piątek, 16 maja 2014

ROZDZIAŁ 1

                                                                  *Now*

    Jak zawsze rano obudził mnie piskliwy dźwięk budzika. Nie otwierając oczu wyciągnęłam rękę z pod kołdry i na chybił trafił uderzyłam nią w miejsce, gdzie powinien stać budzik. Usłyszałam głośny dźwięk upadającego urządzenia. Ściągnęłam z głowy nakrycie i spojrzałam na podłogę.
   - Lista rzeczy do kupienia: budzik. - powiedziałam przyglądając się rozsypanym metalowym częścią na podłodze. - Przynajmniej już nie dzwoni. - dodałam już z uśmiechem na twarzy.
    Wygrzebałam się z łóżka i pokierowałam do łazienki, po drodze wyciągając pierwsze lepsze ubrania z szafy. Gdy doszłam do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam w lustru. To co zobaczyłam z pewnością nie było mną. Moje włosy odstawały w każdą możliwą stronę przy okazji zakrywając połowę twarzy. Wyglądałam tak codziennie po wstaniu rano, więc można powiedzieć że byłam przyzwyczajona do tego widoku. Odwróciłam się w stronę prysznicu, ściągłam z siebie piżamę i weszłam do kabiny odkręcając ciepła wodę. Stałam tak pod strumieniem wody przez parę minut czekając aż zmyje ze mnie resztkę snu. Następnie namydliłam swoje ciało i wszystko dokładnie spłukałam. Wyszłam na zimne kafelki, owinęłam się białym ręcznikiem i zaczęłam działać moje poranne cuda. Włosy wysuszyłam i spięłam w wysokiego kucyka, rzęsy wytuszowałam, a na ciało założyłam ubrania. Jak się okazało dziś miałam na sobie czarne dżinsy i koszulkę z logo Guns N Roses. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. W końcu wyglądałam jak człowiek, a nie jak zombi. Przed wyjściem z łazienki powiesiłam mokry ręcznik na kaloryferze, a piżamę wrzuciłam do kosza na pranie. Po wykonaniu tych czynności udałam się do kuchni. Włączyłam radio i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Wyjęłam z szafek potrzebne mi rzeczy, a dokładniej miskę, łyżkę, płatki i mleko. W radiu zaczęła lecieć moja ulubiona piosenka, więc porzuciłam robienie śniadania. Zaczęłam tańczyć i śpiewać przy okazji podgłaśniając radio. Gdy piosenka się skończyła byłam pełna pozytywnej energii. Jednak gdy spojrzałam na zegarek zdałam sobie sprawę że jeśli teraz nie wyjdę to spóźnię się do pracy. Wcisnęłam do ust garść płatków, wzięłam łuk mleka i biegiem udałam się do przedpokoju. Ubrałam trampki, skórzaną kurtkę i zarzuciłam na ramie torebkę. Wróciłam się jeszcze do sypialni by zabrać swój telefon. Chwyciłam mój skarb w ręce i ruszyłam biegiem do auta. Zakluczyłam dom, a następnie zbiegłam po schodach i skierowałam się na parking. W biegu minęłam listonosza, który jak co dzień powiedział mi z uśmiechem dzień dobry, na co odpowiedziałam tak samo. Dobiegłam do auta otworzyłam je, usiadłam za kierownicą rzucając torebkę na miejsce pasażera i ruszyłam w stronę kawiarni w której pracowałam. Co dziennie mój dzień zaczynał się tak samo. Muszę go jakoś urozmaicić, bo to już się stało nudne. Po piętnasto minutowej jeździe zaparkowałam samochód na parkingu niedaleko kawiarni, a następnie udałam się do wyznaczonego budynku. Po wejściu do środka uderzył we mnie zapach parzonej kawy i świeżo pieczonych ciastek. Kawiarenka była urządzona w stylu retro. Zawsze można było tu usłyszeć zapomniane już dawno piosenki, napić się mocnej kawy i zjeść coś słodkiego. Kelnerzy mieli na sobie białe jedwabne spodnie i żółte koszule, a kelnerki żółte sukienki zapinane od przodu na guziki. Jednak wszystkich w wyglądzie łączyły brązowe wrotki. Pracowała nas tutaj dziesiątka. Ja i Josh pracowaliśmy od poniedziałku do piątku od 8 do 14, a następnie przychodzili nas zmienić Monick i Paul. Z tego co wiem to w weekend pracowali tu jacyś studenci jednak nigdy nie udało mi się poznać żadnego z nich. Ruszyłam na zaplecze w celu przebrania się w robocze ubranko i założenia mojego przekleństwa na nogi przez które przynajmniej raz dziennie Josh zbierał mnie z podłogi. Na szczęście mieliśmy układ że to on obsługuje gości, a ja kasę. Po przebraniu się i pomocy ścian jak i kontuaru usiadłam w końcu na stołku barowym przy kasie. Było parę minut przed ósmą więc chwyciłam do ręki jakąś gazetę i zaczęłam ją przeglądać. Długo to nie trwało bo przerwał mi dźwięk dzwonka obwieszczający klienta. Do środka wszedł nasz codzienny gość, pan Jones. Podszedł do mnie i jak co dzień zamówił czarną kawę i szarlotkę. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, którą przerwał Josh wbiegając zasapany. Krzyknął w moją stronę krótkie cześć i poszedł na zaplecze się przebrać. Gdy wrócił podszedł do mnie i przytulił co zawsze czynił na powitanie.
    - Co u ciebie? - zapytał jak zawsze z wielkim uśmiechem na twarzy.
    - Od wczoraj za wiele się nie zmieniło, a u ciebie?
    - To samo. - westchnął udając smutnego, ale już po chwili z powrotem miał banana na twarzy. - Co robisz dziś wieczorem?
    - To zależy?
    - Od czego?
    - Od tego, czego o de mnie chcesz.
    - Idziesz ze mną i Monick do klubu?
    - Pandora? - zapytałam wymieniając nazwę klubu do którego zawsze chodziliśmy.
    - Nigdzie indziej się nie wybieramy. - zaśmiał się ukazując szereg białych zębów.
    - Idę z wami.
    - W takim razie będziemy po ciebie o 20. - powiedział i udał się do stolika przy którym zasiedli nowo przybyli klienci.
    Reszta mojej zmiany upływała powoli. Siedziałam przy kasie co jakiś czas wydając resztę i przygotowując kawę lub podając jakieś ciasto. Z Joshem więcej nie rozmawiałam bo chłopak był zajęty przyjmowaniem zamówień lub sprzątaniem. Gdy zegarek w końcu wybił 14 zmieniłam się z Monick. Chwilę pogadałyśmy o naszym dzisiejszym wyjściu, a następnie przebrałam się w moje ciuchy i skierowałam się w stronę auta w calu powrotu do domu. W drodze do domu wstąpiłam do baru z chińszczyzną, żeby wziąć coś na wynos. Po dotarciu do mojego mieszkania, zasiadłam na kanapie po drodze zrzucając z siebie kurtkę i buty. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać jakiś denny serial jedząc chińszczyznę. Po skończeniu posiłku i dość krótkim wylegiwaniu się, zwlekłam się z kanapy w celu przyszykowania na imprezę. Udałam się do łazienki w której wzięłam prysznic i zmyłam makijaż, który do tej pory gościł na mojej twarzy. Następnie pokierowałam się do sypialni. Otworzyłam szafę i stanęłam przed nią czekając na jakiś pomysł mówiący co mogłabym włożyć. Gdy nic nie przychodziło mi do głowy, wyjęłam wszystkie sukienki i położyłam je na łóżku. Zaczęłam każdą dokładnie oglądać i rozważać za i przeciw. Po dłuższym czasie zdecydowałam się na krwisto czerwoną bez ramiączek. Była obcisła przez co uwydatniała moje atuty. Do tego dobrałam złote dodatki i założyłam wysokie czarne szpilki. Na twarz nałożyłam mocny makijaż, a włosy pokręciłam i spięłam w wysokiego kucyka. Swój końcowy efekt obejrzałam w lustrze. Wyglądałam jak nie ja. Zniknęła zwykła dziewczyna w dżinsach i trampkach, a zastąpiła ją sex-bomba. Irytowało mnie jednak że sukienka ledwo zakrywała mój tyłek. Nie wieżę że kiedyś taki strój był dla mnie na porządku dziennym. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam że pod klatkę podjeżdża taksówka. Domyśliłam się że to muszą być Josh i Monick więc chwyciłam do ręki czarną kopertówkę w której znajdował się telefon i portfel, a po chwili także kluczę, którymi uprzednio zakluczyłam dom. Zeszłam na duł i wsiadłam do pojazdu witając się ze znajomymi. Podróż na szczęście nie trwała długo. Już po chwili byliśmy w Pandorze w śród dość sporego tłumu.  


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Przepraszam że ten rozdział jest taki nudny, ale nie będę was oszukiwać po prostu brak mi weny, a nie chciałam żebyście długo czekali na moje wypociny. Mam nadzieję że to was nie zniechęci, ponieważ akcja dopiero się rozkręci. Swoje opinie piszcie w komentarzach lub jeśli chcecie możecie się ze mną skontaktować na tt: @alex98turner . 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz