piątek, 24 października 2014

ROZDZIAŁ 17

    Chodziłam z kąta do kąta nie wiedząc co ze sobą zrobić. W tej chwili żałowałam kłótni z Ashton'em. Bez niego, Michael'a, Calum'a i Luke'a nie miałam co robić. Nie mogłam zadzwonić do Monick gdyż dziewczyna właśnie teraz miała swoją zmianę w kawiarni, a Josh pomagał swojemu bratu w przeprowadzce. Próba zadzwonienia do znajomych z LA także skoczyłaby się porażką zważając na strefę czasową. Pozostawałam wiec sama sobie. Z początku próbowałam oglądać telewizor, ale bez komentarzy Luke'a czynność ta okazała się strasznie nudna, gra w fifę również nie przynosiła już żadnej zabawy nie mając obok strzelającego fochy Calum'a, a lodówka cały czas pozostawała pełna, do czego nie mogłam się przyzwyczaić. Przez głowę przeszła mi myśl żeby iść pobiegać, ale przebranie się w dres i tak wydawało się być wyczerpującym zadaniem. Przez chwilę wpatrywałam się w zegarek. Sekundy mijały zdecydowanie za wolno nie wspominając już o minutach. Już miałam złapać zegarek w dłonie i wyrzucić go przez okno, jednak się powstrzymałam. Podeszłam za to do kanapy i podniosłam z niej telefon. Żadnych nowych wiadomości, połączeń lub jakichkolwiek powiadomień. Zaczęłam podrzucać komórkę w dłoni przechadzając się po pokoju i czekając na cud. W tej chwili na niczym mi tak bardzo nie zależało, jak na tym, żeby Ashton złamał dane mi słowo i zadzwonił lub przysłał tu swoich kumpli. Minuty jednak mijały. Nic się nie zmieniło. Ta sama dołująca cisza doprowadzająca mnie już powoli do szału nie chciała się skończyć. W końcu jednym sensownym zajęciem, które przyszło mi do głowy, było zrobienie porządku z płytami na półce. Od zawsze uwielbiałam kupować płyty moich ulubionych artystów bądź zespołów i patrzeć jak moja kolekcja się powiększa. Wyciągnęłam cały mój zbiór z szafki i zaczęłam je układać zespołami oraz typami muzyki. Z każdą płytą wiązała się jakaś historia. Dokładnie pamiętam jak na moje dziewiąte urodziny dostałam od taty płytę The Who, bo chciał żebym zaznajomiła się z jego ukochanym zespołem. Na dziesiąte urodziny dostałam od niego album The Beatles, który przesłucham tylko raz, gdyż ten zespół nie przypadł mi do gustu. Pamiętam jak kupowałam płytę The Rolling Stones z przyjaciółką, która cały czas odradzała mi ten zakup, oraz jak kolega wcisnął mi do ręki albumy Green Day i Blink 182 mówiąc że koniecznie musze je kupić. Na siedemnaste urodziny dostałam od Monick płytę Ed'a Sheeran'a, jeszcze w tedy Monick nie wiedziała że nie słucham tego typu muzyki, ale o dziwo album "+" pokochałam. Płyt było mnóstwo, od metalu, rock'a i panku, przez pop i folk, aż do rapu i hip hopu. Jednak zdecydowanie moim najcenniejszym krążkiem była płyta Nirvany "Nevermind". Kochałam ten zespól odkąd usłyszałam na jednej z domówek "Heart-Shaped Box". Miałam w tedy piętnaście lat. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak przyszłam do domu w zniszczonych conversach za kostkę, potarganych czarnych jeansach, za dużej koszulce Nirvany mając włosy do ramion nierównomiernie rozjaśnione, gdyż za mojego fryzjera robiła koleżanka. W dłoni trzymałam płytę ukochanego zespołu, którą cudem udało mi się znaleźć w jednym z sklepów muzycznych. Tata w tedy myślał, że to przejściowa faza i nie miał nic przeciwko mojej nagłej zmianie, jednak już tydzień później odbierał mnie naćpaną ze szkoły. Po tym zdarzeniu powróciłam do bycia jego idealną córeczką, jednak moja miłość do zespołu nigdy nie wygasła.
    Akurat odkładałam ostatnią płytę na wyznaczone jej miejsce, gdy ciszę przerwał dzwoniący telefon. W ekspresowym tempie wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i nie patrząc na to kto dzwoni odebrałam.
    - Halo.
    - Nie otwieraj drzwi. - Ash. Odetchnęłam z ulgą że dzwoni, mając nadzieję że on bądź któryś z jego przyjaciół pojawi się w najbliższym czasie.
    - Ale nikt nie puka. - powiedziałam zdezorientowana i jak za zawołanie ktoś zapukał w drzwi. Podniosłam się z podłogi na której siedziałam i powoli ruszyłam w stronę korytarza.
    - Alex, błagam się otwieraj drzwi. - usłyszałam zdesperowany, prawie błagalny, głos Ashton'a.
    - Czemu?
    - Bądź cicho, nie podchodź do drzwi, a już tym bardziej ich nie otwieraj. Za nimi stoją ludzie którzy chcą cię dorwać. - gdy usłyszałam ostatnie zdanie momentalnie znieruchomiałam. Ktoś zaczął walić pięścią w drzwi.
    - Schowaj się i nie kończ połączenia.
    Posłusznie udałam się po cichu do sypialni w duchu dziękując za to że mam głęboką szafę. Otworzyłam ją i weszłam do środka zamykając za sobą drzwiczki. Stanęłam na samym końcu zasłaniając się ubraniami. Miałam nadzieję, że nawet jeśli ktoś otworzy szafę to mnie nie zauważy.
    - Teraz bądź cicho. Choćby nie wiem co nie wolno ci się odezwać.
    Chciałam mu odpowiedzieć, przytaknąć, ale nie mogłam. Usłyszałam huk otwieranych drzwi wejściowych i szybko zakryłam ręką usta, z których prawie wydobył się pisk. Słyszałam odgłos ciężkich kroków w mieszkaniu. Musiało być dwóch włamywaczy, bądź więcej o ile ktoś stał na czatach. Mimowolnie łzy naszły mi do oczu. Walczyłam sama ze sobą, żeby nie wyskoczyć z szafy i nie rzucić się do wyjścia. Kroki były coraz głośniejsze, aż w końcu usłyszałam jak ich właściciel wchodzi do sypialni. Nie potrafiłam zatrzymać łez spływających mi po policzkach. Prawą dłonią wciąż trzymałam telefon i słuchałam spokojnego oddechu Ashton'a, a lewą coraz mocniej przyciskałam do ust powstrzymując się żeby nie zacząć krzyczeć. Nagle usłyszałam jak dodatkowe osoby wbiegają do mieszkania. Ktoś zawył z bólu, a zaraz po tym nastąpił strzał. Osoba, która akurat przebywała w mojej sypialni, ciężko upadła na ziemie. Z moich ust wydobył się cichy pisk którego nawet dłoń nie była w stanie zatrzymać. Bałam się coraz bardziej. Ktoś zaczął ciągnąć ciało po podłodze, potem nastała cisza, która była jeszcze bardziej przerażająca. Czułam jak się trzęsę. Nawet jakbym chciała to i tak nie potrafiłam się ruszyć. Ashton nadal się nie odzywał, ale nie przerwał też połączenia. Stałam w ciemnej szafie, zasłonięta ubraniami, z zamkniętymi oczami, dłonią przyciśniętą do ust, modląc się żeby to był tylko głupi sen. Oddychałam ciężko, z trudem łapiąc każdy kolejny oddech. Nagle drzwi szafy się otworzyły i czyjaś ręka chwyciła mnie za koszulkę szarpiąc za nią i wyciągając mnie z ukrycia. Telefon wypadł mi z dłoni lądując gdzieś na podłodze. Nie patrząc na tajemniczą osobę, chwyciłam za dłoń, która wciąż ściskała mój T-shirt, wykręcając ją i kopiąc w krocze. Zakapturzona postać uwolniła materiał koszulki i mimowolnie się skuliła. Moja wolność nie trwała jednak długo, gdyż poczułam czyjeś dłonie na mojej tali. Na oślep uderzyłam w tył łokciem i kopnęłam nogą w tył. Kolejny napastnik zawył z bólu uwalniając mnie z uścisku. Biegiem ruszyłam do drzwi pokoju, które ku mojemu zdziwieniu były zamknięte. Szarpnęłam za klamkę pociągając ją do siebie, a moim oczom ukazała się jeszcze jedna zakapturzona postać. Przestraszona krzyknęłam i instynktownie uderzyłam z całej siły pięścią w twarz nieznajomego.
    - Kurka! - krzyknął odsuwając się i robiąc mi miejsce, już miałam pobiec do wyjścia gdy czyjaś dłoń chwyciła mnie za kostkę przez co runęłam na ziemię. Zaczęłam krzyczeć, piszczeć i kopać na oślep, jednocześnie błagając żeby dłoń mnie puściła.
    - Alex, uspokój się! - wszędzie rozpoznam ten głos. Gwałtownie usiadłam kierując wzrok na osobę trzymającą moją nogę.
    - Michael?! - krzyknęłam z niedowierzenia. Dopiero teraz dostrzegłam z kim miałam do czynienia. Luke kulił się na podłodze trzymając się za krocze, Mike puścił moją nogę i chwycił się za okolice oka, które właśnie zaczynało przyjmować odcień fioletu, a Calum tamował krew z nosa wciąż stojąc w drzwiach.
    - Rozwaliłaś mi nos! - wydarł się, dzięki czemu moi sąsiedzi z pewnością usłyszeli go bez problemu.
    - A mi jaja. - wyszeptał pełnym bólu głosem Luke.
    - Jak ja będę wyglądał z podbitym okiem! - dołączył się Mike. Nie wiedziałam już czy mam im dziękować za ratunek, czy też śmiać się z zaistniałej sytuacji. Mój brak powagi w nieodpowiednich chwilach jednak wygrał i już po chwili zwijałam się ze śmiechu na podłodze. Chłopacy patrzyli na mnie jak na wariatkę, jednocześnie gromiąc mnie spojrzeniami.
    - Pobiła was dziewczyna. - powiedziałam, gdy w końcu się trochę uspokoiłam. Te słowa skutecznie podziałały na blondyna i bruneta, którzy dołączyli do mnie i również zaczęli się śmiać. Cal za to oburzony poszedł do łazienki, mówiąc coś pod nosem tak że nie mogliśmy go dokładnie usłyszeć.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Rozdział krótki, ale jest. To taka rekompensata za moją długą nieobecność, gdyż mój komputer był w naprawie i nie miałam jak pisać i dodawać nowych rozdziałów.
    Mam nadzieję, że wam się podoba, bo mi bardzo. Przepraszam, ale polubiłam nabijać się z chłopaków.
    Jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować to niech pisze na tt: @alex98turner, jednak żebym zaczęła was obserwować to musicie mi to napisać bo obserwuje mnie dużo kąt BIO itp. Nie bójcie się, nie gryzę, wręcz przeciwnie jestem otwarta na nowe znajomości.
    Osobą, które komentują bardzo dziękuję. Jesteście wspaniali. Każdy komentarz to moja motywacja i poprawa humoru, także nie przestawajcie komentować, a ci którzy tego nie robią to niech zaczną bo to na prawdę nie zajmuje nie wiadomo jak dozo czasu, a przynosi wiele radości.
    Love you all!

czwartek, 23 października 2014

ROZDZIAŁ 16

    Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą, to na dole jest możliwość dodania komentarza. Gdybyście z niej skorzystali byłabym ogromnie wdzięczna.    
    Część dalsza notki znajduje się jak zawsze pod rozdziałem.

    -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    - Jak ci minął dzień?
    - Widzę, że wracamy do początków.
    - Możesz już mówić, więc nie widzę potrzeby żeby przychodzić.
    Punktualnie o 11 wieczorem zadzwonił telefon. Z początku zdziwiło mnie to, bo Ashton cały tydzień przychodził, a teraz chciał znów wrócić do nocnych telefonów. Owszem lubiłam z nim prowadzić rozmowy, nawet jeśli zupełnie nie miały sensu, ale polubiłam też zasypianie w jego ramionach. Tak na prawdę nie znałam tego człowieka, ale dawał mi poczucie bezpieczeństwa przytulając mnie do swojej klatki piersiowej silnymi ramionami. Perspektywa rozmów przez komórkę i nie moc przytulenia się do niego, albo chociażby poczucia jego obecności, oddechu na karku gdy zaczynał się chichotać, przygnębiała mnie. Zdążyłam się do niego przywiązać. I to był mój problem. Za szybko przywiązuję się do osób. Muszę się w końcu tego oduczyć, bo kiedyś to mnie zabije.
    - Ale ja widzę taką potrzebę!
    - Czyżbyś się zakochała? - zachichotał, co było trochę dziwne, bo chłopacy na ogół tego nie robią.
    - Oczywiście że nie! - od razu zaprzeczyłam, ale pomimo tego poczułam ciepło na moich policzkach.
    - Nie kłam. Jak mogłabyś się nie zakochać w takim bogu seksu.
    - Bogu seksu, jak miałam się w tobie zakochać nie wiedząc jak wyglądasz? Skąd mam wiedzieć że na przykład nie masz jedynki bo to twoja przerwa na szluga?
    - Co? - zaśmiał się.
    - Jeśli myślałeś że nie wyczuję od ciebie zapachu fajek to się myliłeś.
    - Nawet nie staram się go ukryć. W końcu na coś trzeba umrzeć.
    - Taa... A jak trafisz do szpitala to będziesz błagał żeby cię ratowali.
    - Nie przewracaj oczami. - spoważniał. Znieruchomiałam zaskoczona, bo niby skąd miałby wiedzieć że to zrobiłam. Zaczęłam się rozglądać po pokoju przypominając sobie że umieścił w moim domu kamery. Muszę zapamiętać żeby przejrzeć wszystkie zakamarki i usunąć to ustrojstwo z mojego domu. W końcu należy mi się trochę prywatności.
    - Wróćmy do początku naszej rozmowy. Jak minął ci dzień?
    - Zawsze musisz zadawać to daremne pytanie?
    - Tak.
    - Wspaniale Ashton. - powiedziałam sarkastycznie, przysiadając na skraju łóżka. - Nie licząc tego że w kawiarni gapił się na mnie jakiś dziwny typ, na zakupach ciągle za mną chodziła zakapturzona postać i prawie ktoś wjechał w mój samochód na skrzyżowaniu. To był wspaniały dzień, a jak minął ci twój? - dokończyłam przesłodzonym głosem, pełnym sarkazmu.
    - Zraz, co?! - krzyknął. - Opowiedz mi wszystko dokładniej. - zażądał, a ja bez żadnego sprzeciwy zaczęłam opowiadać wszystko ze szczegółami. Zaczęłam od nieznajomego z kawiarni, który wypalał we mnie dziurę swoim intensywnym spojrzeniem, następnie przeszłam do zdarzenia z super marketu. Jakiś mężczyzna w czarnej bluzie, z kapturem na głowie, chodził za mną krok w krok pomiędzy regałami, a gdy spojrzałam w jego stronę udawał że spogląda na produkty, na pułkach. W drodze powrotnej za to, jadąc przez skrzyżowanie jakiś idiota perfidnie jechał rozpędzony w moją stronę, a mi w ostatniej chwili udało się uniknąć stłuczki.
    - Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?!
    - A kiedy niby miałam ci powiedzieć?! Nie mam numeru telefonu ani twojego, ani żadnego z twoich przyjaciół! - wykrzyknęłam zdenerwowana, jego wyrzutami. W słuchawce rozległo się głośne westchnienie. Przez chwilę panowała cisza, którą chłopak po chwili przerwał.
    - Zaraz będę u ciebie. - po tych słowach usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia.
    Ash kiedyś wspominał, że chce mnie chronić, ale nigdy nie mówił przed kim. Odkąd pojawił się w moim życiu był spokój, więc nie brałam jego słów na poważnie. Jego reakcja mnie zdziwiła i właśnie dzięki niej dotarło do mnie że to co mi mówił do tej pory jest prawdą, ale z drugiej strony może wszystko to była tylko seria przypadków. Może Josh miał rację, mówiąc że chłopak z kawiarni to mój kolejny adorator, może mężczyzna z super marketu wcale za mną nie chodził, w końcu nie odwracałam się cały czas za siebie żeby sprawdzić czy jest w pobliżu, tylko parę razy zerknęłam za siebie, a kierowca ze skrzyżowania mógł być zmęczony jakąś długą podróżą i mógł przysnąć za kierownicą. Wszystko można było logicznie wytłumaczyć. Wszystko, tylko nie gwałtowną reakcję Ashton'a.
                                                                              *
    - To były zwykłe przypadki!
    - Jesteś taka głupia czy tylko udajesz?! Obudź się, bo są osoby które chcą cię dorwać!
    - Skąd mam wiedzieć, że ty nie jesteś jednym z nich!
    - Bo cię kurwa chronię!
    - Wpierdalasz się w moje życie i zabierasz moją prywatność!
    Od jakiejś dobrej godziny prowadziłam zaciekłą kłótnię z Ashton'em. Każde z nas należało do osób upartych, więc nie zanosiło się na koniec. Powoli miałam go dość, ale podejrzewałam że nawet jeśli spróbuję go wyrzucić z domu i tak mi to nie wyjdzie.
    - Nie musiałbym tego robić, gdybyś się nie wpakowała w to bagno!
    - Jakbyś jeszcze nie zauważył, to jestem dużą dziewczynką i potrafię sobie sama poradzić! I przy okazji, nie prosiłam cię o pomoc!
    - Nie poradzisz sobie sama!
    - Skąd to niby wiesz!
    - Dobra! - krzyknął dużo głośniej niż wcześniej i zmierzył mnie od góry do dołu wściekłym spojrzeniem. - Od teraz radź sobie sam, zobaczymy jak długo ci się to uda. - dodał przez zaciśnięte zęby po czym wyszedł trzaskając drzwiami. W domu zapadła grobowa cisza pośród której mogłam usłyszeć bicie własnego serca. Stałam na środku sypialni starając się unormować oddech. Zaciskałam pięści ze złości na tyle mocno, że aż czułam wbijające się paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. W tym momencie nie wiedziałam czy bardziej nienawidzę Ashton'a za to że skomplikował mi życie, czy siebie za to że powiedziałam mu o dzisiejszym dniu. Gdybym tego nie zrobiła, sytuacja sprzed chwili nie miała by miejsca, ale za to z drugiej strony możliwe, że w końcu moje życie wróci do szarej rzeczywistości. Lubiłam gdy coś się działo, ale nie po to przeprowadziłam się do Sydney i zaczęłam pracować w daremnej kawiarni, żeby teraz wszystko znów zaczęło się komplikować.
                                                                             *
    Przerzuciłam kolejną stronę gazet siedząc za ladą na stołku barowym podczas swojej zmiany, gdy w kawiarni rozbrzmiał dzwonek zwiastujący nowego klienta. Podniosłam wzrok z nad lektury i spojrzałam na nowo przybyłą osobę. Mężczyzna miał na sobie czarne rurki, conversy i szaro-czarną bluzę z kapturem naciągniętym na głowę. Był skierowany do mnie plecami idąc w stronę jednego ze stolików pod ścianą. Odsunął jedno z krzeseł i zamaszystym ruchem zdjął kaptur z głowy jednocześnie kierując swój wzrok na mnie. Momentalnie zaschło mi w ustach. Ten sam chłopak co wczoraj. Jego ciemno blond logi były przepasane czerwoną bandaną, przez co grzywka wchodziła mu do oczu, które wpatrywały się we mnie z tą samą intensywnością co wczoraj. W tym właśnie momencie powinnam wstać i podejść do niego, żeby zebrać zamówienie, ale postanowiłam pozostawić to zadanie Josh'owi.
                                                                              *
    Przez całą zmianę ukradkiem wpatrywałam się w nieznajomego. Pomimo tego że nic nie zamówił ciągle siedział w tym samym miejscu wpatrując się we mnie, bądź pisząc coś na telefonie. Parę razy udało mi się zobaczyć jego uśmiech, gdy czytał prawdopodobnie otrzymanego od kogoś esemesa, i za każdym razem myślałam sobie jak ślicznie wygląda z dołeczkami w policzkach. Nie wiedziałam już czy bardziej mnie przeraża, czy też pociąga, ale mimo tego i tak ani razu nie zbliżyłam się w jego stronę.
    - Sprzątniesz kubki z tamtego stolika? - zapytał Josh wskazując na stolik pod ściną tym samym przerywając moje rozmyślenia.
    - Pewnie. - uśmiechnęłam się do niego wstając z krzesła i chwyciwszy jedną z białych ścierek i tackę, ruszyłam w stronę wskazanego mi miejsca. Ku mojemu zdziwieniu klient który tutaj siedział w ogóle nie tknął swojej kawy. Postawiłam więc kubek z czarną cieczą na tacce i wytarłam stolik ścierką. Będąc myślami już daleko stąd, odwróciłam się z tacką w ręce przy okazji pozbywając się z niej kubka, gdyż nie zauważyłam przechodzącej za mną osoby i zahaczyłam o nią tacką. Czarna ciecz wsiąkła w szary materiał. Spojrzałam w górę od razu zaczynąjąc przepraszać poszkodowaną osobę, jednak mój głos zawiesił się w połowie zdania. Przede mną stał blond chłopak uśmiechając się od ucha do ucha, przez co jego dołeczki były jeszcze bardziej wyraźne niż wcześniej. Nic nie mówiąc, schylił się i podniósł z podłogi kubek, który o dziwo pozostał w całości. Podał mi go i z uśmiechem na ustach wyszedł z kawiarni jakby nigdy nic. Spojrzałam jeszcze za okno śledząc wzrokiem oddalającą się postać do puki nie znikła w tłumie. Jeśli pierwsze wrażenie jest najważniejsze, to ja właśnie je spaprałam.
                                                                              *
    Od razu po powrocie do domu wzięłam się za poszukiwanie i usuwanie kamer z mieszkania. Ashton pochował je we wszystkich możliwych miejscach. W salonie znalazłam dwie, jedną w doniczce kwiatka, a drugą na regale z książkami. Były na tyle małe, że nie dziwię się iż nie zauważyłam ich wcześniej. Po przeszukaniu całego salonu, zabrałam się za szperanie w sypialni w której znalazłam aż cztery. Każda z nich była w jednym z czterech kątów, dzięki czemu chłopak miał idealny wgląd na cały pokój. W łazience na szczęście nie znalazłam żadnej, ale za to w przedpokoju odnalazłam jedną pośród kurtek na wieszaku, a w kuchni, w pojemniku na ciasteczka. Gdy już przeszukałam cały dom, zanim wyrzuciłam je do kosza, każdą rozwaliłam młotkiem w celu uniemożliwienia ponownego użycia. Na reszcie poczułam się swobodnie we własnym mieszkaniu. To był pierwszy dzień od dwóch tygodni podczas którego mogłam poczuć się swobodnie. Jednak trochę brakowało mi towarzystwa jednego z przyjaciół Ashton'a. Lodówka była pełna co oznaczało że nawet pod moją nieobecność nie było tutaj Mike'a. Konsole do gry pozostały nieruszone leżąc na stoliku, a program w telewizorze był taki sam jakim go pozostawiłam. Oznaczało to że Ash dotrzymuje słowa i daje mi wolne od jego, jak i jego kolegów.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Na prośbę pewnej osoby napisałam one-shot'a +18 o Calum'ie. Po raz pierwszy pisałam sceny erotyczne więc mam nadzieje, że będziecie wyrozumiali. Cały czas czegoś mi w nim brakuje, ale nie wiem czego, tak więc jeśli się dowiem zostanie on zaktualizowany. Dodałam go już jednak, żeby bardziej nie zwlekać bo pisałam go od ok połowy sierpnia. Jeśli ktoś chce to przeczytać to, to jest link do niego: http://www.wattpad.com/story/24737246-wyzyskiwaczka-calum-hood-one-shot-%2B18