego że przespałam cały dzień, sen przeszedł szybko, za szybko.  

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Mam nadzieję że po przeczytaniu tej notki nie przestaniecie czytać tego opowiadania. Zacznę od tego że uwielbiam was i kocham za razem. Jesteście niesamowici, ale jest pewna sprawa. A mianowicie Cień. Jeśli ktoś nie zauważył bądź nie przeczytała, to przed dodaniem bohaterów napisałam notkę że inspiruję się Cieniem i mogą wystąpić podobieństwa. Do waszej wiadomości napisałam do autorki Cienia i dostałam pozwolenie na to opowiadanie. Zdaję sobie sprawę że znajdują się tutaj osoby czytające wcześniej wspomnianego ff i to własnie do nich się chcę zwrócić. Wiem że Cień jest świetny, sama też go uwielbiam, ale proszę was, zamiast się skupiać na podobieństwach i wytykaniu ich palcami, czytajcie tą historię i na nowo poznawajcie wszystko. Nikogo nie zmuszam do czytania tego. Nawet jeśli mnie nie lubicie, bądź jesteście źli za pisanie podobnego opowiadania, ja was uwielbiam za samo to że jesteście. Tak więc sorry, ale nie przestanę dodawać tutaj nowych rozdziałów. Mam nadzieję że nie jesteście źli i nie przestaniecie czytać.♥ U all!

sobota, 16 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 11

    Chodziliśmy od klubu do klubu. Pijąc, tańcząc, po prostu się bawiąc. Nie wiem która jest godzina, ale wiem że już od dawna jesteśmy całkiem pijani. Już dawno tremu straciłam rachubę czasu. Nie znałam nawet nazwy klubu w którym się teraz znajdywaliśmy, ale bez zwątpienia był to klub ze striptizem. Siedzieliśmy przy jednym ze stolików, a przed nami znajdował się podest z rurą na którym tańczyły pół nagie kobiety. Siedziałam na kolanach Luke’a , który nie odrywał swoich ust od mojej szyi. Monick i Patrick zniknęli gdzieś w tłumie, co zbytnio mi nie przeszkadzało.
    - Nie musisz już udawać. – powiedziałam do blondyna. – Nie ma ich.
    - Dziękuję. – uśmiechnął się do kelnerki, która właśnie przyniosła nam drinki. – Zupełnie nie wiem o czym mówisz. – dodał już do mnie, uśmiechając się zalotnie.
    - Przypominam ci że nie jesteśmy parą.
    - Okej.
    W jednym momencie mnie obejmował, a w drugim siedział z rękoma na oparciu sofy i obserwował striptizerki. Sięgnęłam po swojego drinka i upiłam łyk.
    - Ty byś tak nie potrafiła. – usłyszałam głos mojego towarzysza i momentalnie spojrzałam na dziewczyny przed nami. – Jesteś zbyt sztywna.
    - Jaka jestem?
    - Zbyt sztywna, zbyt poważna…
    Nie dokończył bo przerwałam mu całując go w usta.
    - Sam tego chciałeś.
    Uśmiechnęłam się do niego, po czym zeszłam z jego kolan i ruszyłam w stronę schodków prowadzących na podest.
    - Nie zrobisz tego. – usłyszałam za sobą, ale postanowiłam zignorować tą uwagę. Zdecydowanie wypiłam za dużo alkoholu alkoholu, bo na trzeźwo bym tego nie zrobiła.
    Weszłam na podest i pewnym krokiem ruszyłam w stronę rury. Stanęłam tyłem do 
rozentuzjowanego tłumu i zaczęłam powoli rozpinać sukienkę. Gdy zamek był już cały odpięty, czarny materiał powili zaczął zsuwać się z mojego ciała. Już po chwili wszyscy mogli obejrzeć moją czarną, koronkową bieliznę. Na ułamek sekundy, moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem blondyna, który siedział wygodnie, popijając drinka i lustrując mnie wzrokiem. W tym momencie cieszyłam się, że dałam się namówić Monick na kurs tańca na róże, jakieś pół roku temu. Naśladowałam ruchy pozostałych dziewczyn, wykorzystując także te których się kiedyś nauczyłam. Widownia szalała, ale mi to nie wystarczyło. Spojrzałam na Luke’a, sięgając jednocześnie za sobą w celu odpięcia stanika. Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni, po czym podbiegł do mnie i przerzucił sobie przez ramię, znosząc ze sceny i zabierając po drodze moją sukienkę, przez co nie zdążyłam uczynić tego czego chciałam. Widownia zaczęła buczeć, ale chłopak się tym nie przejął, zamiast tego ruszył w stronę tylnego wyjścia. Chwilę później moje ciało ogarnął chłód, ale nie na długo, bo blondyn wrzucił mnie na tylnie siedzenie swojego auta, sam zajmując siedzenie pasażera. Nawet nie zdążył dokładnie zamknąć drzwi, gdy auto ruszyło.
    - Wkurwił się. – usłyszałam poważny głos Calum’a, który siedział za kierownicą.
    - To gdzie teraz. – podparłam się o siedzenia chłopców, by spojrzeć na drogę, którą jechaliśmy.
    - Do domu. – odpowiedział oschle Luke.
    - Chcesz przerywać taką fajną zabawę? – jęknęłam.
    - Masz przerąbane. – szatyn znów zwrócił się do blondyna.
    - Chyba nie powiesz mi że ci się to nie podobało. – zaśmiałam się, klepiąc blondyna w ramię.
    - Możesz się zamknąć! – odpowiedział mi krzykiem i gromkim spojrzeniem.
    - Ktoś tu się wkurzył. – zaśmiałam się.
    - Możesz pożegnać się z imprezowaniem. – tym razem Calum skierował tą uwagę do mnie.
    - A to niby dla czego? Bo wasz kolega tak chce? Wielkie mi halo. Jakiś idiota zabawiający się w nie wiadomo co. Jakby był taki odważny to zamiast dzwonić, czy też wysyłać was, sam by przyszedł. – powiedziałam, po czym zaczęłam naśladując głos mojego prześladowcy. – Jestem taki fajny i męski, żadna laska mi się nie oprze. Co tam zadzwonię i zacznę ją straszyć.
    Po wypowiedzeniu tych słów, obaj chłopcy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
    - No co? – zapytałam z uśmiechem.
    - Możemy ją zabić i zakopać? – zapytał Luke, wskazując na mnie kciukiem i spoglądając na Calum’a.
    - Do lasu to na lewo, prawda?
    - Tak skręć tutaj.
    Jak Luke wskazał, tak też Calum skręcił, ale już po chwili po samochodzie rozniosła się melodia. Szatyn kliknął coś na kierownicy i z głośników usłyszałam dobrze znany mi głos, którego ton wskazywał na maksymalne wkurzenie.
    - Nawet nie próbujcie.
    - Oj no weź. – jęknął blondyn. – Na mieście jest dożo lasek, znajdziesz sobie inną.
    - Hemmings, nie przeginaj.
    - Okej. 
    Z wielkim rozczarowaniem chłopcy zawrócili i z powrotem skierowali się w stronę mojego domu.
                                                                                                             *
    Obudziłam się z kacem rozrywającym mi głowę. Jedyne co zmusiło mnie do wstanie z łóżka to pragnienie. Przyniosłam więc z kuchni dwulitrową butelkę wody i zostawiłam ją przy łóżku, ponownie się kładąc z zamiarem przespania całego dnia. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie zadzwonił telefon i ku mojemu zdziwieniu dzwonił nieznajomy.
    - Halo? – powiedziałam szeptem odbierając połączenie.
    - Wczoraj się nieźle zabawiłaś.
    - Mów ciszej.
    - Nie. Kara musi być.
    - Pieprz się.
    - Z tobą zawsze.
    Rozłączyłam się, wyłączając od razu telefon i rzucając go na podłogę. Ostanie co zrobiłam przed pójściem z powrotem spać to otwarcie okna na oścież. Pomimo tego że padało, stwierdziłam że jest za ciepło, a rześkie powietrze pomoże mi zasnąć.
                                                                                                            *
    Obudziłam się koło jedenastej w nocy. Zrobiłam sobie kakao i skierowałam przed telewizor. Byłam w połowie drogi, gdy nagle zgasło światło. Zaczęłam nasłuchiwać, ale nie było słychać grzmotów, więc pewnie od sąsiada dzieciaki znów podłączyły za dużo rzeczy do gniazdka i wywaliło korki w bloku.
    - Wyłączyłaś telefon. – usłyszałam męski głos dochodzący z salonu. Przeszedł mnie dreszcz strachu. Głos nie należał do żadnej znanej mi osoby.
    - Kim jesteś? – zapytałam drżącym głosem. Obcy nie odpowiedział. Zamiast tego usłyszałam jak wstaje z kanapy, na której siedział, i ruszał ciężkim krokiem w moją stronę. Instynktownie zaczęłam się cofać, a kubek z gorącym napojem, trzymany w mojej dłoni, upadł rozbijając się na podłodze.
    - Mówiłem ci że masz go nie wyłączać. – wraz z tym zdaniem zrozumiałam do kogo należał ten głos.
    - Więc co mi teraz zrobisz?
    Nieznajomy zatrzymała się kilka kroków o de mnie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Jedyne co widziałam to szczupłą, czarną sylwetkę, dużo wyższą o de mnie.
    - Szkoda że zgasło światło, nie sądzisz? – zapytał z kpiną, tym samym zmieniając temat.
    - Ty to zrobiłeś?
    - Podobno boisz się ciemności. – zakpił. – I pająków. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
    - Tylko nie mów…
    - Że w twoim mieszkaniu jest pająk? Mówiłem że jak wyłączysz telefon spotka cię kara. – wstrzymałam oddech. – Dokładniej mówiąc, dwa.
    - Co?! – pisnęłam.
    - Dwie czarne wdowy. Życzę miłej nocy. – zaśmiał się, kierując do wyjścia. Zagrodziłam mu drogę, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, żeby powstrzymać go przed wyjściem. Przez jego koszulkę czułam zarys mięśni klatki piersiowej. Jego bliskość spowodowała u mnie szaleńcze bicie serca, ale nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz.
    - Nie zostawisz mnie z „tym” samej. – wyszeptałam.
    Chłopak pochylił się, a ja czując jego oddech na swojej szyi przymknęłam oczy.
    - Włącz telefon. – odparł oschle z naciekiem na każde słowo.
    Wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem do sypialni. Jak tylko znalazłam się w tym pomieszczeniu, upadła na kolana i zaczęłam po omacku szukać telefonu. Gdy w końcu go znalazłam, drżącymi dłońmi włączyłam go i odetchnęłam z ulgą, kiedy ekran komórki choć trochę rozjaśnił pomieszczenie. Moja radość nie trwała jednak długo. Poczułam dziwny dotyk na plecach. Zupełnie jakby coś po mnie szło. Zerwałam się na równe nogi, piszcząc i wymachując rękoma na wszystkie strony, będąc pewna że to pająk po mnie chodzi. Usłyszałam śmiech mojego nocnego towarzysza i momentalnie przestałam.
    - To nie jest śmieszne!
    - Nie sądziłem że taka będzie twoja reakcja. – odpowiedział, przez śmiech.
    - Wpuściłeś do mojego mieszkanie, dwa włochate pająki, wyłączyłeś światło i na domiar wszystkiego teraz robisz ze mnie kretynkę!
    - Uspokój się. Żartowałem z tymi pająkami, aż tak wredny nie jestem.
    - Wynoś się. – powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.
    - Jak sobie chcesz.   
    Wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. Ruszyłam za nim na przedpokój, zatrzymując jeszcze na moment.
    - Skoro już tu jesteś, to może się przedstawisz?
    - Nie musisz znać mojej tożsamości.
    - Ale chcę.
    - Po co?
    - Bo mam dość zwracania się do ciebie „nieznajomy”.
    - Ashton.
    - A nazwisko?
    - Ciesz się że znasz chociaż imię.
    Po wypowiedzianych słowach wyszedł z mieszkania nawet się nie żegnając. Usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz i już po chwili ciszy ruszyłam do okna. Otworzyłam je na oścież i wychyliłam się jak najbardziej w nadziei że ujrzę choć część parkingu i do wiem się jaki ma samochód. Jednak mogłam tylko o tym pomarzyć. Okna miałam skierowane na tył bloku, a parking był przed nim. Tylko ja byłam taka głupia żeby wpaść na pomysł pooglądania parkingu przez okno. Jedynce czego mogłam się dowiedzieć to, to że jeździ sportowym wozem, gdyż wskazywał na to dźwięk odpalanego silnika i jego późniejszą pracę przy odjeździe.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wróciłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo brakowało mi dodawania nowych rozdziałów. To już można nazwać nałogiem. Będąc odciętą od internetu przez dwa tygodnie dowiedziałam się jak czuje się osoba uzależniona. Ale to już nie ważne. Tak jak pisałam w poprzedniej notce, podczas mojego "urlopu", napisałam nowe rozdziały. Jednak nie dodam ich wszystkich na raz. Będę wam robić paro dniowe odstępy. Okej, napisałam to co chciałam napisać, ale czas przejść do najważniejszej sprawy. Pisałam wam już, że was kocham? Nie? To właśnie teraz to pisze. KOCHAM WAS BARDZO, BARDZO MOCNO. Szczerze bałam się że jeśli nie będę przez dłuższy czas tutaj dodawać niczego nowego, to wejścia na bloga spadną. Wy sprawiliście że się pomyliłam. Jest wręcz przeciwnie. Jest więcej wejść, a ja dosłownie skaczę z radości! Na max'a się cieszę za ponad 3000 wejść! Jesteście niesamowici!Teraz mam ochotę, żeby was wszystkich mocnoooooo wyściskać. Jeszcze raz bardzoooooo mocno was kocham.
♥ U all!

wtorek, 29 lipca 2014

ROZDZIAŁ 10

     Jak powiedział Calum, tak też było. Tydzień minął dość szybko, jak i męcząco. Chłopacy cały czas ze sobą rywalizowali i sobie dogryzali, jakby po prostu nie mogli się dogadać, a nocne telefony nieznajomego stały się tradycją. Dzwonił raz dziennie, zawsze o tej samej porze, zawsze z tym samym pytaniem. Jak mi minął dzień. Z początku mnie to irytowało, ale teraz czekałam z upragnieniem na jedenastą w nocy, tak samo jak i na końcową godzinę mojej zmiany w pracy. To były godziny gdy mogłam z kimś spokojnie porozmawiać, bo w domu nie dało się nawiązać żadnej konwersacji bez docinania sobie. Na szczęście dziś była sobota i Max miał samolot powrotny o dwunastej. Nie sądziłam że kiedykolwiek coś takiego przyjdzie mi do głowy, ale cieszyłam się że już wyjeżdżał.
    Było pod dziewiątej, kiedy postanowiłam wstać i zrobić śniadanie. Oczywiście zanim się za to zabrałam, zaliczyłam moją poranną toaletę. Moje lenistwo nie pozwoliło mi na nic innego, jak tylko płatki śniadaniowe. Były szybkie i łatwe do zrobienia, co dla mnie było dużym plusem. Chwilę po tym jak zaczęłam jeść w kuchni pojawił się Max.
    - Smacznego.
    - Dzięki. Podwieźć cię na lotnisko?
    - Nie musisz, zadzwoniłem już po taksówkę.
    - Okej.
    Nabrałam dużą łyżkę płatków, w chwili gdy Mike stanął w progu kuchni.
    - Dzień dobry. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam, jednak już po chwili spoważnieliśmy. Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Spojrzeliśmy na siebie z Michaelem z przerażeniem w oczach. Ani ja, ani on, nie powiedzieliśmy Max'owi co się ostatnio działo. Teraz blondyn spojrzał się na mnie zdziwiony.
    - Jeszcze jeden współlokator? - zapytał, a ja zamiast odpowiedzieć posłałam mu słaby uśmiech i ruszyłam w stronę przedpokoju. Moim oczom ukazał się Calum zamykający za sobą drzwi. Chwilę później w przedpokoju pojawili się również pozostali chłopcy.
    - Kto to? - blondyn zadał kolejne pytanie lustrując uważnie szatyna.
    - Jestem...
    - To chłopak Mike'a. - przerwałam Calum'owi.
    - Że co?! - Mike i Calum wykrzyknęli jednocześnie.
    - To geje. - kontynuowałam. - Ale są wstydliwi więc się z tym ukrywają. - dokończyłam napotykając wściekłe spojrzenie szatyna.
    - Stary nie mogłeś powiedzieć od razu że jesteś gejem. - mój brat zwrócił się do Mike'a, po raz pierwszy, szczerze się do niego uśmiechając. - Cały czas myślałem że lecisz na moją siostrę. Gdybyś od razu się przyznał to lepiej byśmy się dogadali.
    - Ja na Alex? - zaśmiał się Mike. - Traktuję ją jak siostrę.
    - I bardzo dobrze. - klepnął go w ramię. - Ja muszę już iść, bo się spóźnię.
    - Udanego lotu. - przytuliłam go na pożegnanie, a następnie zamknęłam za nim drzwi. Gdy tylko się odwróciłam, natrafiłam na dwóch, mega wkurzonych facetów.
    - Geje! - krzyknęli jednocześnie.
    - No co? Pasujecie do siebie. Z resztą, chyba nie chcecie żeby Max się dowiedział co tu się dzieje, od razu kazałby mi wyjechać z nim.
    - Nie mogłaś powiedzieć że jestem twoim chłopakiem? Byłoby lepiej.
    - W tedy zostałby dłużej, żeby cię sprawdzić.
    - Dobrze że już wyjechał, miałem go dość. - westchnął mój współlokator, następnie zwracając się do szatyna. - Po co przyszedłeś?
    - Byłem w pobliżu, więc pomyślałem że wpadnę.
    - W takim razie wy róbcie co chcecie, a ja idę biegać.
    - Ty biegasz?
    - Biegałam do puki się nie wprowadziłeś. - odpowiedziałam, klepiąc Mike'a w ramię i kierując się do swojego pokoju.
    - Nie ma mowy żebyś biegała sama, coś może ci się stać. Idziemy z tobą. - powiedział Calum z naciskiem na każde słowo.
    - Czekaj jak to idziemy, chyba raczej ty idziesz.
    - Mike, tobie też się to przyda.
                                                                                   *      
    - Zwolnij.
    - Stój.
    Usłyszałam za sobą sapanie chłopaków, którzy już ledwo biegli. Byli parę metrów ode mnie i już od jakiegoś kilometra błagali bym się zatrzymała bo nie dają rady. Nic im nie odpowiadałam, skoro chcieli biegać ze mną to niech się teraz pomęczą.
    Skręciłam za jeden z bloków mojego osiedla i pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od domu. Zatrzymałam się przed wejściem do klatki schodowej i obejrzałam za siebie. Nie było za mną chłopaków. Nie musiałam jednak długo czekać bo już po chwili wyłonili się zza zakrętu. Powłóczyli nogami podparci o siebie, sapiąc głośno, a ich języki zwisały jak psom. Dystans który nas dzielił można pokonać w dwie minuty, im to zajęło niecałe dziesięć. Gdy w końcu się do mnie dowlekli, obydwoje podparli się o ścianę budynku i zjechali po niej plecami, siadając na chodniku.
    - Nienawidzę cię. - wysapał ledwo żywy Michael, który odpadł już na samym początku biegu.
    - Już nigdy więcej z tobą nie biegam. - dodał Calum, którego stan niczym nie różnił się od stanu jego przyjaciela.
    - Trochę ruchu wam nie zaszkodzi.
    - Trochę?! - wykrzyknęli jednocześnie posyłając mi gniewne spojrzenia.
    - Idźcie jeszcze do sklepu, a ja idę się szykować. - powiedziałam podając im pieniądze.
    - Zwariowałaś?! - krzyknął Mike. - Ja nawet stąd nie wstanę, a ty mi każesz iść do sklepu?!
    - Też cię kocham. - posłałam mu buziaka i już miałam wchodzić do klatki schodowej, gdy zatrzymał mnie głos drugiego z moich towarzyszy.
    - Gdzie się wybierasz?
    - Jest weekend, więc idę na imprezę.
    Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszyłam schodami na górę do mieszkania. Gdy tylko do niego weszłam, zastałam dzwoniący telefon. Biegiem ruszyłam w jego kierunku i w ostatniej chwili udało mi się go odebrać.
    - Halo. - powiedziałam przykładając urządzenie do ucha.
    - Nic nie mówiłaś o imprezie. - usłyszałam oburzony ton, dobrze znanego mi głosu.
    - Bo nie pytałeś.
    - Co to za impreza? Z kim idziesz? O której?
    - Normalna. Ze znajomymi. Wieczorem.
    - Ha ha ha. Bardzo śmieszne. - odpowiedział poirytowany. - Pytam poważnie. Muszę to wiedzieć.
    - Po co?
    - Żeby móc cię chronić.
    - Idę z Monick i jej chłopakiem do Pandora. Jestem z nimi umówiona pod klubem o siódmej wieczorem.
    - Tak lepiej. – powiedział, a następnie zakończył połączenie.
                                                                                    *
    Ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Obcisła czarna sukienka bez ramiączek do tego wysokie szpilki w tym samym kolorze i duży złoty naszyjnik. Włosy pofalowałam pozwalając im swobodnie opadać, a na twarz nałożyłam dość mocny makijaż. Byłam gotowa do wyjścia. Skierował się w stronę drzwi frontowych, po drodze słysząc gwizdanie.
    - No, no, no. Wyglądasz świetnie.
    - Dzięki. Nie czekaj na mnie, bo nie wiem o której wrócę.
    - Okej.
    Usłyszałam pukanie i spojrzałam pytająco na bruneta.
    - Zapraszałeś kogoś?
    - Nie. Myślałem że to do ciebie. – odpowiedział również zdziwiony. Ruszyłam w stronę drzwi żeby otworzyć, ale w tym samym momencie Mike pociągnął mnie za rękę.
    - Ja otworzę. – powiedział poważnie, a mnie przeszedł dreszcz. Jeszcze ani razy nie widziałam Michaela tak poważnego.  Chłopak podszedł po cichu do drzwi i spojrzał przez wizjer, po czym od razu się rozchmurzył i z uśmiechem otworzył drzwi. Moim oczom ukazał się wysoki blondyn ubrany cały na czarno. Opierał się o framugę drzwi z rękami w kieszeni, lustrując mnie wzrokiem.
    - Zamierzasz tak stać? – powiedział oschle.
    - Siema stary, co cię tu sprowadza?
    - Mam chronić naszą drogą Alex na imprezie. – odpowiedział nie zmieniając swojego tonu, ciągle patrząc na mnie.
    - To jakiś żart? – zapytałam z kpiną.
    - A wygląda jakby był?
    - Zamiast ciebie wolałabym Colum’a.
    - Mi również się to nie uśmiecha.
    - Wy coś się chyba nie lubicie.  – przerwał naszą dyskusję Mike.
    - Co ty nie powiesz. – zakpił z niego blondyn, następnie z powrotem zwracając się do mnie. – Idziesz?         Nic nie odpowiedziałam. Tylko przeszła koło niego, kierując się w dół schodami.
    Chwilę później byliśmy już pod klubem. Jak na dżentelmena wypada blondyn obszedł samochód i otworzył mi drzwi, pomagając wysiąść z jego czarnego Range Rover’a. Szybko odszukałam Monick i jej chłopaka i ruszyłam w ich kierunki. Gdy podeszłam do nich przytuliłam dziewczynę na przywitanie.
    - Kim jest twój towarzysz? – zapytała mierząc wzrokiem chłopaka stojącego za mną.
    - Jestem Luke, chłopak Alex. – odpowiedział obejmując mnie w pasie i przyciągając do siebie.
    - Ja jestem Monick, a to Robert. – przedstawiła się i swojego chłopaka brunetka.
    - Chodźmy do środka. – powiedziałam kierując się w stronę wejścia.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    I jak podoba wam się? Tak jak obiecała ten rozdział jest dłuższy i (mam nadzieję) ciekawszy.
   W piątek wyjeżdżam na wieś, na dwa tygodnie, i niestety nie będę miała tam internetu. Postaram się dodać coś jeszcze w ciągu tych dni, ale nie wiem czy dam radę, bo internet w Kołobrzegu to jakaś porażka. Jednak nie rezygnujcie z tego opowiadania, bo po tych dwóch tygodniach wrócę z dużą ilością nowych rozdziałów (;
♥U all!