wtorek, 26 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 13

    Wyobrażałeś sobie kiedyś jak to jest stracić głos? Być niemową. Ja nie muszę sobie tego wyobrażać. Ja to przeżywam. Minęło dopiero parę godzin odkąd ostatni raz się odezwałam. Tyle wystarczyło żebym zaczęła wariować. Nie mogłam z nikim normalnie porozmawiać, wszędzie nosiłam blok i flamastry od Mike'a , nawet jak się oparzyłam nie mogłam wykrzyczeć serii przekleństw, jak to miałam w zwyczaju. Powinnam się już przyzwyczaić do tego, że życie lubi dawać mi w kość.
    Gdy się obudziłam, Ashton'a już nie było. Leżałam sama w łóżku przytulona do poduszki. Mogłam się tego spodziewać, w końcu nie chciał żebym go widziała. Jednak tak jak obiecał, przysłał mi towarzystwo. Michael i Calum czuli się jak u siebie. Parę sekund po wejściu Cal już siedział na kanapie, oglądając telewizję i zajadając się chipsami, a Mike grzebał mi w lodówce. Nawet nie musiałam pisać żeby się rozgościli. Zamieniliśmy parę słów po czym każdy zajął się sobą. No prawie każdy. Mike co chwilę pytał się czy czegoś potrzebuję, albo jak się czuję. Nie rozumiem go. Przecież ja tylko nie mogę mówić, nie jestem kaleką, ani też nie jestem umierająca. Właściwie to było miłe z jego strony, ale także irytujące więc jak zadał mi po raz dziesiętny to samo pytanie w ciągu godziny rzuciłam w niego poduszką, powodując tym samym chichot Cal'a.
    Popołudnie minęło dość szybko. Nie mieliśmy nic ciekawego do robienia, więc przesiedzieliśmy cały ten czas na kanapie wlepiając się w telewizor. Byliśmy równie leniwi co do obiadu. Nikomu nie chciało się nic gotować, więc zamówiliśmy pizzę, bo długiej kłótni kto ma wstać i iść po telefon. Oczywiście głównie chłopacy się kłócili bo trudno było mi dorzucić swoje dwa grosze pisząc. Na moje i Mike'a szczęście wygraliśmy pretekstem że Calum dziś się jeszcze nie ruszył z kanapy. Szatyn z obrazą poszedł po telefon, a następnie wybuchła kolejna kłótnia na temat tego jaką pizzę zamawiamy. Tym razem nawet nie próbowałam się wtrącać, bo obydwie pizze jakie chcieli zamówić chłopcy były moimi ulubionymi. Po skończonej kłótni i zamówieniu obydwóch pizz, zabraliśmy się za grę w fifę. Michael próbował przekonać Calum'a żeby się ze mną nie zakładał o to kto wygra, ale szatyn się uparł i tym samym chwilę później przegrał. Zaraz po tym zaczęliśmy rywalizować w różnych grach.
                                                                         *
    - Nie kumam tego. - poskarżył się Cal.
    - Stary po prostu przesuń ta figurkę. - odpowiedział mu Mike, zajadając się pizzą.
    - Ale gdzie?
    - Byle gdzie.
    Szatyn przesunął swoją figurę szachową, dając mi wygrać. Uśmiechnęłam się strącając jego króla i chwilę później pokazując mu napis na kartce.
    "Wybrałam"
   
- Znowu?! To nie fair! Oszukujesz!
    - Stary, dała ci wygrać w karty, to ci nie wystarczy?
    - Dałaś mi wygrać? - spojrzał na mnie złowrogo.
    "Może"
   
- Czyli że cały czas przegrywam z babą?!
    - Przecież to żadna nowość. - zakpił brunet.
    Zaczęliśmy się nabijać z Calum'a, który już po chwili miała na nas focha. Od paru godzin grałam z nim w różne gry, cały czas wygrywając. Dobrze że nie graliśmy na pieniądze bo szatyn byłby już bez grosza.
    Dobrze że Cal, nie umie się gniewać i już po chwili śmiał się razem z nami. Niestety czas szybko mijał, szczególnie z tymi wariatami. Za oknem było już ciemno, a zegarek wskazywał godzinę przed jedenastą wieczorem. Chłopcy zaczęli się zbierać do wyjścia. Wiedziałam że sami po sobie zamkną więc poszłam do łazienki się umyć. Po szybkim prysznicu, wysuszeniu włosów i ubraniu na siebie za dużej koszulki, wyszłam z łazienki. Wszędzie były pogaszone światła, a na moim łóżku siedziała jakaś postać.
    - Witaj księżniczko. - usłyszałam radosny głos mojego prześladowcy. Wiedziałam że jest na tle ciemno żeby nie widział co mam na sobie, ale i tak pociągnęłam koszulkę za brzegi w dół, gdyż sięgała my tylko za tyłek.
    - Będziesz tam tak stać, czy podejdziesz? - zapytał, a ja jak marionetka podeszłam i zajęłam moje wczorajsze miejsce na łóżku. Chłopak położył coś na moich kolanach. Gdy rozbłysło światło jego komórki, zauważyłam że dał mi blok.
    "Po co przyszedłeś?"    - Skoro nie możesz mówić, to odpada rozmowa przez telefon.
    "To nadal nie wyjaśnia czemu tu jesteś."    - Po prostu lubię z tobą rozmawiać. Więc może odpowiesz mi na pytanie, jak minął ci dzień?
    No tak standardowe pytanie, na które i tak pewnie zna odpowiedź. Trzeba jednak jakoś zacząć tą rozmowę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Przepraszam że tak długo czekaliście na rozdział. Czuję się okropnie przez to. Mam nadzieję że nie uraziłam was poprzednią notką. Dziękuję że nadal jesteście i nie odpuściliście sobie tego opowiadania. Dziś notka będzie krótka i zwięzła. Po pierwsze: nie mogę w to uwierzyć, ale jest już ponad cztery tysiące wyświetleń, za co bardzo mocna wam dziękuję. Po drugie: dziękuję tym którzy komentują. Gdy nie mam weny lub nie chce mi się pisać, czytam wasze komentarze i to mi mega pomaga. Ciesze się jak dziecko widząc nowe komentarze i to jest na prawdę super dlatego nie przestawajcie komentować. Po trzecie: nie wiem kiedy kolejny rozdział. Postaram się dodać w piątek, ale nie mogę wam tego obiecać bo mam prawdziwe urwanie głowy przez nadchodzące urodziny i szkołę. To chyba wszystko co chciałam wam przekazać.U all!PS. Przepraszam za tak krótki rozdział.
   

środa, 20 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 12

                                                             PLEASE COMMENT

    Obudziwszy się, usiadłam, przeciągając się.
    - Dzień dobry. – usłyszałam pogodny głos Michaela. Spojrzałam w jego stronę z uśmiechem. Chłopak siedział przy moim biurku, uśmiechając się jak zawsze.
    - Dzień dobry. – odpowiedziałam, ale zaraz po wypowiedzeniu tych słów, spojrzeliśmy się na siebie z przerażeniem.
    - Alex, co jest z twoim głosem?
    - Nie wiem.
    Faktycznie mój głos nie brzmiałam tak samo. Jego tonacja uległa zupełnej zmianie. W dodatku brzmiałam strasznie cicho. Ból rozrywał mi gardło. Miałam wrażenie jakbym nie piła od tygodnia, a ktoś jeździł mi po gardle gwoździami.
    - Jedziemy do lekarza. – powiedział Mike, kierując się w stronę mojej szafy. Wyjął z niej jakieś ubrania podając mi i informując że przyrządzi jakiś specyfik na gardło, z przepisu jego babci.
    Ubrałam się i wykonałam poranną toaletę w ekspresowym tempie, jednak wypicie napoju sporządzonego przez Mike’a nie poszło mi już tak łatwo. Wypiłam to dopiero po tym jak brunet zaczął mnie szantażować i mówić że nie odzyskam głosu jeśli tego nie wypiję.
                                                                              *
    U lekarza wyszło na jaw że mam zapalenie dróg oddechowych i coś tam ze strunami głosowymi. Nie wiem dokładnie co bo nigdy nie przywiązuję wagi do tego co mówi lekarz. Usłyszałam za to bardzo dokładnie że nie mogę mówić przez tydzień, pić jakiś syrop i zgłosić się na kontrolę za siedem dni. Cudownie. Oczywiście Mike nie pozwolił mi wejść samej do gabinetu, więc wiedział wszystko, a nawet więcej niż ja. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do apteki i sklepu papierniczego. Dostałam od Michael’a blok rysunkowi i kolorowe flamastry. Stwierdził że z kolorowymi flamastrami będzie mi weselej. Obecnie siedziałam na kanapie, w salonie, z kubkiem gorącej herbaty w ręce.
    - W kuchni masz obiad, koło mikrofali jest syrop i w razie czego przepis na syrop mojej babci, łóżko jest pościelone, wziąłem w twoim imieniu urlop w kawiarni, pochowałem naczynia ze zmywarki, stuknąłem szklankę, posprzątałem szkło z przedpokoju. Jeśli byś czegoś potrzebowała to napisz. Ash pewnie zauważy.
    - Wisisz mi nową szklankę.
    - Miałaś się nie odzywać. – zganił mnie.
    - Oj joj.
    - Alex, jeśli nadal będziesz mówić to nie odzyskasz głosu.
    „A to pech.” Napisałam i pokazałam kartkę brunetowi.
    - Tak lepiej. – uśmiechnął się. – Ja będę się już zbierać. Zadzwonię.
    „Mike.”
    - No tak, nie możesz się odzywać. Zapomniałem. W takim razie jak będę mógł to wpadnę.
    „Dziękuję, za wszystko.”
    - Nie ma za co. – powiedział. Podszedł jeszcze do mnie, poczochrał mi włosy, a następnie wyszedł z mieszkania.
    Nie mając nic innego do robienia, włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach.
                                                                               *
    Poczułam jak ktoś podnosi mnie z kanapy i zaczyna iść ze mną na rękach. Wszędzie było ciemno. Zdałam sobie sprawę, że musiałam zasnąć przed telewizorem i przespać cały dzień. Zamiast spojrzeć na osobę, która mnie niosła, wbrew zakazowi postanowiłam się odezwać.
    - Kim jesteś?
    - Zdaje się że miałam się nie odzywać.
    No tak, kto inny, jak nie Ashton, miałby mnie odwiedzać w środku nocy.
    - Jutro przyślę ci towarzystwo, żebyś się nie nudziła, a teraz śpij. – powiedział kładąc mnie na łóżku w sypialni.
    - Przespałam cały dzień, myślisz że chce mi się teraz spać?
    - Okej. W takim razie idę po twój blok, to sobie pogadamy.
    Wyszedł z pokoju, po chwili wracając z blokiem w ręce i flamastrami. Podał mi to, zajął miejsce obok i podświetlił kartki komórką tak by mógł przeczytać to co napiszę. Podciągnęłam się na rękach siadając i podkulając kolana, żeby było mi wygodniej. I tak zaczęła się nasza nocna rozmowa. Zadawaliśmy sobie nawzajem pytania. Oczywiście zaczęło się do niewinnych pytań, typu twój ulubiony kolor, a skończyło się na pytaniu o ulubiony typ muzyki. Okazało się, że lubiony te same zespoły więc rozwinęliśmy dyskusję na ten temat. Niestety po mimo moich późniejszych prób nakłonienia chłopka, żeby pokazał mi się w świetle, on tego nie zrobił. Cały czas odpowiadał, że lepiej będzie jak nie będę wiedzieć jak wygląda. Mogłam sobie tylko go wyobrazić, bo nawet gdy chciałam podnieść wzrok i spojrzeć na jego twarz, chłopak od razu kierował mój wzrok z powrotem na kartkę. W końcu pod dość długiej rozmowie zaczęłam ziewać. Ashton objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego torsie. Po mimo tego że przespałam cały dzień, sen przeszedł szybko, za szybko.  

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Mam nadzieję że po przeczytaniu tej notki nie przestaniecie czytać tego opowiadania. Zacznę od tego że uwielbiam was i kocham za razem. Jesteście niesamowici, ale jest pewna sprawa. A mianowicie Cień. Jeśli ktoś nie zauważył bądź nie przeczytała, to przed dodaniem bohaterów napisałam notkę że inspiruję się Cieniem i mogą wystąpić podobieństwa. Do waszej wiadomości napisałam do autorki Cienia i dostałam pozwolenie na to opowiadanie. Zdaję sobie sprawę że znajdują się tutaj osoby czytające wcześniej wspomnianego ff i to własnie do nich się chcę zwrócić. Wiem że Cień jest świetny, sama też go uwielbiam, ale proszę was, zamiast się skupiać na podobieństwach i wytykaniu ich palcami, czytajcie tą historię i na nowo poznawajcie wszystko. Nikogo nie zmuszam do czytania tego. Nawet jeśli mnie nie lubicie, bądź jesteście źli za pisanie podobnego opowiadania, ja was uwielbiam za samo to że jesteście. Tak więc sorry, ale nie przestanę dodawać tutaj nowych rozdziałów. Mam nadzieję że nie jesteście źli i nie przestaniecie czytać.♥ U all!

sobota, 16 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 11

    Chodziliśmy od klubu do klubu. Pijąc, tańcząc, po prostu się bawiąc. Nie wiem która jest godzina, ale wiem że już od dawna jesteśmy całkiem pijani. Już dawno tremu straciłam rachubę czasu. Nie znałam nawet nazwy klubu w którym się teraz znajdywaliśmy, ale bez zwątpienia był to klub ze striptizem. Siedzieliśmy przy jednym ze stolików, a przed nami znajdował się podest z rurą na którym tańczyły pół nagie kobiety. Siedziałam na kolanach Luke’a , który nie odrywał swoich ust od mojej szyi. Monick i Patrick zniknęli gdzieś w tłumie, co zbytnio mi nie przeszkadzało.
    - Nie musisz już udawać. – powiedziałam do blondyna. – Nie ma ich.
    - Dziękuję. – uśmiechnął się do kelnerki, która właśnie przyniosła nam drinki. – Zupełnie nie wiem o czym mówisz. – dodał już do mnie, uśmiechając się zalotnie.
    - Przypominam ci że nie jesteśmy parą.
    - Okej.
    W jednym momencie mnie obejmował, a w drugim siedział z rękoma na oparciu sofy i obserwował striptizerki. Sięgnęłam po swojego drinka i upiłam łyk.
    - Ty byś tak nie potrafiła. – usłyszałam głos mojego towarzysza i momentalnie spojrzałam na dziewczyny przed nami. – Jesteś zbyt sztywna.
    - Jaka jestem?
    - Zbyt sztywna, zbyt poważna…
    Nie dokończył bo przerwałam mu całując go w usta.
    - Sam tego chciałeś.
    Uśmiechnęłam się do niego, po czym zeszłam z jego kolan i ruszyłam w stronę schodków prowadzących na podest.
    - Nie zrobisz tego. – usłyszałam za sobą, ale postanowiłam zignorować tą uwagę. Zdecydowanie wypiłam za dużo alkoholu alkoholu, bo na trzeźwo bym tego nie zrobiła.
    Weszłam na podest i pewnym krokiem ruszyłam w stronę rury. Stanęłam tyłem do 
rozentuzjowanego tłumu i zaczęłam powoli rozpinać sukienkę. Gdy zamek był już cały odpięty, czarny materiał powili zaczął zsuwać się z mojego ciała. Już po chwili wszyscy mogli obejrzeć moją czarną, koronkową bieliznę. Na ułamek sekundy, moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem blondyna, który siedział wygodnie, popijając drinka i lustrując mnie wzrokiem. W tym momencie cieszyłam się, że dałam się namówić Monick na kurs tańca na róże, jakieś pół roku temu. Naśladowałam ruchy pozostałych dziewczyn, wykorzystując także te których się kiedyś nauczyłam. Widownia szalała, ale mi to nie wystarczyło. Spojrzałam na Luke’a, sięgając jednocześnie za sobą w celu odpięcia stanika. Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni, po czym podbiegł do mnie i przerzucił sobie przez ramię, znosząc ze sceny i zabierając po drodze moją sukienkę, przez co nie zdążyłam uczynić tego czego chciałam. Widownia zaczęła buczeć, ale chłopak się tym nie przejął, zamiast tego ruszył w stronę tylnego wyjścia. Chwilę później moje ciało ogarnął chłód, ale nie na długo, bo blondyn wrzucił mnie na tylnie siedzenie swojego auta, sam zajmując siedzenie pasażera. Nawet nie zdążył dokładnie zamknąć drzwi, gdy auto ruszyło.
    - Wkurwił się. – usłyszałam poważny głos Calum’a, który siedział za kierownicą.
    - To gdzie teraz. – podparłam się o siedzenia chłopców, by spojrzeć na drogę, którą jechaliśmy.
    - Do domu. – odpowiedział oschle Luke.
    - Chcesz przerywać taką fajną zabawę? – jęknęłam.
    - Masz przerąbane. – szatyn znów zwrócił się do blondyna.
    - Chyba nie powiesz mi że ci się to nie podobało. – zaśmiałam się, klepiąc blondyna w ramię.
    - Możesz się zamknąć! – odpowiedział mi krzykiem i gromkim spojrzeniem.
    - Ktoś tu się wkurzył. – zaśmiałam się.
    - Możesz pożegnać się z imprezowaniem. – tym razem Calum skierował tą uwagę do mnie.
    - A to niby dla czego? Bo wasz kolega tak chce? Wielkie mi halo. Jakiś idiota zabawiający się w nie wiadomo co. Jakby był taki odważny to zamiast dzwonić, czy też wysyłać was, sam by przyszedł. – powiedziałam, po czym zaczęłam naśladując głos mojego prześladowcy. – Jestem taki fajny i męski, żadna laska mi się nie oprze. Co tam zadzwonię i zacznę ją straszyć.
    Po wypowiedzeniu tych słów, obaj chłopcy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
    - No co? – zapytałam z uśmiechem.
    - Możemy ją zabić i zakopać? – zapytał Luke, wskazując na mnie kciukiem i spoglądając na Calum’a.
    - Do lasu to na lewo, prawda?
    - Tak skręć tutaj.
    Jak Luke wskazał, tak też Calum skręcił, ale już po chwili po samochodzie rozniosła się melodia. Szatyn kliknął coś na kierownicy i z głośników usłyszałam dobrze znany mi głos, którego ton wskazywał na maksymalne wkurzenie.
    - Nawet nie próbujcie.
    - Oj no weź. – jęknął blondyn. – Na mieście jest dożo lasek, znajdziesz sobie inną.
    - Hemmings, nie przeginaj.
    - Okej. 
    Z wielkim rozczarowaniem chłopcy zawrócili i z powrotem skierowali się w stronę mojego domu.
                                                                                                             *
    Obudziłam się z kacem rozrywającym mi głowę. Jedyne co zmusiło mnie do wstanie z łóżka to pragnienie. Przyniosłam więc z kuchni dwulitrową butelkę wody i zostawiłam ją przy łóżku, ponownie się kładąc z zamiarem przespania całego dnia. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie zadzwonił telefon i ku mojemu zdziwieniu dzwonił nieznajomy.
    - Halo? – powiedziałam szeptem odbierając połączenie.
    - Wczoraj się nieźle zabawiłaś.
    - Mów ciszej.
    - Nie. Kara musi być.
    - Pieprz się.
    - Z tobą zawsze.
    Rozłączyłam się, wyłączając od razu telefon i rzucając go na podłogę. Ostanie co zrobiłam przed pójściem z powrotem spać to otwarcie okna na oścież. Pomimo tego że padało, stwierdziłam że jest za ciepło, a rześkie powietrze pomoże mi zasnąć.
                                                                                                            *
    Obudziłam się koło jedenastej w nocy. Zrobiłam sobie kakao i skierowałam przed telewizor. Byłam w połowie drogi, gdy nagle zgasło światło. Zaczęłam nasłuchiwać, ale nie było słychać grzmotów, więc pewnie od sąsiada dzieciaki znów podłączyły za dużo rzeczy do gniazdka i wywaliło korki w bloku.
    - Wyłączyłaś telefon. – usłyszałam męski głos dochodzący z salonu. Przeszedł mnie dreszcz strachu. Głos nie należał do żadnej znanej mi osoby.
    - Kim jesteś? – zapytałam drżącym głosem. Obcy nie odpowiedział. Zamiast tego usłyszałam jak wstaje z kanapy, na której siedział, i ruszał ciężkim krokiem w moją stronę. Instynktownie zaczęłam się cofać, a kubek z gorącym napojem, trzymany w mojej dłoni, upadł rozbijając się na podłodze.
    - Mówiłem ci że masz go nie wyłączać. – wraz z tym zdaniem zrozumiałam do kogo należał ten głos.
    - Więc co mi teraz zrobisz?
    Nieznajomy zatrzymała się kilka kroków o de mnie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Jedyne co widziałam to szczupłą, czarną sylwetkę, dużo wyższą o de mnie.
    - Szkoda że zgasło światło, nie sądzisz? – zapytał z kpiną, tym samym zmieniając temat.
    - Ty to zrobiłeś?
    - Podobno boisz się ciemności. – zakpił. – I pająków. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
    - Tylko nie mów…
    - Że w twoim mieszkaniu jest pająk? Mówiłem że jak wyłączysz telefon spotka cię kara. – wstrzymałam oddech. – Dokładniej mówiąc, dwa.
    - Co?! – pisnęłam.
    - Dwie czarne wdowy. Życzę miłej nocy. – zaśmiał się, kierując do wyjścia. Zagrodziłam mu drogę, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, żeby powstrzymać go przed wyjściem. Przez jego koszulkę czułam zarys mięśni klatki piersiowej. Jego bliskość spowodowała u mnie szaleńcze bicie serca, ale nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz.
    - Nie zostawisz mnie z „tym” samej. – wyszeptałam.
    Chłopak pochylił się, a ja czując jego oddech na swojej szyi przymknęłam oczy.
    - Włącz telefon. – odparł oschle z naciekiem na każde słowo.
    Wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem do sypialni. Jak tylko znalazłam się w tym pomieszczeniu, upadła na kolana i zaczęłam po omacku szukać telefonu. Gdy w końcu go znalazłam, drżącymi dłońmi włączyłam go i odetchnęłam z ulgą, kiedy ekran komórki choć trochę rozjaśnił pomieszczenie. Moja radość nie trwała jednak długo. Poczułam dziwny dotyk na plecach. Zupełnie jakby coś po mnie szło. Zerwałam się na równe nogi, piszcząc i wymachując rękoma na wszystkie strony, będąc pewna że to pająk po mnie chodzi. Usłyszałam śmiech mojego nocnego towarzysza i momentalnie przestałam.
    - To nie jest śmieszne!
    - Nie sądziłem że taka będzie twoja reakcja. – odpowiedział, przez śmiech.
    - Wpuściłeś do mojego mieszkanie, dwa włochate pająki, wyłączyłeś światło i na domiar wszystkiego teraz robisz ze mnie kretynkę!
    - Uspokój się. Żartowałem z tymi pająkami, aż tak wredny nie jestem.
    - Wynoś się. – powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.
    - Jak sobie chcesz.   
    Wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. Ruszyłam za nim na przedpokój, zatrzymując jeszcze na moment.
    - Skoro już tu jesteś, to może się przedstawisz?
    - Nie musisz znać mojej tożsamości.
    - Ale chcę.
    - Po co?
    - Bo mam dość zwracania się do ciebie „nieznajomy”.
    - Ashton.
    - A nazwisko?
    - Ciesz się że znasz chociaż imię.
    Po wypowiedzianych słowach wyszedł z mieszkania nawet się nie żegnając. Usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz i już po chwili ciszy ruszyłam do okna. Otworzyłam je na oścież i wychyliłam się jak najbardziej w nadziei że ujrzę choć część parkingu i do wiem się jaki ma samochód. Jednak mogłam tylko o tym pomarzyć. Okna miałam skierowane na tył bloku, a parking był przed nim. Tylko ja byłam taka głupia żeby wpaść na pomysł pooglądania parkingu przez okno. Jedynce czego mogłam się dowiedzieć to, to że jeździ sportowym wozem, gdyż wskazywał na to dźwięk odpalanego silnika i jego późniejszą pracę przy odjeździe.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wróciłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo brakowało mi dodawania nowych rozdziałów. To już można nazwać nałogiem. Będąc odciętą od internetu przez dwa tygodnie dowiedziałam się jak czuje się osoba uzależniona. Ale to już nie ważne. Tak jak pisałam w poprzedniej notce, podczas mojego "urlopu", napisałam nowe rozdziały. Jednak nie dodam ich wszystkich na raz. Będę wam robić paro dniowe odstępy. Okej, napisałam to co chciałam napisać, ale czas przejść do najważniejszej sprawy. Pisałam wam już, że was kocham? Nie? To właśnie teraz to pisze. KOCHAM WAS BARDZO, BARDZO MOCNO. Szczerze bałam się że jeśli nie będę przez dłuższy czas tutaj dodawać niczego nowego, to wejścia na bloga spadną. Wy sprawiliście że się pomyliłam. Jest wręcz przeciwnie. Jest więcej wejść, a ja dosłownie skaczę z radości! Na max'a się cieszę za ponad 3000 wejść! Jesteście niesamowici!Teraz mam ochotę, żeby was wszystkich mocnoooooo wyściskać. Jeszcze raz bardzoooooo mocno was kocham.
♥ U all!