sobota, 16 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 11

    Chodziliśmy od klubu do klubu. Pijąc, tańcząc, po prostu się bawiąc. Nie wiem która jest godzina, ale wiem że już od dawna jesteśmy całkiem pijani. Już dawno tremu straciłam rachubę czasu. Nie znałam nawet nazwy klubu w którym się teraz znajdywaliśmy, ale bez zwątpienia był to klub ze striptizem. Siedzieliśmy przy jednym ze stolików, a przed nami znajdował się podest z rurą na którym tańczyły pół nagie kobiety. Siedziałam na kolanach Luke’a , który nie odrywał swoich ust od mojej szyi. Monick i Patrick zniknęli gdzieś w tłumie, co zbytnio mi nie przeszkadzało.
    - Nie musisz już udawać. – powiedziałam do blondyna. – Nie ma ich.
    - Dziękuję. – uśmiechnął się do kelnerki, która właśnie przyniosła nam drinki. – Zupełnie nie wiem o czym mówisz. – dodał już do mnie, uśmiechając się zalotnie.
    - Przypominam ci że nie jesteśmy parą.
    - Okej.
    W jednym momencie mnie obejmował, a w drugim siedział z rękoma na oparciu sofy i obserwował striptizerki. Sięgnęłam po swojego drinka i upiłam łyk.
    - Ty byś tak nie potrafiła. – usłyszałam głos mojego towarzysza i momentalnie spojrzałam na dziewczyny przed nami. – Jesteś zbyt sztywna.
    - Jaka jestem?
    - Zbyt sztywna, zbyt poważna…
    Nie dokończył bo przerwałam mu całując go w usta.
    - Sam tego chciałeś.
    Uśmiechnęłam się do niego, po czym zeszłam z jego kolan i ruszyłam w stronę schodków prowadzących na podest.
    - Nie zrobisz tego. – usłyszałam za sobą, ale postanowiłam zignorować tą uwagę. Zdecydowanie wypiłam za dużo alkoholu alkoholu, bo na trzeźwo bym tego nie zrobiła.
    Weszłam na podest i pewnym krokiem ruszyłam w stronę rury. Stanęłam tyłem do 
rozentuzjowanego tłumu i zaczęłam powoli rozpinać sukienkę. Gdy zamek był już cały odpięty, czarny materiał powili zaczął zsuwać się z mojego ciała. Już po chwili wszyscy mogli obejrzeć moją czarną, koronkową bieliznę. Na ułamek sekundy, moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem blondyna, który siedział wygodnie, popijając drinka i lustrując mnie wzrokiem. W tym momencie cieszyłam się, że dałam się namówić Monick na kurs tańca na róże, jakieś pół roku temu. Naśladowałam ruchy pozostałych dziewczyn, wykorzystując także te których się kiedyś nauczyłam. Widownia szalała, ale mi to nie wystarczyło. Spojrzałam na Luke’a, sięgając jednocześnie za sobą w celu odpięcia stanika. Chłopak wyciągnął telefon z kieszeni, po czym podbiegł do mnie i przerzucił sobie przez ramię, znosząc ze sceny i zabierając po drodze moją sukienkę, przez co nie zdążyłam uczynić tego czego chciałam. Widownia zaczęła buczeć, ale chłopak się tym nie przejął, zamiast tego ruszył w stronę tylnego wyjścia. Chwilę później moje ciało ogarnął chłód, ale nie na długo, bo blondyn wrzucił mnie na tylnie siedzenie swojego auta, sam zajmując siedzenie pasażera. Nawet nie zdążył dokładnie zamknąć drzwi, gdy auto ruszyło.
    - Wkurwił się. – usłyszałam poważny głos Calum’a, który siedział za kierownicą.
    - To gdzie teraz. – podparłam się o siedzenia chłopców, by spojrzeć na drogę, którą jechaliśmy.
    - Do domu. – odpowiedział oschle Luke.
    - Chcesz przerywać taką fajną zabawę? – jęknęłam.
    - Masz przerąbane. – szatyn znów zwrócił się do blondyna.
    - Chyba nie powiesz mi że ci się to nie podobało. – zaśmiałam się, klepiąc blondyna w ramię.
    - Możesz się zamknąć! – odpowiedział mi krzykiem i gromkim spojrzeniem.
    - Ktoś tu się wkurzył. – zaśmiałam się.
    - Możesz pożegnać się z imprezowaniem. – tym razem Calum skierował tą uwagę do mnie.
    - A to niby dla czego? Bo wasz kolega tak chce? Wielkie mi halo. Jakiś idiota zabawiający się w nie wiadomo co. Jakby był taki odważny to zamiast dzwonić, czy też wysyłać was, sam by przyszedł. – powiedziałam, po czym zaczęłam naśladując głos mojego prześladowcy. – Jestem taki fajny i męski, żadna laska mi się nie oprze. Co tam zadzwonię i zacznę ją straszyć.
    Po wypowiedzeniu tych słów, obaj chłopcy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
    - No co? – zapytałam z uśmiechem.
    - Możemy ją zabić i zakopać? – zapytał Luke, wskazując na mnie kciukiem i spoglądając na Calum’a.
    - Do lasu to na lewo, prawda?
    - Tak skręć tutaj.
    Jak Luke wskazał, tak też Calum skręcił, ale już po chwili po samochodzie rozniosła się melodia. Szatyn kliknął coś na kierownicy i z głośników usłyszałam dobrze znany mi głos, którego ton wskazywał na maksymalne wkurzenie.
    - Nawet nie próbujcie.
    - Oj no weź. – jęknął blondyn. – Na mieście jest dożo lasek, znajdziesz sobie inną.
    - Hemmings, nie przeginaj.
    - Okej. 
    Z wielkim rozczarowaniem chłopcy zawrócili i z powrotem skierowali się w stronę mojego domu.
                                                                                                             *
    Obudziłam się z kacem rozrywającym mi głowę. Jedyne co zmusiło mnie do wstanie z łóżka to pragnienie. Przyniosłam więc z kuchni dwulitrową butelkę wody i zostawiłam ją przy łóżku, ponownie się kładąc z zamiarem przespania całego dnia. Oczywiście w najmniej odpowiednim momencie zadzwonił telefon i ku mojemu zdziwieniu dzwonił nieznajomy.
    - Halo? – powiedziałam szeptem odbierając połączenie.
    - Wczoraj się nieźle zabawiłaś.
    - Mów ciszej.
    - Nie. Kara musi być.
    - Pieprz się.
    - Z tobą zawsze.
    Rozłączyłam się, wyłączając od razu telefon i rzucając go na podłogę. Ostanie co zrobiłam przed pójściem z powrotem spać to otwarcie okna na oścież. Pomimo tego że padało, stwierdziłam że jest za ciepło, a rześkie powietrze pomoże mi zasnąć.
                                                                                                            *
    Obudziłam się koło jedenastej w nocy. Zrobiłam sobie kakao i skierowałam przed telewizor. Byłam w połowie drogi, gdy nagle zgasło światło. Zaczęłam nasłuchiwać, ale nie było słychać grzmotów, więc pewnie od sąsiada dzieciaki znów podłączyły za dużo rzeczy do gniazdka i wywaliło korki w bloku.
    - Wyłączyłaś telefon. – usłyszałam męski głos dochodzący z salonu. Przeszedł mnie dreszcz strachu. Głos nie należał do żadnej znanej mi osoby.
    - Kim jesteś? – zapytałam drżącym głosem. Obcy nie odpowiedział. Zamiast tego usłyszałam jak wstaje z kanapy, na której siedział, i ruszał ciężkim krokiem w moją stronę. Instynktownie zaczęłam się cofać, a kubek z gorącym napojem, trzymany w mojej dłoni, upadł rozbijając się na podłodze.
    - Mówiłem ci że masz go nie wyłączać. – wraz z tym zdaniem zrozumiałam do kogo należał ten głos.
    - Więc co mi teraz zrobisz?
    Nieznajomy zatrzymała się kilka kroków o de mnie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Jedyne co widziałam to szczupłą, czarną sylwetkę, dużo wyższą o de mnie.
    - Szkoda że zgasło światło, nie sądzisz? – zapytał z kpiną, tym samym zmieniając temat.
    - Ty to zrobiłeś?
    - Podobno boisz się ciemności. – zakpił. – I pająków. – dodał z naciskiem na ostatnie słowo.
    - Tylko nie mów…
    - Że w twoim mieszkaniu jest pająk? Mówiłem że jak wyłączysz telefon spotka cię kara. – wstrzymałam oddech. – Dokładniej mówiąc, dwa.
    - Co?! – pisnęłam.
    - Dwie czarne wdowy. Życzę miłej nocy. – zaśmiał się, kierując do wyjścia. Zagrodziłam mu drogę, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej, żeby powstrzymać go przed wyjściem. Przez jego koszulkę czułam zarys mięśni klatki piersiowej. Jego bliskość spowodowała u mnie szaleńcze bicie serca, ale nie odważyłam się spojrzeć mu w twarz.
    - Nie zostawisz mnie z „tym” samej. – wyszeptałam.
    Chłopak pochylił się, a ja czując jego oddech na swojej szyi przymknęłam oczy.
    - Włącz telefon. – odparł oschle z naciekiem na każde słowo.
    Wyminęłam go i ruszyłam szybkim krokiem do sypialni. Jak tylko znalazłam się w tym pomieszczeniu, upadła na kolana i zaczęłam po omacku szukać telefonu. Gdy w końcu go znalazłam, drżącymi dłońmi włączyłam go i odetchnęłam z ulgą, kiedy ekran komórki choć trochę rozjaśnił pomieszczenie. Moja radość nie trwała jednak długo. Poczułam dziwny dotyk na plecach. Zupełnie jakby coś po mnie szło. Zerwałam się na równe nogi, piszcząc i wymachując rękoma na wszystkie strony, będąc pewna że to pająk po mnie chodzi. Usłyszałam śmiech mojego nocnego towarzysza i momentalnie przestałam.
    - To nie jest śmieszne!
    - Nie sądziłem że taka będzie twoja reakcja. – odpowiedział, przez śmiech.
    - Wpuściłeś do mojego mieszkanie, dwa włochate pająki, wyłączyłeś światło i na domiar wszystkiego teraz robisz ze mnie kretynkę!
    - Uspokój się. Żartowałem z tymi pająkami, aż tak wredny nie jestem.
    - Wynoś się. – powiedziałam, przez zaciśnięte zęby.
    - Jak sobie chcesz.   
    Wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. Ruszyłam za nim na przedpokój, zatrzymując jeszcze na moment.
    - Skoro już tu jesteś, to może się przedstawisz?
    - Nie musisz znać mojej tożsamości.
    - Ale chcę.
    - Po co?
    - Bo mam dość zwracania się do ciebie „nieznajomy”.
    - Ashton.
    - A nazwisko?
    - Ciesz się że znasz chociaż imię.
    Po wypowiedzianych słowach wyszedł z mieszkania nawet się nie żegnając. Usłyszałam jak zamyka drzwi na klucz i już po chwili ciszy ruszyłam do okna. Otworzyłam je na oścież i wychyliłam się jak najbardziej w nadziei że ujrzę choć część parkingu i do wiem się jaki ma samochód. Jednak mogłam tylko o tym pomarzyć. Okna miałam skierowane na tył bloku, a parking był przed nim. Tylko ja byłam taka głupia żeby wpaść na pomysł pooglądania parkingu przez okno. Jedynce czego mogłam się dowiedzieć to, to że jeździ sportowym wozem, gdyż wskazywał na to dźwięk odpalanego silnika i jego późniejszą pracę przy odjeździe.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Wróciłam! Cieszycie się? Bo ja bardzo. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo brakowało mi dodawania nowych rozdziałów. To już można nazwać nałogiem. Będąc odciętą od internetu przez dwa tygodnie dowiedziałam się jak czuje się osoba uzależniona. Ale to już nie ważne. Tak jak pisałam w poprzedniej notce, podczas mojego "urlopu", napisałam nowe rozdziały. Jednak nie dodam ich wszystkich na raz. Będę wam robić paro dniowe odstępy. Okej, napisałam to co chciałam napisać, ale czas przejść do najważniejszej sprawy. Pisałam wam już, że was kocham? Nie? To właśnie teraz to pisze. KOCHAM WAS BARDZO, BARDZO MOCNO. Szczerze bałam się że jeśli nie będę przez dłuższy czas tutaj dodawać niczego nowego, to wejścia na bloga spadną. Wy sprawiliście że się pomyliłam. Jest wręcz przeciwnie. Jest więcej wejść, a ja dosłownie skaczę z radości! Na max'a się cieszę za ponad 3000 wejść! Jesteście niesamowici!Teraz mam ochotę, żeby was wszystkich mocnoooooo wyściskać. Jeszcze raz bardzoooooo mocno was kocham.
♥ U all!

2 komentarze:

  1. Jeju, od połowy zmusiłam się, żeby przeczytać rozdział do końca, tak bardzo przypominał mi "Cienia", nawet z dokładnością do rozdziału -.-
    Głęboki wdech, przeczytam go jeszcze raz. Czyż nie pisałaś, że Twoje opowiadanie nie jest wzorowane w 99% na "Cieniu"?

    OdpowiedzUsuń
  2. boski rozdział!! Ble też nienawidzę pająków brrr są ohydne... Ash taki tajemniczy, normalnie jaram sie!! Alex i Luke w tym kubie zaszaleli no no no było gorąco... cieszę sie, że już wróciłaś i nie mogę doczekać sie nexta weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń