piątek, 21 listopada 2014

ROZDZIAŁ 18

    - Okej, czas przejść do rzeczy. - powiedziałam podając woreczek z lodem Mike'owi - Co wam odwaliło?!
    Chłopcy siedzieli w salonie. Mike przykładając lud do podbitego oka, Cal z woreczkiem lodu przy nosie, a Luke z mrożonymi brokułami przy swoim kroczu.
    - Jak to co? - odezwał się oburzony Cal. - Gdyby nie my nie wiadomo co by się teraz z tobą działo.
    - Nie o to mi chodziło. Nawiasem mówiąc dziękuję za pomoc...
    - Nareszcie, a już myślałem że będę musiał się upomnieć o podziękowania. - przerwał szatyn.
    - Po cholerę skradaliście się do szafy i wyciągaliście mnie mając na sobie kaptury, tak że nie mogłam zobaczyć kim jesteście. Myślałam że to włamywacze.
    - Oj tam zaraz włamywacze.
    - Prawie dostałam zawału!
    - Jak na kogoś kto prawie dostał zawału dość agresywnie zareagowałaś. - parsknął Luke.
    - Następnym razem wskoczę do szafy z wielkim uśmiechem i cię przytulę, ale zanim to zrobię krzyknę że to ja. - dodał Michael.
    - Dziękuję. A i jeszcze taka sprawa. Co to był za wystrzał?
    - Jaki znowu wystrzał?
    - Michael, ty to jesteś idiotą. - Luke uderzył przyjaciela w tył głowy. - Przecież zabiliśmy jednego z nich.
    - Że co zrobiliście?!
    - Spokojnie nie zostało żadnych śladów. - Calum zaczął wszystko wyjaśniać. - Mike z Luke'iem wynieśli ciało z domu, a ja umyłem na szybko podłogę mopem żebyś nie spanikowała na widok krwi. Gdy poszedłem odnieść go do łazienki chłopacy wrócili żeby wyciągnąć cię z szafy, a ja jak wracałem do pokoju oberwałem od ciebie.
    - Przepraszam, ale przynajmniej na przyszłość wiecie żeby tego nie powtarzać.
    - Nigdy więcej. - jęknął blondyn.
    - Stary nie narzekaj, może teraz nie będziesz musiał się martwić o zabezpieczenia.
    - Calum zamknij się!
    - Gdzie teraz jest ciało włamywacza? - przerwałam.
    - Nie wiem. - odpowiedział brunet z lekkim uśmiechem.
    - Jak to nie wiesz skoro je stąd wyniosłeś? Musiałeś je gdzieś zostawić.
    - Zostawiliśmy je na klatce, a jego usunięciem miał się zająć Ash.
    - Ashton tu był? - zapytałam nie kryjąc zdziwienia.
    - Ta, co w tym dziwnego? - odpowiedział pytaniem na pytanie Luke.
    - Bo nie przychodzi tutaj za dnia.
    - Pewnie że przychodzi. - parsknął. - To on umieścił kamery w twoim mieszkaniu, wykradł twoje klucze i dorobił je dla nas po czym je odniósł, no i bywa tutaj całkiem często gdy cię nie ma.
    - Super.
    - Przy okazji, kazał ci przekazać, że nie usunęłaś wszystkich kamer.
    - Dupek. - mruknęłam pod nosem, ale Mike, który siedział najbliżej mnie to usłyszał bo od razu się roześmiał.
    - Szczere. - powiedział przez śmiech, szturchając mnie łokciem.
    - Co teraz?
    - Nic - Luke wzruszył ramionami w odpowiedzi.
    - Ashton coś wymyśli. - dodał po Cal. - Jak na razie pewnie będziemy ciebie częściej odwiedzać.
    - Taaa... Pewnie będziesz nas mieć 24/7.
    - Dzięki za pocieszenie Luke.
    - Nie ma za co, ale to ty mnie powinnaś pocieszać. - odparł wskazując na swoje krocze. Wszyscy zaczęliśmy się z tego śmieć.
    Chłopcy zostali na noc, tylko Calum wyszedł mówiąc że pogada z Ashton'em co dalej. Mając przy boku Luke'a i Michael'a czułam się bezpiecznie, pomimo tego że Mike nie grzeszył inteligencją i zajął się moją lodówką, a Luke nie odrywał oczu od telewizora. Gdzieś tam na zewnątrz ktoś chciał mnie dopaść, a ci dwaj idioci zachowywali się jakby nigdy nic. Siedząc z nimi na kanapie w salonie czułam się jakby to był kolejny zwykły dzień, jakby nic się nie stało. Jednak ta błogość nie mogła trwać wiecznie. Gdy zegarek wybił godzinę jedenastą wieczorem, a telefon nie zadzwonił, przypomniałam sobie że to wcale nie był zwykły dzień. Ashton dotrzymał słowa, ale tylko po części. Jego kumple wrócili, ale on nie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Pozostaw po sobie komentarz ;*